-------------------------------------------------------------------
dlaczego to robię? Dlaczego od dnia jego pogrzebu piję? Dziś mija tydzień jak go pożegnałam. Czy czas pomaga mi w tym wszystkim? Nie. A może to trzeba dłużej czekać? Tylko ile? Miesiąc, rok, dwa lata? Ja chcę już teraz poczuć ulgę. Chcę aby już teraz zniknęło ze mnie to dziwne uczucie pustki i samotności. I może właśnie teraz odpowiedziałam sobie na pytanie. Dlaczego piję? Bo chcę zapomnieć i poczuć się wolna. Tylko cholera jakoś mi to nie pomaga. Nie chodzę do szkoły, nie rozmawiam z nikim. Żyję tylko w swoim pokoju. Czy to dobrze? Takie izolowanie się od świata chyba nie pomaga ale czuję się wtedy jakoś... lepiej? Nie wiem.
Zamknęłam zeszyt w którym zapisuję wszystkie swoje uczucia od równego tygodnia. W tym oto zeszycie zamieszczam wszystko co nie może ujrzeć światła dziennego.
Spojrzałam na zegarek. 12:00. Josh pewnie jest w pracy mama zresztą też. Może to moja okazja? Otworzyłam swoją dużą szafę i zaczęłam wyrzucać rzeczy na podłogę. Coś odpowiedniego, coś odpowiedniego... Uśmiechnęłam się na widok swojej zdobyczy w postacie wybranych rzeczy. Udałam się do swojej łazienki i od razu weszłam do kabiny prysznicowej. Ciepła woda przyjemnie gładziła moją skórę, jakby oczyszczała mnie ze smutku.
Wytarłam się i stanęłam przed dużym lustrem. Miałam na sobie tylko bieliznę. Widziałam dokładnie zarys swoich żeber, kości biodrowych. Schudłam. I to dużo. Ciekawe jak będę wyglądała w czarnych rzeczach. Czas sprawdzić. Ubrałam spodnie, później bluzkę. Bluzka była dość obszerna do dodało mi kilka kilogramów. Pomalowałam rzęsy i usta na czerwono. Nałożyłam na twarz trochę podkładu aby zatuszować swoje cienie pod oczami. Czapka na łeb, okulary i mogę iść.
Zabrałam swój telefon i postanowiłam go włączyć. Leżał na biurku od kilku dni wyłączony, teraz to będzie ciekawie. Zobaczymy kto i jak mocno się o mnie martwił.
Stałam z ręką na klamce i bałam się ją otworzyć. Dlaczego? Przecież nie spotkam tam nikogo kto mógłby mnie jeszcze bardziej dobić. A jednak. Jednak miałam jakąś cholerną obawę.
- Och, Harriet przestań pierdolić.- Mój własny głos rozniósł się echem po pustym holu. Nacisnęłam klamkę i wyszłam z domu. Byłam na dworze. Jakoś tak dziwnie.
Zmierzałam do miejsca którego się bałam? Może nie tyle co się bałam ale po prostu mnie przerażało. Gdyby nie to, że nie mam ochoty na towarzystwo innych poprosiłabym Jacka aby ze mną poszedł. Nie! Co ja robię?! Jestem Harriet przecież ja się nie boje. Przecież to mnie się boją.
- Cześć.- Podskoczyłam na głos jakiegoś człeka za mną. Odwróciłam się i napotkałam niebiesko-szare oczęta wpatrujące się we mnie. Ściągnęłam okulary abym lepiej mogła odróżniać kolory.
- Co chcesz?-Może zabrzmiałam trochę sucho i wrednie ale nie potrafiłam tego opanować. Co prawda on mi nic nie zrobił ale czułam do niego pewnego rodzaju niechęć? Sama nie wiem. Chociaż jednego byłam pewna. Nie chciałam z nim długo rozmawiać jeżeli w ogóle chciałam z nim rozmawiać.
- Jej miła jesteś. Dlaczego nie odbierasz telefonu?- Dopiero teraz przypomniałam sobie o telefonie który miałam w kieszeni.
- A skąd masz lub może macie mój numer?- Dalej, dalej obraź się i idź! Na co czekasz?! Nie chcę cię tu, sio!
- Tajemnica zawodowa. Gdzie stąpasz zacna pani? Z chęcią ci potowarzyszę.- Ukłonił się lekko, a na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Do sex shopu.- Palnęłam pierwsze co mi przyszło do głowy. Jego twarz zrobiła się różowa, a na twarzy wystąpiło zmieszanie. Mimowolnie na mojej twarzy wystąpił uśmiech który próbowałam zamaskować ale mi to nie wychodziło. Co niestety wielmożny Louis zauważył.
- Wkręcasz mnie! Tak nie wolno.- Zrobił obrażoną minę, ale po chwili również się uśmiechnął.- Ładnie ci z uśmiechem.- Gdyby nie fakt, że to frajer z którym prawdopodobnie się pieprzyłam czego nie pamiętam to pewnie bym się lekko zarumieniła.
- Na mnie takie teksty nie działają.- Odeszłam kawałek i usiadłam na ławce skrytej w cieniu drzew. Słońce prawie nie świeciło ale nie chciałam siedzieć jakoś na widok. Wolałam trzymać się cienia.
- A skąd wiesz, że on miał działać? Powiedziałem prawdę.- Usiadł obok i cały czas mi się przypatrywał. Nie wiem co on widział tak bardzo interesującego. Ja widzę tą samą twarz od kilkunastu lat i nie widzę w niej nic szczególnego oprócz trochę dziwnego nosa.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz?- Mogłoby się wydawać, że powinien się jakoś dziwnie poczuć moją szczerością ale nie. Dla niego to wcale nie było krępujące.
- A tak się zastanawiam co ten mój Harry w tobie widzi.
- Jej dzięki za szczerość. Chwila co?- Normalnie to bym się wkurzyła ale z racji tego, że nie oszukujmy się nie jestem w normalnej sytuacji to mogę odpuścić. Ale cóż ta druga część, a raczej końcówka wypowiedzi mnie bardzo zdziwiła. A może mu się to tylko tak o powiedziało?
- Ups. Wiesz co? Może uznajmy, że tego nie powiedziałem dobra?- Uśmiechnął się do mnie miło, co nie często się zdarzało. Mało osób się do mnie uśmiechało. A nawet jeżeli to zrobili to zawsze wychodziło im to jakoś wrednie lub złośliwie.
- I tak się dowiem.- Oparłam się i wyciągnęłam przed siebie nogi.- Dlaczego ty ze mną rozmawiasz?- Jego twarz znów rozjaśniła się wielkim uśmiech który sięgał oczu.
- Bo cię lubię.- Usiadł tak samo jak ja.- Jesteś inna niż te wszystkie dziewczyny. Nie piszczysz na nas widok, nie uważasz na słowa, mówisz co ci ślina na język przyniesie. Jesteś po prostu prawdziwa.- Dobra. Teraz to mnie dziad zawstydził. Ale serio. Poczułam ciepło które zaczęło wspinać się po szyi aż do policzków.
- I wcale ci to nie przeszkadza? Moja wrodzona wredota, to że jestem arogancka, nie potrafię się zachować nawet na pogrzebie własnego ojca, że uwielbiam rządzić innymi. Nic, a nic?- Szczerze to byłam tym wszystkim zdziwiona. A dokładniej to moim zachowaniem. Dlaczego ja z nim w ogóle rozmawiam? Co się ze mną dzieje?
- To tylko dodaje ci uroku i trochę dołuję Zayn'a co poprawia mi jeszcze bardziej humor.- Znów szczery uśmiech. Jak on to robi? Dlaczego on potrafi się cały czas uśmiechać, a ja tak nie potrafię? To takie trochę nie fair i chyba jestem tak tyci-tyci zazdrosna.
- Dlaczego go dołuję?- Usiadłam po 'turecku' w jego stronę abym nie musiała wykrzywiać szyi. Nie będę później przez niego cierpieć. O nie.
- No bo on uwielbia dokuczać innym. Myślał, że będzie mógł z tobą się trochę podroczyć ale jak usłyszał jakimi tekstami walisz stwierdził, że on na taki survival się nie piszę. - Uśmiechnęłam się lekko. Tak jakby trochę zrobiło mi się miło gdy usłyszałam, że dorosły facet boi się ze mną kłócić bo wie, że przegra. No mówię wam cudowne uczucie.
- Pochlebia mi.- Spojrzałam na swoje palce, a potem znów na uśmiechniętego Louisa.- Lou jak ty to robisz?
- Ale co?- Usiadł prosto i spojrzał przenikliwie na mnie Czułam się jakby mógł odczytać wszystkie moje najskrytsze myśli jeśli by tylko tego chciał.
- No cały czas się uśmiechasz.
- Nie wiem. nigdy się na tym nie zastanawiałem. Po prostu już tak mam. Wszystko mnie cieszy. Ale ja to nic. Niall ten to ma dopiero narąbane. Śmieje się z byle czego, i na dodatek zaraża tym innych. Przy nim nie idzie się nie śmiać.- W jego oczach rozbłysły małe iskierki. Mówił o swoim przyjacielu z taką wielką pasją(?). Mówił o nim jak o bracie.
- Też bym tak chciała.- Zakryłam usta dłonią. Za późno. Już nie cofnę tego co powiedziałam. Oczy Louisa zrobiły się wielkie ze zdziwienia.
- Powiedziałaś to wiesz?- W jego oczach rozbłysł dziwny płomień który tak trochę mnie przeraził. Nigdy nie wiadomo co mu strzeli do tej jakże inteligentnej głowy.
- Może znów udamy, że tego nie powiedziałam?- Musiałam się chwytać ostatniej deski ratunku. Byleby zapomniał. Chociaż jak znam swoje szczęście to na pewno tego nie zapomni.
- Nigdy! Ale mam pomysł.- Wstał i podał mi rękę której nie uchwyciłam.- No dalej rusz się!.- Pociągnął mnie za dłoń. Stanęłam raptownie i równie szybko usiadłam. Louis wydawał się zdziwiony jakby zobaczył tańczącego kurczaka bez głowy.
- Muszę trochę posiedzieć. Nogi mi zdrętwiały.- Powiedziałam to jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. No dla mnie była, a jak dla niego to mało mnie to obchodziło.
- Jezu. Z babami.- Znów usiadł ale widać było, że chciał już iść. Zaczął tupać nogą aż w końcu się wkurzył i wziął mnie na baran bez żadnej mojej pomocy. Zaczął iść przed siebie dumny z tego co uczynił, a mi się śmiać chciało.
- Wiesz jak to wygląda?- Zapytałam się go, a on na chwilę przerzucił na mnie swój wzrok.
- Jak?- Znów patrzył na chodnik aby nie wejść w jakiś słup czy coś takiego.
- Jakbym cię gwałciła od tyłu.- Louis się zaśmiał, a ja razem z nim.- Dobra mogę już iść. Puść mnie.- On nic dalej szedł.- Louis jestem ciężka postaw mnie.
- Zamknij się. Jesteś lekka, a po za tym jest mi teraz ciepło w plecy więc nie zejdziesz.- I tyle było z mojej konwersacji z nim. Nie odstawił mnie na dół.
Na początku nie załapał gdzie idziemy i ogólne drogi nie rozpoznałam, ale teraz już wiedziałam i byłam przerażona. Serio. Od mojego wybiegnięcia z ich domu nie miałam z nimi żadnego kontaktu. A teraz co? Miałam wejść z Lou i udawać, że nic się nie stało? No raczej nie.
- Lou nie. Puść mnie.- Mój głos był stanowczy więc mnie odstawił tylko szkoda, że pod ich domem. Jeżeli to był jego błyskotliwy pomysł to on jest jednym słowem jebnięty na umyśle.
- Chodź. Będzie fajnie zobaczysz. Harry na pewno się ucieszy.- Ciągnął mnie za rękę, ale ja nie chciałam się poddać. Co to, to nie.
- Louis nie.- Wyszarpnęłam swoją rękę pod ich drzwiami.
- Dlaczego?- Chyba nie chciał dać za wygraną. Ale ja nie byłam lepsza. Trafił swój na swego. Czy coś takiego.
- Bo nie.- Odwróciłam się i chciałam sobie po prostu odejść ale nie! Bo dlaczego chociaż raz wszystko miało się potoczyć po mojej myśli?
- Harry! Masz gościa!- Louis stał w otwartych drzwiach i darł się jak najgłośniej potrafił. Wciągnął mnie zszokowaną do środka i zamknął za mną drzwi. Usłyszeliśmy jakiś huk u góry i kogoś szybkie kroki. Po chwili na dół zleciał zszokowany moją osobą Harry. Louis poklepał przyjaciela po ramieniu i odszedł dumny z siebie wesoło pogwizdując.
- Harriet. Cześć.- Harry podszedł do mnie najwidoczniej uradowany moimi odwiedzinami. Cóż nie powiem sama się jakoś dziwnie przyjemnie poczułam na jego widok. A jeszcze ten jego zachrypnięty głos wcale mi nie pomagał się ogarnąć.
- Cześć. Harry ja chciałam cię przeprosić za moje zachowanie.- Jeżeli już tutaj jestem to chyba mogę to dobrze wykorzystać, prawda? Sama bym się nie odważyła tutaj przyjść, a czułam jakąś wielką potrzebę przeproszenia go. On mi pomógł, a ja byłam dla niego niemiła. Cóż mogłoby się wydawać, że to normalne z mojej strony ale wobec niego nie mogłam taka być. Coś mi na to nie pozwalało. Jeżeli tylko się dowiem co to szybko co zniszczę.
- Nie masz za co przepraszać. Całkiem cię rozumiem. I wiesz nie miałem okazji pogratulować ci wspaniałego przemówienia. Szybko uciekłaś, a jak wybiegłem za tobą to już odjeżdżałaś.- No tak. Chłopcy byli na pogrzebie. Nie znali taty ale przyszli co było bardzo miłe z ich strony. Co?! Co ja gadam?! Weź się Harriet opanuj dziewczyno.
- Taaa, dzięki. Nie wszyscy uważaj tak samo jak ty. Ale nie ważne co było to było. Ja już pójdę. Cześć.- Odwróciłam się, ale Harry chwycił mnie za rękę zmuszając mnie do zatrzymania się.
- Spotkamy się jutro?- Wydawał się zmieszany i lekko zawstydzony co dodawało mu uroku. A lekki rumieniec jeszcze bardziej podkreślał jego piękną twarz.
- Pewnie czemu nie. Ale wiesz dopiero wieczorem. Już idę do szkoły także ten. Daj znać.- Jego uścisk na mojej ręce poluźnił się. Ostatnie muśnięcie jego palców o moją skórę i byłam wolna, a Harry wyraźnie zadowolony z siebie.
- Ok. Napiszę wieczorem. Pa.- Przytulił mnie, a ja szybko wyszłam zostawiając go samego. Słyszałam jeszcze jego krzyk: Tak zgodziła się! Tak idę z nią na randkę!
Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w dalszą drogę. Ale nie szłam w stronę cmentarza. Szłam do domu. Czułam, że nie powinnam była się teraz tam znaleźć. Nie teraz gdy mam choć trochę lepszy humor niż rano.
20 wrzesień
cóż jest już wieczór. Dzień minął mi szybko. To spotkanie z Lou, zaproszenie Harry;ego jakoś mnie podbudowało(?). Nie wiem, ale cieszę się jak głupia na nasze jutrzejsze spotkanie. Dostałam już od niego SMS-a, że będzie o 19. No i dobrze zdążę się jeszcze wyspać po szkole.
Harry myśli, że to randka. Czy ja też tak myślę? Cholera nie wiem. Znaczy zaczynam go lubić, ale chyba tylko na tym zostaniemy. Jutro mu to powiem. Nie chcę aby się chłopak nastawił na nie wiadomo co.
Rozmawiałam z Jackiem i powiedziałam mu, że już od jutra wracam do szkoły. No bardzo się ucieszył bo sam nie mógł nic wymyślić aby obrazić Nicka. Ale czy ja będę potrafiła? Okaże się jutro.
Tak w ogóle jutrzejszy dzień zadecyduję prawie o wszystkim. Czy ze wstaniem słońca powróci stara- nowa Harriet? Okaże się.
----------------------------------------------------
Dziś zaczęłam czytać twojego bloga i bardzo mi się podoba ;) pewnie zostanę u cb na dłużej, bo bardzo mi się tu podoba ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i niecierpliwie czekam na następny ! <3
Dziękuje, za miły komentarz! Mam nadzieję, że zostaniesz :P
OdpowiedzUsuń