--------------------------------------------------------------------
Szłam zmęczona, zdenerwowana i spóźniona co na pewno będzie mi wypominane przez długi, długi czas.Ale cóż nie moja wina. Spojrzałam na zegarek który miałam na ręce. Oho, pewnie się już zaczęło. Mogę sobie tylko wyobrazić minę matki. Ale będzie o tym głośno. Ciekawe czy wymyślą mi nową karę. Zaśmiałam się sama ze swoich jakże pozytywnych myśli.
- Hej, może cię gdzieś podwieźć laska?- Obróciłam się zdezorientowana. Przez swoje ważne myśli nie usłyszałam samochodu który jechał za mną. Znaczy teraz stał, ale wtedy musiał...Eh nie ważne. Bynajmniej teraz stał, a przez okno od strony kierowcy wystawała głowa jakiegoś chłopaka. Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że on ma psa na głowie.
- Hej, spadaj.- Odwróciłam się do niego tyłem i dalej kontynuowałam swoją podróż. Ten frajer z psem na głowie jechał za mną. Na początku chciałam go zignorować czy coś ale jakoś mi się to nie udało. Ale to nie moja wina, przecież... Zauważyliście, że dużo się tłumaczę?
- Wiesz może jednak cię podwieźć? Zbiera się na deszcz.- Spojrzałam na niebo. Cóż z racji tego, że jest noc co wiążę się z tym, że jest ciemno to jednym słowem... Gówno zobaczyłam. Chociaż to jest więcej niż jedno słowo. Zatrzymałam się i spojrzałam na tego pajaca zrezygnowana. Wsiadłam do tego jego głupiego samochodu, a ten walną chyba swój słodki uśmiech numer fajf. Położył rękę na moim kolanie, a ja spojrzałam na niego z jeszcze większą pogardą niż wcześniej.
- I nie było trzeba tak od razu?- Znów ten jebnięty uśmieszek, jakby to miało jakoś na mnie zadziałać. No cóż działa. Wywołuje u mnie chęć na wymioty.
- Bierz tą łapę, bo dzieci nie będziesz miał.- Chyba wziął moją groźbę na serio. Ale to dla niego dobrze. Wszyscy co mnie znają wiedzą, że ja zawsze mówię prawdę i lepiej mi nie podpadać. Pajac w końcu się opamiętał i ruszył. Spoglądałam tylko na drzewa i szukałam znaku informującego o zjeździe.
- Stój!!- Chłopak podskoczył na mój krzyk ale posłusznie się zatrzymał. Spoglądał raz na drogę raz na mnie, przerażony i całkiem zdezorientowany.
- Co? Przejechałem coś?
- Tak, zjazd po mózg.- Odpięłam pasy i spojrzałam na zdziwionego kretyna.- A więc to no... Żyj w szczęściu, rozmnażaj się i w ogóle. To ten... Strzałka!- Wyleciałam z jego samochodu jak burza i wbiegłam w zjazd. Uliczka była ciemna. Ale co się dziwić? W końcu jest noc, a po obydwu stronach jest las.
Przelazłam przez płot i szybko pobiegłam w stronę otwartych drzwi. Teraz tylko trzeba tak przejść żeby nic nie zbić, nie połamać się i..ogólnie nie zwrócić na siebie uwagi. Normalnie jak ninja. Szłam przyklejona do ściany i gdy tylko dotarłam do schodów zaczęłam po nich biec jak najszybciej aby tylko dostać się do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie. Na łóżku dojrzałam kieckę którą miałam ubrać. W pośpiechu zdejmowałam z siebie ubrania i wleciałam do swojej łazienki. Szybki prysznic, suszenie włosów i mogę się ubrać. Założyłam to coś czego nie noszę, zakręciłam włosy na lokówkę, a później spięłam je w luźnego koka, pozwalając aby niektóre kosmyki opadały mi swobodnie na ramiona. Zrobiłam jeszcze szybki makijaż i byłam gotowa. Przejrzałam się jeszcze w lustrze które wisiało na całej długości ściany i wyszłam, gotowa stawić czoła matce i reszcie bardzo ważnych ludzi. W myślach cały czas powtarzałam sobie: lewa, prawa, żeby się nie wyrżnąć w tych buciorach. Spostrzegłam stojącego Jack'a opartego o filar i uśmiechnęłam się do niego.
- Spóźniłaś się.- Podał mi ramię i razem stanęliśmy przed wielkimi brązowymi drzwiami. Jakiś gościu którego wcale nie znam poszukał nas na liście i kiwnął głową, że mamy być gotowi.
- Króliki mnie zaatakowały.- Tylko tyle udało mi się powiedzieć bo wielki drzwi się otwarły, a ja uśmiechnęłam się sztucznie do wszystkich zgromadzonych którzy w tej chwili się nam przyglądali.
- Panienka Harriet Marie Lane z towarzyszącym jej Jack'em White'm.- Odszukałam w tłumie bardzo ważną dla mnie osobę i skupiłam się na niej. No przynajmniej próbowałam. Ale cóż, te zazdrosne miny wszystkich lasek które patrzyły na mnie i Jacka były lepsze. Wiem, że na niego leciały ale cóż. One jak wchodziły to prawie nikt nie zwracał na nie uwagi, a na mnie? Patrzyła każda osoba zgromadzona tutaj. Zapewne przyciągnęłabym ich wzrok nawet bez wywołania mnie. Średniego wzrostu blondynka, z czupryną na głowie i ostrym makijażem, krwistą szminką, ubrana na czarno. Tego nie da się nie zauważyć.
Zeszliśmy ze schodów i już po wszystkim. Rozdzieliliśmy się jak zwykle bywa na takich 'imprezach'. On poszedł poderwać jakąś naiwną laskę na jedną noc, a ja? Ja poszłam przywitać ojca. Ale cóż jeszcze mi to nie zostało dane. Drogę zastąpiła mi wściekła matka wraz z jej nowym mężem, a moim ojczymem.
- Harriet spóźniłaś się godzinę.- Syknęła do mnie i spiorunowała mnie wzrokiem. Chyba chciała się do czegoś przyczepić ale nie miała do czego. Ubrałam wszytko co mi przygotowała i nie ma krzyku na temat mojego wyglądu. Niech mnie w dupę chaknie.!
- Gdybyś nie wysłała mnie do psychologa twierdząc, że jestem jebnięta na umyśle to bym się nie spóźniła. - Zatkało ją. Ale cóż mówiłam na początku, że to nie moja wina. Nie wiedziała co ma mi odpowiedzieć. Uśmiechnęłam się do niej zwycięsko i poszłam do taty. Może was troszkę dziwić fakt, że on tu jest. Albo nie? Pff, i tak wytłumaczę o co biega. A więc moim rodzice rozwiedli się gdy miałam szesnaście lat czyli dwa lata temu. No właściwie to dwa będzie jutro. Taaa, se datę wybrali. Rozwód dostali w moje urodziny. To miałam prezent. Ale dobra wracając do tematu. Rozwiedli się, ale nadal utrzymują jako takie kontakty więc tatuś tutaj jest. Znaczy jako takie.... Pieprzą się gdy ten zasrany Josh jest na jakimś wyjeździe czy coś. Skąd to wiem? Słyszałam raz czy dwa razy.... Albo może z pięć ale pomińmy ten szczególik.
- Cześć, Her jak zwykle wielkie wejście.- Przytuliłam się do ojca i dałam buziaka w policzek zostawiając na nim czerwony ślad który starłam, żeby później nie było.
- Taaa, zakończenie będzie jeszcze większe. Będziesz jutro?- Podeszłam z nim do stolika ze szampanem i wzięłam kieliszek. Tata zrobił to samo.
- Oczywiście, że tak. W końcu moja córeczka wkracza w dorosłe życie.
- Wkroczyła już dawno, ale dobrze robisz podlizując się. Moja szkoła.- Stuknęłam jego kieliszek swoim i uśmiechnęłam się do niego.
- Harriet obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego. Matce bardzo zależy aby wszystko przebiegło pomyślnie. Od tego zależy jej wielki projekt.
- Sama tego chciała. Gdyby nie zgłosiła się jako chętna do pomocy w moich godzinach to by nie było zamieszania.- Znów krótkie wyjaśnienia. Otóż jakiś tydzień temu miałam sprawę w sądzie. Kiedyś tam obraziłam policjanta, któryś raz z rzędu, a z racji tego, że miałam wielką bekę to obraziłam tego samego pieska któryś raz. No i w końcu trafiłam do sądu. Hmm, nawet tam nie usłyszałam wyroku bo mnie z sali wynieśli. Tak trochę mnie poniosło, i znów zaczęłam ich wyzywać. Matka zapłaciła karę porządkową, a mnie skazali na odpracowanie godzin społecznych. Moja błyskotliwa matka zaproponowała abym odpracowała je u niej w firmie, i BAM!
- Harriet proszę, chociaż dziś.- Wywróciłam oczami i pokiwałam twierdząco głową. Jemu jakoś nie potrafiłam odmówić. Nie wiem czemu. Obejrzałam się za siebie i westchnęłam.
- Pracę czas zacząć.- Oddałam tacie kieliszek i podeszłam do matki która rozmawiała z jakimś starszym zgredem. Stanęłam obok niej i znów sztuczny uśmiech.
- Ooo, Paul oto moja piękna córka Harriet. To właśnie ona będzie mi pomagała w strojach dla chłopców.- Podałam temu faciowi rękę, a on ją ucałował. Gdy tylko ją puścił wytarłam niepostrzeżenie wierzch dłoni w sukienkę.
- Miło mi pana poznać.- Znów sztuczny uśmiech. Och, to już chyba mi w nawyk weszło czy coś. Taki odruch bezwarunkowy. Coś tam jednak pamiętam z biologi.
- Mi również Harriet. O, chłopcy idą, przedstawię cię im.- W środku się cała gotowałam. Miałam nadzieję, że pójdę się schlać, przelecę jakiegoś gościa i będę mogła iść spać. To nie! Podeszła do nas jakaś piątka chłopaków, a ja rozpoznałam jednego z nich. Ten z psem! Tak to on! Wszędzie poznam ten firmowy uśmiech numer fajf. Mama i ten cały faciu zostawili nas, z rozkazem udania się na balkon. Od razu tam poszłam nie czekając na nich. Usiadłam na leżaku i po chwili obok mnie pojawili się ci pajace.
- Szybko wybiegłaś. Martwiłem się, że coś ci się stało.- Ten z psem chyba chciał udawać miłego i troskliwego ale mu się nie udało.
- Twoja historia mnie wzruszyła. Napisz do gazety może cię wysłuchają.- Jakiś inny chłopak o ciemnej karnacji zagwizdał i spojrzał na mnie z podziwem.
- Ostra. Lubię takie.- Puścił do mnie oczko.
- To siebie tabasco kup i bułkę nim wysmaruj. Jack!- Krzyknęłam do chłopaka którym przechodził obok. Uśmiechnął się do mnie i podszedł. Wstałam i spojrzałam na niego.- Ile?- Uśmiechnął się do mnie jeszcze szerzej.
- Na razie dwie. Rozkręcam się.
- Szlag! Podwójnie.- Wyciągnęłam ze stanika 50$ i dałam mu z niechęcią. On tylko z cwaniackim uśmiechem włożył je do kieszeni.
- A ty?- Po co pytasz bałwanie, jak wiesz?~ Taka myśl przebiegła mi przez głowę gdy zadał mi jakże trafne pytanie.
- Na razie zero. Ale jeszcze dziś będziesz płacił.- Zaśmiał się z pogardą i odszedł dumny na dalsze łowy. Usiadłam zrezygnowana i zakryłam twarz dłońmi. Trzeba to nadrobić, on nie może mnie pobić. Spojrzałam na kretynów przede mną. A gdyby tak? Nie... Harriet głupia krowo, daj spokój! Przecież nie z nimi! Jak możesz? Chociaż raz przegraj.
- Nigdy.- To już powiedziałam na głos i zwróciłam tym swoją uwagę.- Nigdy nie mogłam zrozumieć po co komu balkony w domu?- Palnęłam pierwsze co mi na myśl przyszło. A co miałam powiedzieć? Cóż trzeba było.
- Tak, tak. A właściwie to pani Meg jest twoją mamą?- Jakiś jeden z nich którego imienia nie zapamiętałam, jak zresztą ich wszystkich usiadł obok.
- Noo, jeżeli można to tak nazwać.- Chciałam wyciągnąć swój telefon ale został u góry. Ooo, nie ja na pewno nie będę włazić po schodach w tych butach po telefon. Walić to, żyję bez.
- Jej jakie zainteresowanie.- Ten mulat szturchnął jakiegoś blondyna i razem się ulotnili co jakoś wcale mi nie przeszkadzało i nie uraziło. Dobra została mi tylko trójka.
- Może wy też mnie opuścicie?- Uśmiechnęłam się do nich podobnym szczęko ściskiem jak ten co ma psa robi.
- Ja tak. Oni raczej nie odpuszczą.- Ten co siedział obok sobie poszedł, a mi została ta dwójka dziwnych ludzi. Skąd wiem, że dziwnych. Zgaduję.
- Jestem Louis, a to jest Harry.- Ooo, znam ich imiona. Ciekawe na jak długo. Zapewne jakieś pięć minut i znów będzie ten z psem i ten dziwny.
- Świetnie, cieszę się. Nie wiem jak wy ale ja idę się najebać.- Wstałam i czekałam na ich reakcję. Oni tylko pokazali mi abym szła pierwsza i poszli za mną. Dobrze wiedziałam gdzie mam iść. Gdy w końcu pokonałam te przeklęte schody stanęłam na korytarzu i rozejrzałam się dokładnie. Wyciągnęłam kluczyk znów ze stanika i otworzyłam drzwi. Wpuściłam ich do środka i zamknęłam drzwi na klucz tak aby nikt tu nie wlazł, albo żebyśmy my nie wyszli jak się najebiemy. Oczywiście ten korytarz jest na dziś zamknięty więc na pewno nie będziemy mieli niezapowiedzianych gości. Tylko Sam sprawdzi korytarz i tyle będzie z obecności innych ludzi. Otworzyłam wielki barek i moje oczy zabłysły ze szczęścia.
- Czym chata bogata.- Wzięliśmy sobie jakiś koniaczek i coś tam jeszcze i zaczęło się. Na początku wcale nie rozmawialiśmy, ale później już nie było z tym problemu. No dopóki film mi się nie urwał na tym jak całowałam się z Harrym, a ten Louis czy coś nas filmował.
------------------------------------------------
Jest! Pierwszy więc trochę do kitu. Starałam się opisać ogólne zachowanie Harriet.
Mam nadzieję, że choć trochę mi się to udało i przedstawiłam wam główną bohaterkę.
Oczywiście gra między Jackiem, a Harriet dopiero się rozkręca więc....
Za wszelkie błędy przepraszam, ale nie da się tego wszystkie wyłapać, ale będę się starać.
Szczęśliwego Nowego Roku! No i abyście Sylwester zapamiętali :D
Interpukcja u Ciebie leży :c
OdpowiedzUsuń