wtorek, 15 stycznia 2013

12


----------------------------------------------------------------

28 wrzesień
  - Obiecasz mi coś?
  - Pewnie, co?
  - Nie zostawisz mnie?
  - Nigdy.
  - Obiecujesz?
  - Obiecuję.
 Tak wyglądała nasza ostatnia rozmowa wczoraj. Obiecał i nie zostawił. Właśnie leży bok mnie i lekko się uśmiecha przez sen. Cały czas trzymał mnie za rękę dopóki nie włączyli znów światła. Zmieniam co do niego zdanie i to diametralnie. 

- Co tam piszesz?- Harry chciał zobaczyć co napisałam ale nie pozwoliłam mu na to. Odłożyłam zeszyt i spojrzałam na mojego towarzysza. Dlaczego on się uśmiecha? Przecież nie ma powodu do śmiechu, prawda? 
- Dziękuję.- Rzadko można usłyszeć takie słowa z mojej strony, ale nie raz to się zdarza. Tak wiecie od święta. 
Ale to nie tak, że ja się jakoś wstydzę powiedzieć dziękuję lub proszę. Ja po prostu nie mam do tego szansy. 
- Za co?- Zgarnął kosmyk włosów który opadł mi na twarz. Był wobec mnie taki czuły i troskliwy. Zachowywał się jak mój brat albo bardzo dobry przyjaciel,a my przecież się nie znamy. Znaczy wiemy jak mamy na imię i te takie podstawy i nic więcej, a jednak jest dla mnie miły.
- Za uratowanie życia, i za to, że zostałeś. Wiesz nie dużo osób wytrzymuję ze mną chociażby pięć minut, a ty wytrzymałeś aż całą noc.- Uśmiechnął się lekko, co sama również odwzajemniłam.
- Chyba zasługuję na jakiś medal. Czy coś takiego.- Szturchnął mnie w ramie. Dlaczego on musi być taki... idealny? Przecież ten chłopak ma wszystko. Jest przystojny, ma nieziemskie oczy, zniewalający uśmiech, poczucie humoru i jeszcze jest po prostu sobą co jest świetne ale chyba tylko w jego przypadku.
Tutaj weźmy mnie na przykład. Niby jestem sobą i jest świetnie ale zawsze kogoś zranię swoim poglądem albo zdaniem wypowiedzianym na jego temat. Zawsze jest coś nie tak bo przecież jestem Harriet i to nie jest możliwe aby w życiu choć raz coś mi się udało.
- Jedź do domu. Spróbuję jeszcze zasnąć.- Dlaczego ja mówię jak do dziecka? Nie, nie, nie! Wszystko idzie źle...
- Wrócę za godzinę.- Zabrał swoją bluzę, wrócił jeszcze do mnie i złożył delikatny pocałunek na moim policzku. Uśmiechnął się i wyszedł zadowolony, że wywołał u mnie na twarzy czerwony kolor. Co za dziad!
Moja ręką powędrowała do policzka na którym przed chwilką spoczywały usta Harry'ego. Uśmiechnęłam się i spojrzałam za okno. Słońce świeciło i na niebie można było dojrzeć białe chmurki które wędrowały sobie spokojnie. No właściwie to my wędrowaliśmy ale to można pominąć.
Jakoś nie mogę zrozumieć dlaczego on tutaj ze mną jest? Zrozumiałabym jeszcze Jacka bo przecież się przyjaźnimy, ale Harry? Dlaczego on po prostu mnie nie zostawi? Przecież tak robią wszyscy więc on też może. Chociaż cieszę się, że tego nie zrobił. Czuję do niego coś co nie pozwala mi rozsądnie myśleć jeśli o niego chodzi. Był tutaj przed chwilą, a ja już za nim tęsknię, chcę aby wszedł do środka i powiedział coś co wywoła u mnie uśmiech i przyprawi mnie o przyjemne dreszcze. I właśnie teraz nasuwa się pytanie dlaczego tego chcę. Przecież nie powinnam tego czuć prawda? Tak byłoby lepiej i dla mnie i dla niego.
Może was zastanawiać fakt (albo i nie) dlaczego nie ma ze mną mamy, albo Josha. To może wyjaśnię. Mama dzwoniła wczoraj(!) i pytała się o moje zdrowie (O.O). Poświęciła się. Pytałam Harry'ego czy była tutaj gdy byłam nie przytomna powiedział, że nie. A więc zapewne wcale nie postawiła tutaj swojej nogi aby odwiedzić swoją jedyną córkę w szpitalu. A Josh? Nie winię go. Wiem, że go nie ma i może to nawet dobrze? Jeżeli on by tu przyszedł to na pewno bez mamy, a wtedy to trochę by mnie zabolało. No jak każdego tylko, że każda inna osoba powiedziałaby o tym komuś ale oczywiście nie ja.
Fajnie by było gdyby teraz zjawił się tutaj Jack i powiedział, że dla mnie zwiał ze szkoły. Ha! Marzenia... Ale serio ucieszyłabym się. Cóż znając go to nie muszę się spodziewać jego odwiedzin. Dopóki wie, że Styles jest ze mną, albo może się na niego natknąć to tutaj nie przyjdzie. Może zadzwoni ale na pewno nie przyjdzie. Na pewno nie sądzi, że NIE ma racji, więc dopóki nie powiem mu, że: Tak Jack masz rację. Nie odpuści. Ale nie mogę tego powiedzieć. Usłyszałam wczoraj ich rozmowę i wiem, że tym razem się myli. Tylko jak mu to powiedzieć? A może inaczej. Jak mu to przetłumaczyć? Nie idzie. Znam go od dziecka i wiem, że jest uparty i jeżeli już coś sobie wbiję do głowy to nie odpuści.
Nudziło mi się takie leżenie i myślenie dlatego postanowiłam wstać. Szok, ale dobra. Niby dostałam tą kulkę ale nie jest tak źle. Nie uszkodziła mi żadnych narządów także jest git. Jasne boli jak się zaśmieję, albo wykonam jakiś ruch tak wiecie szybko ale tak to jest w porządku. Odkryłam się i powoli podniosłam do pozycji siedzącej.
- Oo wiedzę, że już lepiej.- Do sali wszedł lekarz i rozwalił mój plan ucieczki z tego więzienia. Myślałam, że minie opieprzy jak to lekarze mają w zwyczaju ale nie on. Posłał mi tylko uśmiech i coś sprawdził na mojej karcie.
- Kiedy będę mogła wyjść do domu?- Ciekawe ile razy dziennie ten człowiek to słyszy. na pewno mu się nie nudzi.
- Dziś.- Spojrzałam na niego jak na kretyna ale nic nie powiedziałam tylko się sztucznie uśmiechnęłam i z powrotem położyłam do łóżka.
Lekarz opuścił mnie i poszedł dalej. Nie sądziłam, że wypuszczą mnie tak szybko. Ale nie będę się przecież wykłócać z lekarzami, prawda? Tylko... co ja ubiorę? Pff, to co miałam wtedy no chociaż spodnie bo bluzka to raczej poszła się jebać.Teraz tylko czekać na Harry'ego. Nawet nie musiałam czekać długo bo przyleciał jak na zawołanie. A najlepsze było to, że miał moje spodnie i dał mi swoją koszulkę. Czyli wiedział o moim szybkim wyjściu... Słodko, aż się zaraz porzygam. no ale nic. Chciałam sama się ubrać ale nie mogłam i byłam zmuszona zawołać naszego ukochanego Stylesa. Nie powiem ucieszył się na mój widok w samej bieliźnie.
- Jak byś od razu mnie posłuchała to już byśmy byli w drodze.- Zaczął mi ubierać spodnie co zapewne wyglądało dziwnie i śmiesznie zarazem. Cóż skoro przede mną klęka to trochę dziwne zważywszy na to, że jestem tylko w bieliźnie.
- To wyjdź sama sobie poradzę.- Spojrzał na mnie i znów jebną ten firmowy uśmiech. Eh! Co za popapraniec.
- Nie opuszczę cię kobieto w potrzebie.- Nie wiem czy specjalnie czy nie ale przejechał palcami po moim biodrze co wywołało u mnie dreszcz. Co za spryciarz! Stanął na przeciwko mnie i znów się uśmiechnął.
- Przestań to robić.- Powiedziałam do niego i spojrzałam na niego z byka.
- Ale co?- Och tak gramy? Ja ci dam! Co za nie wychowany, seksowny i tępy człowiek! Już chciałam mu powiedzieć co ale nie mogłam. Przecież to by wyszło na to, że jego uśmiech mnie rozprasza i byłoby na to, że na niego lecę co jest prawdą ale nie dla światła dziennego.
- Możesz się pospieszyć? Zimno mi trochę.- Spojrzałam na siebie. Teraz byłam chociaż ubrana do połowy a to już coś, nie?
- A przepraszam.- Mój biust chyba go dość rozpraszał, a mnie to pocieszyło. Już przynajmniej znam jego słaby punkt.

Myślałam, że Styles zabierze mnie do domu, ale do mojego, a nie swojego. Ale nie.... Jakby ten chłopak chociaż raz miał jakiś pomysł który mógłby się spodobać mi to byłoby święto. Przecież ja go nie znam, a już wiem, że ma dość dobrze zrytą psychikę.
- Harry ja chciałam jechać do SWOJEGO domu.- Spojrzałam na niego, a on znów się uśmiechnął. No ile można? Szczęka go nie boli?
- Nie marudź tylko chodź czekają na ciebie.- Otworzył mi drzwi i podał rękę. Trochę ciężko było mi się wygramolić z samochodu ale dałam sobie radę. Następne drzwi(czyt. od domu) również mi otworzył i przepuścił przodem ale wydaję mi się, że chciał popatrzeć na mój tyłek, ponieważ w tych spodniach wygląda on nieziemsko.
- Zajmijcie się nią! Macie godzinę!- Wydarł się i zniknął zostawiając mnie z czwórką chłopaków patrzących na mnie.
- Na górę z nią.- Louis machnął ręką na Zayn'a, a on sprawnie mnie podniósł i zaczął iść na górę. Dobra, ciężka nie jestem ale lekka też nie więc chyba musiał się trochę pomęczyć. Ale jak chciał to co będę mu mówiła, że ma mnie postawić, co nie?
Chłopcy kazali mi się umyć (były osoby chętne do pomocy), dali mi MOJĄ kosmetyczkę i jakieś pudełko. Nic nie mówiąc wykonywałam ich wszystkie polecenia. Wzięłam prysznic, ale nastąpiły komplikację. Opatrunek na moim brzuchu odkleił się ukazując brzydkie granatowe szwy. Zamknęłam mocno oczy.
- Liam? Możesz na chwilkę?- Wydawało mi się, że on chyba nie podnieci się na mój widok w czystej bieliźnie którą znalazłam w pudełku. Drzwi od łazienki lekko się otworzyły, a w szparze pojawiła się głowa Liam'a. Gdy zauważył mój brzuch pokazał mi abym poczekała i zniknął na chwilę.
Gdy się pojawił miał ze sobą jakieś opatrunki i nożyczki.
- Usiądź.- Wskazał głową na szafkę, a ja posłusznie sobie usiadłam. - Może trochę zaboleć.- Powiedział i odkleił resztę gazy. Skrzywiłam się lekko, ale nie spojrzałam na dół. Jakoś nie chciałam tego oglądać. Chyba nie mam aż tak mocnych nerwów.
Chłopak był bardzo delikatny więc prawie nie czułam aby coś mi tam robił. Znów mnie opuścił, a ja postanowiłam się już ubrać.  Nie wiem który z tych geniuszy wpadł na kieckę ale jestem mu wdzięczna, bo w spodniach to nie byłoby mi wygodnie z tym opatrunkiem. Pasek zapięłam luźno aby mnie nie ściskał, a włosy zostawiłam naturalnie lekko pokręcone i rozpuszczone swobodnie na ramionach, pomalowałam oczy i spojrzałam na buty. Skrzywiłam się lekko ale nie miałam wyboru. Ubrałam je i nawet nie było tak źle. Wyszłam z łazienki, a na twarzach chłopaków pojawił się wielki uśmiech.
- Zapraszam panią.- Louis podał mi ramię, a ja je uchwyciłam po czym razem wyszliśmy z pokoju, i z domu też. Jak się okazało Lou ma być moim kierowcą. Otworzył mi drzwi i poczekał aż usiądę, aby dołączyć do mnie. Byłam ciekawa co to wszystko ma znaczyć, ale chyba się bałam odpowiedzi.
Lou cieszył się z czegoś, a ja cała się w środku trzęsłam.
- Jedź windą na samą górę.- Louis zatrzymał się przed jakimś wieżowcem i poinstruował mnie co mam dalej robić. kiwnęłam głową, ze zrozumieniem i wysiadłam z samochodu.
Zaraz drzwi windy miały się otworzyć, a mi serce biło co raz szybciej. Denerwowałam się. Wiedziałam, że to ma coś w związku z Harrym i właśnie to mnie przerażało. Przerażał mnie fakt, że on zrobi coś co kompletnie zbiję mnie z tropu, że nie będę potrafiła się zachować. popopo <======= włącz
Drzwi się otworzyły, a ja zrobiłam krok do przodu. Wokół mnie zapalił się światła. Stał tam na środku i uśmiechał się lekko. Zatkało mnie. Wszystko było takie... romantyczne. Zaczęłam iść w jego kierunku, a on zaczął kroczyć ku mnie. Wyglądał na nie pewnego ale zdecydowanego.
- Pięknie wyglądasz.- Nasze ciała stykały się ale nasze ręce były od siebie daleko. Lekki wiatr rozwiał moje włosy, a Harry zgarnął je z czoła, i pocałował mnie w policzek tak jak rano. A może nie tak samo? Teraz włożył w to więcej uczuć. Niby taki mały gest, a tak cieszy głupiego człowieka który potrzebuję po prostu bliskości drugiej osoby.
- Dziękuję. Harry...- Pokręcił głową, więc się po prostu zamknęłam. Nie wiem co on planował, ale chciałam aby coś zrobił... Cokolwiek.
- Wiem, że mieliśmy być tylko przyjaciółmi ale nie potrafię. Twój wygląd, uśmiech, głos, zachowanie wszystko mnie do ciebie ciągnie.- Odwróciłam wzrok od jego oczu, ale on uchwycił moją twarz w swoje dłonie i nie mogłam już nie patrzeć w jego zielone oczy.
- Harry nie...
- Nie chcę być tylko przyjacielem chcę być kimś więcej. Chcę być kimś ważniejszym.
- Nie!- Nie wiem dlaczego do niego krzyknęłam ale już zaczęłam więc skończę.- nie możesz. Tobie się tylko to wydaję, a za kilka dni gdy poznasz nową dziewczynę będzie się z tego śmiał, a ja będę cierpieć przez twoje urojenia. Nie chcę tak. Jesteś wspaniałym chłopakiem ale nie dla mnie. Dla mnie nie ma nikogo na tym pierdolonym świecie. I już się chyba z tym pogodziłam, ale ty musiałeś się zjawić w moim życiu i wszystko rozwaliłeś. Zburzyłeś mój zamek z piasku w którym były ukryte moje uczucia i teraz muszę cierpieć.- Ściągnęłam jego dłonie z moich policzków,  i otarłam jedną samotną łzę z jego policzka. Przez niego w moich oczach również pojawiły się łzy, ale ja nie mogłam płakać, nie mogłam.
- Harriet proszę nie rób tego. Obiecałaś, że mnie nie opuścisz.- Zamknął oczy i mówił szeptem co jeszcze bardziej rozrywało moje serce.
- Nie Harry. To ty obiecałeś nie ja. Jestem ci bardzo wdzięczna za wszystko ale teraz chyba będzie lepiej jeżeli zerwiemy ze sobą kontakt.- Już nie panowałam nad łzami które swobodnie spływały po moich policzkach. Nawet ich nie ścierałam, bo po co? Nie było sensu.
- Nie. Nie rób mi tego Harriet. Wiem, że czujesz to samo co ja. Czytałem to co o mnie pisałaś. Wiem, że nie jestem ci obojętny.- Nie! Nie tak to miało być. Pewnie bym się wściekła na to, że czytał mój zeszyt ale po co? To nic nie da, a może pogorszyć sytuację która i tak jest już trudna dla nas obojga.
- Jeżeli czytałeś wszystko to wiesz też, że to nie ma sensu.- Pocałowałam go w policzek i uśmiechnęłam się lekko.- Żegnaj Harry.- Puściłam jego rękę i szybkim krokiem kierowałam się do windy. Spojrzałam na niego nim drzwi się zamknęły. Stał tam lekko zgarbiony, z mokrymi policzkami. Zraniłam go i to bardzo ale w końcu zrozumie, że tak lepiej. Nie chcę aby on cierpiał. Może to dziwne bo właśnie to robi przeze mnie ale mu przejdzie. Jestem tego pewna.
Wychodząc z windy ostatni raz przetarłam swoje policzki. W holu na kanapie zastałam znudzonych chłopaków. Cóż byli znudzeni dopóki mnie nie zobaczyli.
- Harriet, co się stało?- Stanęli obok mnie, a ja znów płakałam. Jestem za słaba. Zdecydowanie za słaba, a to nie jest dobre.
- Powiedzcie mu, że przepraszam.- Ominęłam ich i wyszłam z budynku zatrzymując taksówkę. Gdy odjeżdżała z budynku wybiegł Lou ale za późno. Za późno na wszytko.

Narrator.

Siedzi sam na dachu wieżowca na którym wszystko miało się zacząć, a potoczyło się inaczej.
Siedzi na parapecie z podciągniętymi nogami pod brodę i patrzy na ten sam budynek z którego uciekła, ignorując ból który sobie sama robi.
On chciał zacząć z nią nowe życie.
Ona chciała go uratować od błędnych decyzji, ale teraz nie jest już pewna, czy dobrze zrobiła.
Chłopak nie rozumiejący słów dziewczyny i jej zachowania.
Dziewczyna nie mogąca pojąć jak on mógł coś do niej poczuć.
Obaj pewni swoich uczuć, ale bojący się nowego dnia. Dnia bez siebie.

-------------------------------------------------
Moim zdaniem nudny, ale....
 No w mojej głowie to wyglądało inaczej.
Mam czas piszę, mam pomysły piszę, ale.... Kurdę! Zawsze jest jakieś ale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz