wtorek, 1 stycznia 2013

2

--------------------------------------------------------------------------
Otworzyłam oczy i poczułam jak łeb mi napierdala. Zmusiłam się do rozejrzenia po pomieszczeniu w jakim się znajduję. Mój pokój. Odkryłam kołdrę i zobaczyłam, że jestem w samej bieliźnie. Dobraaaa. fajnie, że coś pamiętam. Wygramoliłam się z łóżka i ubrałam na siebie jakąś koszulkę podniesioną z ziemi. Teraz chciałam jak najszybciej dostać się do lodówki i wypić zimną wodę. Szłam po tych przeklętych schodach jak jakiś zombie. Zresztą tak wyglądałam, więc nie widzę problemu. Zawsze gdy mam kaca wyglądam tak samo, dobrze że się w domu przyzwyczaili. 
- Ooo, nasza mała solenizantka wstała.- Brunet siedział w kuchni przy wyspie kuchennej z kubkiem parującej kawy. Sam zapach przyprawiał mnie o chęć zwrócenia wszystkiego co mam w sobie. Nie rozumiem jak ludzie mogą pić to gówno. 
- Zamknij ryja, matole.- Otworzyłam lodówkę i wzięłam swoją zbawienną wodę. Wyciągnęłam jeszcze białą pigułeczkę która mi się w nocy śniła i mogłam zacząć się kurować. Usiadłam obok niego i wypiłam pół butelki wody duszkiem. 
- Ale musiałaś wczoraj zabalować. Chociaż nie widziałem cię na sali, a uwierz działo się, oj działo.- Pokręcił głową z uśmiechem.
- Poszłam się najebać z.... Zapomniałam, nie ważne.- Wzruszyłam ramionami. Pamiętałam ich twarze, ale nie pamiętałam imion co wcale mnie nie zdziwiło. 
- Ok. Ile mam ci płacić?- Wyciągnął portfel gotowy przyjąć porażkę. Tylko czy to nie ja powinnam była ją przyjąć? Tak jakby nie pamiętam co się wczoraj stało. Znaczy pamiętam, że lizałam się z tym co ma psa, tamten drugi nas kamerował telefonem i śmiał się jak głupi, z nie wiadomo czego. Ale jak poczułam czyjeś ręce na swoim tyłku to trochę odpłynęłam chociaż, chwila.... Ten co się śmiał mnie macał....
- 50$, podwójnie.- Wyciągnęłam rękę po moją gotóweczkę. Ha! Nic nie stracę, no chyba, że on sobie jeszcze wczoraj poużywał moich pokoi.
- A ty? Coś jeszcze wyrwałeś?
- Nie. Raczej mnie wyrwała. Laska była taka natrętna, że prawie mnie zgwałciła przy wszystkich na sali. Ochrona musiała ją wyprowadzić. 
- Jakby ci to przeszkadzało.- Znów wzruszył ramionami, ale tym razem posłał mi swój jakże śliczny uśmiech na który podrywa jakieś załamane psychicznie laski. Zostawiłam go samego, a sama pognałam z powrotem na górę, żeby się trochę ogarnąć. 
Wzięłam szybki prysznic, bo dziś jak woda mnie dziwnie denerwowała. Wysuszyłam włosy zostawiając je w artystycznym nieładzie, czyli nie chce mi się ich rozczesywać, niech będzie tak. Pomalowałam rzęsy jak zwykle i wyszłam z łazienki, przechodząc przez swój pokój który trzeba kiedyś odkopać i znów przebieżka po schodach na dół.
- Nie będzie co za ciepło? Jest wrzesień.- Jack przytrzymał dla mnie drzwi jak prawdziwy gentlemen. 
- Ale to jest Londyn.- Uśmiechnęłam się do niego i razem ruszyliśmy w stronę klubu w którym miała być moja zacna osiemnastka.
- Jak myśli twoja matka będzie z nami do końca?- Jack szturchnął mnie w ramię. Cóż nie tylko jego interesował ten fakt. Chyba każda osoba która jest na dziś zaproszona, albo do mnie dzwoniła i się o to pytała lub pisała.
- Mówiła, że będzie na początku później zmyje się z Joshem do teatru i przyjadą o północy na torcik. Ale za to będzie mój ojciec.
- Pff, on sam z nami zajara także nie widzę problemu.- Parsknęłam, ale cóż miał rację. Mam po prostu rozrywkowego ojca. Czasem to aż za bardzo ale nic na to nie poradzę.

Godzina 17:00

- Harriet spóźnisz się na własne urodziny!- Matka już od dobrej godziny stoi pod drzwiami i marudzi. Jak się spóźnię to się spóźnię mi wolno. 
- Ona tak zawsze?- Zimne palce Jacka musnęły moje plecy gdy zapinał mi zamek od sukienki. Tak, tak! znów ubieram sukienkę i buty na szpilce. Ale to ubiorę z przyjemnością ponieważ kupił mi to tata, a wiem, że on nienawidzi zakupów więc musiał się wysilić.
- No to się spóźnię!- Zajęłam się swoimi włosami i postanowiłam upiąć je w wysokiego kucyka. Pomalowałam rzęsy i usta czerwoną szminką. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i odwróciłam się do mojego znudzonego przyjaciela.
- I jak?- Wskazałam na siebie ręką. On tylko wstał i mocno mnie przytulił.
- Jak zawsze pięknie.- Pocałowałam go w policzek zostawiając po sobie czerwony ślad. Chciałam go zmazać ale Jack mi nie pozwolił.
Zeszliśmy na dół w wspaniałych nastrojach i razem z mamą i ojczymem ruszyliśmy ku wyjściu.
- Harriet zaprosiłam jeszcze tych chłopców z tego zespołu.... Nie ważne wiesz o kogo chodzi. Bądź miał.- Spojrzałam ze złością na matkę, a Jack widząc, że jestem na skraju wytrzymałości objął mnie ramieniem i skierował do samochodu aby jak najszybciej zniknąć z pola widzenia mamy.
Po wyjściu ze samochodu już można było usłyszeć głośną muzykę dudniącą w środku pomieszczenia.
- Harriet wszystkiego najlepszego kochanie.- Tata czekający przed wejściem uściskał mnie mocno i pokołysał trochę na boki.
- Dziękuję. Dlaczego nie jesteś w środku?- Popatrzyłam na niego z uśmiechem na twarzy. Jego wyraz twarzy nie wyrażał jakiegoś specjalnego entuzjazmu co mnie przeraziło. Nie lubiłam gdy tak wyglądał bo to nigdy nie wróżyło nic dobrego.
- Kochanie, ja....- Podniosłam rękę do góry, a on przerwał.
- Nie możesz zostać. Pewnie rozumiem. Cześć.- Wyminęłam go i weszłam do środka. Nie miałam ochoty wysłuchiwać jego tłumaczeń. Mało mnie obchodzi to, że ma jakieś interesy i musi gdzieś jechać. Kurwa, to moje urodziny! Ma tylko jedno dziecko które obchodzi dzisiaj swoje osiemnaste urodziny, a on nie może z nim być. No co to ma być do chuja jasnego?! No ja się pytam i żądam odpowiedzi.
- Harriet? Wszystko w porządku?- Jack szepnął mi do ucha bo inaczej to bym go wcale nie usłyszała. W jego oczach kryła się wielka troska.
- Muszę się napić.- Chyba zrozumiał o co chodzi bo poszedł sobie gdzieś zostawiając mnie samą. Zawsze tak robiliśmy. Jak któreś z nas chciało się schlać to drugie go opuszczało ale pilnowało z ukrycia. Taka mała transakcja która wszystkim odpowiadała.
Usiadłam przy barze i wskazałam głową na butelkę wódki. Barman zajarzył o co chodzi bo za chwilę miała przed sobą kieliszek. Wypiłam go jednym szybki ruchem.
- Dawaj mi tą flaszkę To moje urodziny.- Wyrwałam mu butelkę, a on pokręcił głową z uśmiechem. Wzięłam dużego łyka i lekko się skrzywiłam. Poszłam na parkiet z butelką w ręce. A co. Zaczęłam tańczyć i ocierać się o inne ciała. Nie wiem kiedy wypiłam całą butelkę, ale w głowie to mi się nieźle kręciło.

Harry.

Siedziałem z Louis'em przy stoliku i obserwowałem blondynkę. Od wczorajszego incydentu nie mogłem wyrzucić jej ze swojej głowy. Nie widziałem nikogo oprócz niej. Wlewała w siebie co raz większe ilości alkoholu i co raz bardziej powiększał jej się uśmiech na twarzy. Wyglądała tak słodko i niewinnie. 
- Ja pierdolę! Weź idź do niej i zaprowadź do pokoi na górze. Niech trochę wytrzeźwieje i pogadaj z nią.- Louis miał rację ale to nie było takie łatwe. Ona potrafiła zagiąć człowieka jednym słowem. 
- A jak co spieprzę?- W moim głosie można było dosłyszeć panikę i wielki strach przed tym co mam zamiar zrobić. 
- Możesz jedynie ją pieprzyć. Znowu.- Louis uśmiechnął się do mnie zachęcająco i wskazał ręką na blondynkę która opróżniła już całą butelkę wódki. Wstałem od stolika i podszedłem do niej.
- Tobie już chyba starczy.- Zabrałem od niej pustą butelkę i postawiłem na jakimś stoliku. Dziewczyna założyła mi ręce na szyję i uśmiechnęła się zachęcająco. 
- Oj, mój bohater na białym ośle.- Zaśmiała się na głos i bardziej się o mnie oparła. Najwidoczniej stanie sprawiało jej trudności. Podciąłem jej nogi w kolanach i mocno chwyciłem jej drobne ciało. 
- A to nie był koń?- Chciałem aby coś mówiła i nie zasnęła. Jeszcze nie. Zacząłem iść w stronę schodów. Na górze otworzyłem pierwsze lepsze drzwi i wszedłem do środka z dziewczyną.
- Chciałam aby było wyjątkowo. Chciałam żeby chociaż raz ze mną był.- Nie wiedziałem o co jej chodziło. Myślałem, że majaczy ale gdy ujrzałem na jej policzkach łzy przeraziłem się. 
- Kto? Harriet kto miał być z tobą?- Usiadłem na przeciwko niej na łóżku. Spojrzała na mnie swoimi załzawionymi oczami.
- Tata. Obiecał mi, że będzie ale nie. Znów. Wiesz co roku mam wyjebane w kosmos urodziny ale nigdy nie ma go ze mną. Zawsze jest coś ważniejszego. Nawet gdy był z mamą to go nie było. Wiesz jak byłam mała nie miałam mu tego za złe ale teraz....
- Harriet na pewno twój tata chciałby być tutaj z tobą.- Zrobiło mi się jej żal. Zrobiło mi się żal dziewczyny która jedzie po wszystkich dookoła, która cieszy się z każdej chwili życia. Pozory najwidoczniej mylą. 
- Pierdolisz. Gdyby chciał to by był. Ale go nie ma. Ale wiesz co? Chyba się już po woli przyzwyczajam. 
- Do tego nie można się przyzwyczaić.- Otarłem z jej policzka ostatnią samotną łzę.- Harriet pamiętasz coś z wczoraj?
- Trochę. Chociaż wiem co by mi pomogło odświeżyć pamięć.- Wpiła się w moje usta nie czekając na moją odpowiedź czy jakikolwiek gest z mojej strony.

Harriet.

Siedziałam na nim okrakiem i całowałam się z nim jakby od tego zależało moje i jego życie. Moja kurtka już odpoczywała na ziemi, a jego ręka gładziła i ściskała moje gorące udo. Zagryzłam lekko jego wargę. Przekręcił mnie sprawnie tak, że teraz to on był na górze. Pozwoliłam przejąć mu całkowicie inicjatywę. Pozwoliłam aby to on w tej chwili mną zawładną. 
Ściągnęłam mu jego koszulkę i zabrałam się za spodnie. Nie szło mi to zbyt dobrze przez to, że miałam krótkie rączki, a on był wysoki. Podniósł mnie i zaczął odpinać moją sukienkę. Zrzuciłam ją z siebie i teraz mogłam mu ściągnąć te przeklęte spodnie. On jak i ja zostaliśmy w samej bieliźnie. Jego wzrok błądzący po moim prawie nagim ciele podniecił mnie jeszcze bardziej. Pocałowałam go z wielką zachłannością. Czułam jego język błądzący po mojej jamie ustnej. Jego pocałunki przeniosły się na moją szyję. Ściągnął mój biustonosz i jechał co raz niżej zostawiając po sobie mokry ślad na moim płaskim brzuchu. Pozbył mnie również mojej dolnej partii bielizny i zaczął całować wnętrze moich ud. Specjalnie omijał miejsca w których chciałam najbardziej poczuć jego pocałunki. Spryciarz. Wydałam z siebie cichy jęk. Teraz znów chłopak był na równi ze mną, i wiedziałam do czego się szykuję. Wszedł we mnie delikatnie z wyczuciem. Zamknęłam oczy i wypuściłam głośno powietrze. Oblizałam swoje wargi i otworzyłam oczy. Napotkałam jego zielone tęczówki które wpatrywały się we mnie z pożądaniem. Przygryzłam dolną wargę i czekałam na jakikolwiek ruch chłopaka aby poczuć wielką przyjemność. Najpierw delikatnie i po woli zaczął się cofać do tyłu. Później znów do przodu. I tak co raz szybciej. Nie kontrolowałam swoich jęków i ogólnie swojego ciała. 
- Harry!- Jej chociaż sobie jego imię przypomniałam- Co my robimy?- Mój głos był przeplatany z moim jękami które były co raz głośniejsze.
- Głupie pytania zadajesz. Pieprzymy się.- Uśmiechnęłam się, a on zaczął przyspieszać co wiązało się z tym, że niedługo skończy zresztą tak samo jak ja. Razem szczytowaliśmy , ale Harry nie wyszedł ze mnie. Wręcz przeciwnie jego ruchy stały się jeszcze bardziej agresywne. Dwa pchnięcia i opadł obok zmęczony tak samo jak ja. 
- Przyjaciele.- Wyciągnęłam do niego rękę, a n ją uścisnął z uśmiechem. Najwidoczniej jemy też pasował taki układ. Leżeliśmy jeszcze chwilę po czym zaczęliśmy się ubierać i razem opuściliśmy pokój. Na dole rozeszliśmy się w swoje strony zadowoleni. Odszukałam Jacka i zażądałam zapłaty. Zaciągnęłam go na parkiet i zaczęłam się bawić tak jak trzeba. Rzuciłam jeszcze ostatnie spojrzenie Harry'emu który mi się przyglądał. Mam nadzieję, że tego nie zapomnę.
-----------------------------------------
No hej! Jak po sylwestrze?1 Boziu jutro szkoła ;(
Co sądzicie o układzie Harriet i Harry'ego? Czy Jack na tym ucierpi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz