--------------------------------------------------------------
Jak nazwać stan kiedy jest się obecnym, ale nie możesz nic zrobić? Czuję się jakbym grała w jakimś filmie, była główną bohaterką. Akcja toczy się wokół mnie ale ja nie mogę wypowiedzieć swojej kwestii. To jest trochę... denerwujące(?)
Słyszę wszystkie głosy. Rozpoznaję osoby, czuję dotyk kogoś na mojej dłoni ale nie mogę poruszyć palcami. Nie mogę się odezwać. Nic nie mogę zrobić. Głos. Głos Jacka denerwuję mnie. Tylko dlaczego? Przecież zawsze lubiłam jego głos, ale nie teraz. Teraz chciałam tylko na niego krzyknąć żeby się zamknął bo chcę spać. Cóż chcąc nie chcąc musiałam się obudzić. Ciężko było, ale w końcu lekko otwarłam oczy. W sali było pełno osób ale nikt na mnie nie patrzył. Każdy był zajęty Harrym i Jackiem który stali na przeciwko siebie i mierzyli się wzrokiem.
- Kurdę chyba pójdę dalej spać.- Powiedziałam to raczej sama do siebie ale było tak cicho, że usłyszeli. Spojrzeli na mnie zdziwieni, a po chwili rzucił się na mnie Louis.
- Luis to boli.- Wychrypiałam, a chłopak odsunął się ode mnie jak poparzony. Zabawnie wyglądał z przerażeniem malującym się na twarzy.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Nie chciałem. Wybacz mi.- Uklęknął przy łóżku i zaczął składać mi pokłony. Zaśmiałam się lekko ale szybko spoważniałam przez ból jaki sobie tym wyrządziłam.
- Pójdę po lekarza.- Jack chyba chciał sobie pójść i nie wrócić ale nie ma tak łatwo. No przynajmniej nie ze mną.
- Nie. Harry pójdzie po lekarza, chłopaki pójdą na kawę, a ty zostaniesz.- Chłopak spuścił głowę na dół, ale usiadł posłusznie na krześle obok łóżka. Poczekałam aż chłopaki wyjdą i dopiero zdzieliłam go w ten pusty łeb.
- Auć. Za co?- Zaczął rozmasowywać bolące miejsce, a ja już nie miałam do niego cierpliwości.
- Za co? Żarty sobie robisz?- Jaka szkoda, że nie mogę krzyczeć. Ale na serio. Przy każdym słowie czuję jak mnie coś tam dźga w brzuchu, a jak bym miała krzyczeć to o boziu.
- Słyszałaś?- Pytanie retoryczne? Serio? Cóż jego skruszona mina trochę wpłynęła na moje zachowanie ale nadal byłam na niego zła. Pewnie bym mu coś powiedziała ale do sali weszła pielęgniarka, a za nią lekarz. Cóż Jack musiał wyjść, bo oni chcieli sobie poświecić mi czymś w oczy, pozadawać jakieś bezsensu pytania i tyle.
Co za dziwni ludzie. Podciągnęłam się trochę do góry i rozejrzałam po pokoju. W rogu stał stolik z dwoma krzesłami, po mojej prawej stronie znajdowało się jeszcze jedno łóżko, a z lewej strony było dość duże okno. Ściany były koloru beżowego, z ładnymi białymi lampami nad każdym z łóżek. Nie jest aż tak źle. Nawet fajnie tak poleżeć w ciszy.
- No witaj. Możesz już mnie wielbić jak króla Juliana.- Do sali pierwszy wpadł Lou, a za nim Harry śmiejący się z czegoś. Cóż myślałam, że za nimi wejdzie jeszcze trójka, albo czwórka chłopaków ale nikt nie przyszedł.
- A gdzie reszta?- Podciągnęłam się jeszcze trochę bo tak jakoś mi się nie wygodnie zrobiło. Mam nadzieję, że długo tu nie będę bo serio sami mnie wyrzucą gdy zacznę marudzić.
- Zayn, Niall i Liam musieli pojechać do domu się przebrać, a Jack nie wiem gdzie jest i szczerze mnie to nie obchodzi.- Harry usiadł na krześle i wyglądał na trochę zdenerwowanego.
- Z wami jak z dziećmi. W ogóle to co on ci zrobił?- Nie wiem dlaczego ale czułam, że muszę bronić swojego przyjaciela. Przecież on jest bez winny prawda? Chyba słyszałam wszystko co mówił.
- Możemy o tym nie rozmawiać?- Ooo, chyba go zagięłam! Ale czym? Prostym pytaniem? Przecież ja nie wymagam od niego skrócenia wydarzeń z jakiegoś tam okresu czasowego tylko chcę usłyszeć jedno zdanie które pomoże mi zrozumieć co się takiego stało.
- Ej nudzi mi się, a wam?- Louis położył się na wolne łóżko ale chyba trochę za mocno bo ono kawałek odjechało. Najwidoczniej blokady na kółkach nie zostały włączone.
Na twarzy Louis'a pojawił się jakiś dziwny uśmiech który chyba tak trochę mnie przeraził. Wstał i wystawił głowę na korytarz.
- Harry? Chce pojeździć?- Loczek stanął na równe nogi szczęśliwy jak dziecko w sklepie z zabawkami. E, niech sobie robią co chcą. No nic by mnie to nie obchodziło gdyby nie to, że oni wyjechali na korytarz z łóżkiem na którym leżałam JA!
- Co wy robicie? Jak ktoś zobaczy to was więcej nie wpuszczą. Odstawcie mnie na miejsce debile.- Spojrzałam na nich groźnie, ale ci tylko się szczerzyli. Obaj zaczęli pchać łóżko na którym leżałam po długim korytarzu. Louis wyprzedził łóżko i stanął kawałek od ściany.
- Jestem Supermenem i cię uratuję niewiasto!- Rozłożył ręce i stanął gotowy do zatrzymania łóżka. Harry ostatni raz pchnął mnie do przodu z całej siły, a ja wiedziałam, że Lou ucierpi i to nawet mocno ale nie chciałam popsuć sobie zabawy. Louis niby taki przygotowany ale łóżko przygniotło go do ściany. Zajęczał cicho, a Harry leżał na podłodze i tarzał się ze śmiechu. Samej mi się chciało śmiać, ale po pierwsze nie mogłam, a po drugie chciałam być dojrzalsza od Harry'ego.
- Auć.- Stęknął i odepchnął łóżko. Opadł na podłogę i leżał jak jakiś menel, a ja? Ja nic. Musiałam czekać aż któryś z nich się opanuję i odwiezie mnie z powrotem.
- Co to ma być?- Obok mnie znalazł się przestraszony Liam. Nie czekając na ich odpowiedź sam postanowił o mnie zadbać i odwiózł mnie na salę. Uśmiechnęłam się do niego lekko w podziękowaniu. Jego obecność tak trochę mnie krępowała chociaż nie było do tego powodu. No bo niby jaki? Fakt nie znam go ale przecież nigdy nie przejmowałam się tym, że ktoś mnie nie znam. Po prostu byłam sobą ale przy nim? Przy nim się tego bałam. Chciałam aby myślał, że jestem inna niż mu się wydaję. Tylko po co? Cholera no, tyle pytań.... Żadnej odpowiedzi.
- Dobra my jedziemy. Aaa, Harriet twoja mam kazała ci to przekazać.- Liam podał mi mój zeszyt w którym wszystko zapisuję. Kurdę, a jak to czytała? Liam na pewno nie, ale mama.... Po niej to wszystkiego się spodziewać można.
- Ja zostaję.- Harry usiadł na łóżku obok. Żaden z chłopaków się nie wykłócał, a ja też siedziałam cicho bo wiedziałam, że to nic nie da.
Zrobiło mi się ciepło na serduszku gdy powiedział, że zostaję. Nie chciałam zostać tutaj sama, a on chyba nie chciał mnie zostawić. Gdy zostaliśmy sami zapanowała cisza która nam jakoś nie przeszkadzała. On patrzył na mnie, a ja na niego. Nikt się nie krępował, bo nie było czym.
- Przepraszam.- Harry jako pierwszy postanowił przerwać ciszę. Jego głos był lekko zachrypnięty i cichy ale pewny za razem.
- Za co?- Chciałam usiąść ale zapomniałam o opatrunku na moim brzuchu i lekko się skrzywiłam, po czym znów opadłam na poduszki. Harry wstał i podniósł dla mnie lekko oparcie łóżka. Podszedł do okna i wpatrywał się w niebo stojąc tyłem do mnie.
- Właśnie za to.- Przeczesał palcami włosy i wydawał się bardzo zmęczony i starszy niż jest na prawdę. Niby ma tam trochę swojej racji ale nie czułam jakby to on był winien. Przecież to też moja wina. Mogłam na samym początku spławić tego chłopaka, a nie się z nim całować. Przecież potrafię się obronić, ale tego nie zrobiłam bo potrzebowałam czyjejś bliskości a, że trafiłam akurat na niego to już nie jest wina żadnego z nas.
- To nie twoja wina. No dobra tak troszeczkę, ale ja też jestem winna. Nie wiesz co się stało więc nie możesz się obwiniać.- Odwrócił się do mnie i gdy zobaczyłam smutek rysujący się na jego twarzy sama posmutniałam. Tak jakby jego emocje i wszystkie uczucia przepłynęły na mnie. Nie fajnie.....
- Właśnie Harriet nie wiem.- To chyba miała być taka prośba abym mu wszystko powiedziała, ale ja nie mogłam. Nie teraz.
Odwróciłam głowę w drugą stronę bo nie mogłam wytrzymać jego spojrzenia.
- Zaraz wracam.- Wyszedł zrezygnowany z sali, a ja poczułam się samotna? Tak to chyba dobre określenie. Przetarłam czoło ręką i sięgnęłam po swój zeszyt. Długopis był przyczepiony do okładki. Otworzyłam na czystej stronie i zaczęłam spisywać swoje uczucia.
27 wrzesień
dawno nie pisałam. Ale nie moja wina. Może tak w skrócie. Zostałam porwana, później przylecieli mi na pomoc Louis i Harry, zostałam postrzelona i teraz leżę sobie w szpitalu. Fajnie co nie? Niezbyt, ale do rzeczy. Dlaczego czuję smutek po wyjściu Harry'ego? Przecież ja sobie zabroniłam coś do niego poczuć, a tu proszę! Kurczę muszę chyba przyznać się sama przed sobą, że on NIE jest mi obojętny i trzeba coś z tym zrobić...
Zamknęłam zeszyt w tym samym czasie co wrócił Harry z balonami w ręce. Uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił. Albo mu przeszło albo z niego jest super aktor bo nie było widać po nim aby był smutny.
- To tak na przeprosiny.- Wzruszył ramionami i przyczepił balony do poręczy łóżka. Znów zajął miejsce obok mnie i przyglądał się w zaciekawieniu sufitowi. Nie chciałam być gorsza więc poszłam w jego ślady. Nie wiem jak on ale ja nie widziałam w nim nic ciekawego. No ale o gustach się nie dyskutuję, prawda? Zamknęłam oczy i zobaczyłam twarz Max'a. Ponownie je otworzyłam lekko przestraszona. Co to kurwa miało być?
- Harry? Przysuniesz się bliżej?- Spojrzałam na niego lekko smutna, a chłopak szybko przysunął łóżko najbliżej jak mógł. Teraz to tak jakby leżeliśmy razem ale nie przeszkadzało mi to i jemu najwyraźniej też nie. Harry splótł swoje palce z moimi. Czułam się przy nim bezpiecznie i tak... swobodnie. Wspaniałe uczucie ale nie ma co się przyzwyczajać bo długo to nie potrwa i taka jest prawda. Przecież nikt ze mną nie wytrzyma na dłuższą metę, więc nawet nie mam co marzyć o super szczęśliwym życiu u boku jakiegoś świetnego chłopaka.
- Za co? Żarty sobie robisz?- Jaka szkoda, że nie mogę krzyczeć. Ale na serio. Przy każdym słowie czuję jak mnie coś tam dźga w brzuchu, a jak bym miała krzyczeć to o boziu.
- Słyszałaś?- Pytanie retoryczne? Serio? Cóż jego skruszona mina trochę wpłynęła na moje zachowanie ale nadal byłam na niego zła. Pewnie bym mu coś powiedziała ale do sali weszła pielęgniarka, a za nią lekarz. Cóż Jack musiał wyjść, bo oni chcieli sobie poświecić mi czymś w oczy, pozadawać jakieś bezsensu pytania i tyle.
Co za dziwni ludzie. Podciągnęłam się trochę do góry i rozejrzałam po pokoju. W rogu stał stolik z dwoma krzesłami, po mojej prawej stronie znajdowało się jeszcze jedno łóżko, a z lewej strony było dość duże okno. Ściany były koloru beżowego, z ładnymi białymi lampami nad każdym z łóżek. Nie jest aż tak źle. Nawet fajnie tak poleżeć w ciszy.
- No witaj. Możesz już mnie wielbić jak króla Juliana.- Do sali pierwszy wpadł Lou, a za nim Harry śmiejący się z czegoś. Cóż myślałam, że za nimi wejdzie jeszcze trójka, albo czwórka chłopaków ale nikt nie przyszedł.
- A gdzie reszta?- Podciągnęłam się jeszcze trochę bo tak jakoś mi się nie wygodnie zrobiło. Mam nadzieję, że długo tu nie będę bo serio sami mnie wyrzucą gdy zacznę marudzić.
- Zayn, Niall i Liam musieli pojechać do domu się przebrać, a Jack nie wiem gdzie jest i szczerze mnie to nie obchodzi.- Harry usiadł na krześle i wyglądał na trochę zdenerwowanego.
- Z wami jak z dziećmi. W ogóle to co on ci zrobił?- Nie wiem dlaczego ale czułam, że muszę bronić swojego przyjaciela. Przecież on jest bez winny prawda? Chyba słyszałam wszystko co mówił.
- Możemy o tym nie rozmawiać?- Ooo, chyba go zagięłam! Ale czym? Prostym pytaniem? Przecież ja nie wymagam od niego skrócenia wydarzeń z jakiegoś tam okresu czasowego tylko chcę usłyszeć jedno zdanie które pomoże mi zrozumieć co się takiego stało.
- Ej nudzi mi się, a wam?- Louis położył się na wolne łóżko ale chyba trochę za mocno bo ono kawałek odjechało. Najwidoczniej blokady na kółkach nie zostały włączone.
Na twarzy Louis'a pojawił się jakiś dziwny uśmiech który chyba tak trochę mnie przeraził. Wstał i wystawił głowę na korytarz.
- Harry? Chce pojeździć?- Loczek stanął na równe nogi szczęśliwy jak dziecko w sklepie z zabawkami. E, niech sobie robią co chcą. No nic by mnie to nie obchodziło gdyby nie to, że oni wyjechali na korytarz z łóżkiem na którym leżałam JA!
- Co wy robicie? Jak ktoś zobaczy to was więcej nie wpuszczą. Odstawcie mnie na miejsce debile.- Spojrzałam na nich groźnie, ale ci tylko się szczerzyli. Obaj zaczęli pchać łóżko na którym leżałam po długim korytarzu. Louis wyprzedził łóżko i stanął kawałek od ściany.
- Jestem Supermenem i cię uratuję niewiasto!- Rozłożył ręce i stanął gotowy do zatrzymania łóżka. Harry ostatni raz pchnął mnie do przodu z całej siły, a ja wiedziałam, że Lou ucierpi i to nawet mocno ale nie chciałam popsuć sobie zabawy. Louis niby taki przygotowany ale łóżko przygniotło go do ściany. Zajęczał cicho, a Harry leżał na podłodze i tarzał się ze śmiechu. Samej mi się chciało śmiać, ale po pierwsze nie mogłam, a po drugie chciałam być dojrzalsza od Harry'ego.
- Auć.- Stęknął i odepchnął łóżko. Opadł na podłogę i leżał jak jakiś menel, a ja? Ja nic. Musiałam czekać aż któryś z nich się opanuję i odwiezie mnie z powrotem.
- Co to ma być?- Obok mnie znalazł się przestraszony Liam. Nie czekając na ich odpowiedź sam postanowił o mnie zadbać i odwiózł mnie na salę. Uśmiechnęłam się do niego lekko w podziękowaniu. Jego obecność tak trochę mnie krępowała chociaż nie było do tego powodu. No bo niby jaki? Fakt nie znam go ale przecież nigdy nie przejmowałam się tym, że ktoś mnie nie znam. Po prostu byłam sobą ale przy nim? Przy nim się tego bałam. Chciałam aby myślał, że jestem inna niż mu się wydaję. Tylko po co? Cholera no, tyle pytań.... Żadnej odpowiedzi.
- Dobra my jedziemy. Aaa, Harriet twoja mam kazała ci to przekazać.- Liam podał mi mój zeszyt w którym wszystko zapisuję. Kurdę, a jak to czytała? Liam na pewno nie, ale mama.... Po niej to wszystkiego się spodziewać można.
- Ja zostaję.- Harry usiadł na łóżku obok. Żaden z chłopaków się nie wykłócał, a ja też siedziałam cicho bo wiedziałam, że to nic nie da.
Zrobiło mi się ciepło na serduszku gdy powiedział, że zostaję. Nie chciałam zostać tutaj sama, a on chyba nie chciał mnie zostawić. Gdy zostaliśmy sami zapanowała cisza która nam jakoś nie przeszkadzała. On patrzył na mnie, a ja na niego. Nikt się nie krępował, bo nie było czym.
- Przepraszam.- Harry jako pierwszy postanowił przerwać ciszę. Jego głos był lekko zachrypnięty i cichy ale pewny za razem.
- Za co?- Chciałam usiąść ale zapomniałam o opatrunku na moim brzuchu i lekko się skrzywiłam, po czym znów opadłam na poduszki. Harry wstał i podniósł dla mnie lekko oparcie łóżka. Podszedł do okna i wpatrywał się w niebo stojąc tyłem do mnie.
- Właśnie za to.- Przeczesał palcami włosy i wydawał się bardzo zmęczony i starszy niż jest na prawdę. Niby ma tam trochę swojej racji ale nie czułam jakby to on był winien. Przecież to też moja wina. Mogłam na samym początku spławić tego chłopaka, a nie się z nim całować. Przecież potrafię się obronić, ale tego nie zrobiłam bo potrzebowałam czyjejś bliskości a, że trafiłam akurat na niego to już nie jest wina żadnego z nas.
- To nie twoja wina. No dobra tak troszeczkę, ale ja też jestem winna. Nie wiesz co się stało więc nie możesz się obwiniać.- Odwrócił się do mnie i gdy zobaczyłam smutek rysujący się na jego twarzy sama posmutniałam. Tak jakby jego emocje i wszystkie uczucia przepłynęły na mnie. Nie fajnie.....
- Właśnie Harriet nie wiem.- To chyba miała być taka prośba abym mu wszystko powiedziała, ale ja nie mogłam. Nie teraz.
Odwróciłam głowę w drugą stronę bo nie mogłam wytrzymać jego spojrzenia.
- Zaraz wracam.- Wyszedł zrezygnowany z sali, a ja poczułam się samotna? Tak to chyba dobre określenie. Przetarłam czoło ręką i sięgnęłam po swój zeszyt. Długopis był przyczepiony do okładki. Otworzyłam na czystej stronie i zaczęłam spisywać swoje uczucia.
27 wrzesień
dawno nie pisałam. Ale nie moja wina. Może tak w skrócie. Zostałam porwana, później przylecieli mi na pomoc Louis i Harry, zostałam postrzelona i teraz leżę sobie w szpitalu. Fajnie co nie? Niezbyt, ale do rzeczy. Dlaczego czuję smutek po wyjściu Harry'ego? Przecież ja sobie zabroniłam coś do niego poczuć, a tu proszę! Kurczę muszę chyba przyznać się sama przed sobą, że on NIE jest mi obojętny i trzeba coś z tym zrobić...
Zamknęłam zeszyt w tym samym czasie co wrócił Harry z balonami w ręce. Uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił. Albo mu przeszło albo z niego jest super aktor bo nie było widać po nim aby był smutny.
- To tak na przeprosiny.- Wzruszył ramionami i przyczepił balony do poręczy łóżka. Znów zajął miejsce obok mnie i przyglądał się w zaciekawieniu sufitowi. Nie chciałam być gorsza więc poszłam w jego ślady. Nie wiem jak on ale ja nie widziałam w nim nic ciekawego. No ale o gustach się nie dyskutuję, prawda? Zamknęłam oczy i zobaczyłam twarz Max'a. Ponownie je otworzyłam lekko przestraszona. Co to kurwa miało być?
- Harry? Przysuniesz się bliżej?- Spojrzałam na niego lekko smutna, a chłopak szybko przysunął łóżko najbliżej jak mógł. Teraz to tak jakby leżeliśmy razem ale nie przeszkadzało mi to i jemu najwyraźniej też nie. Harry splótł swoje palce z moimi. Czułam się przy nim bezpiecznie i tak... swobodnie. Wspaniałe uczucie ale nie ma co się przyzwyczajać bo długo to nie potrwa i taka jest prawda. Przecież nikt ze mną nie wytrzyma na dłuższą metę, więc nawet nie mam co marzyć o super szczęśliwym życiu u boku jakiegoś świetnego chłopaka.
Louis.
- Ja ci mówię to zły pomysł. Ona nas zabiję.- Szliśmy szpitalnym korytarzem kierując się do piwnicy. Liam marudzi i marudzi. Dlaczego on nie może zrozumieć, że ja chcę im pomóc?
- Liaś widziałeś jak oni słodko razem wyglądają? Mówię ci będę jeszcze mi dziękować za to.- Szedłem dumny przed siebie i szukałem głupiej skrzynki która była by teraz dla mnie wielkim zbawieniem. No nie tylko dla mnie bo dla Harry'ego też. Nie wiem dlaczego ten ćwok nie bierze się za tą laskę skoro mu się podoba! Jak dobrze, że ja mam już ten zakichany stres za sobą...
- Tam.- Niall wskazał palcem czerwoną skrzynkę przyczepioną do ściany. Podszedłem do niej i otworzyłem. Na widok tylu guziczków oczy zabłysły mi ekscytacją. Teraz tylko znaleźć odpowiedni i będzie dobrze. Na drzwiczkach odszukałem napisu który mnie interesował. Dobra czerwony przycisk. Kurdę! Przecież tu jest chyba z osiem czerwonych przycisków! A właściwie to co oni mają z tym czerwonym?! Aaa, co tam zrobię wyliczankę. Wcisnąłem guzik po środku modląc się aby to nie był jakiś alarm czy coś takiego. Na moje szczęście wszystkie światła zgasły. No przynajmniej tutaj ciekawe jak u góry. Liam i Niall mieli zapalone latarki tak abyśmy się o coś nie pozabijali czasem. Otworzyliśmy drzwi na korytarz i nadal było ciemno.
- Głupi zawsze ma szczęście.- Zayn chyba nie chciał się przyznać, że coś co JA wymyślę może być nawet dobrym pomysłem i przed wszystkim może się udać.
- Czyli możesz grać w totka.- Poklepałem go po ramieniu, a blondyn parsknął śmiechem.- Teraz tylko czekać aż Harry powie, że będziemy wujkami.
Harriet.
Leżeliśmy sobie spokojnie aż tu nagle ciemność. Wszystkie światła zgasły, a ja ścisnęłam mocniej rękę Harry'ego. Tak trochę to się przestraszyłam tej ciemności.
- Spokojnie.- Harry przykrył nasze splecione dłonie kołdrą, i zaczął coś śpiewać pod nosem aby mnie trochę uspokoić.
- Mogę wyjawić ci sekret?- Zapytałam szeptem. Jak by nie zrozumiał mogę powiedzieć, że chcę iść na sekretarkę czy coś. Ale chciałam aby usłyszał.
- Z chęcią posłucham. To może być ciekawe.- Nie widziałam jego twarzy przez ciemność wszędzie panującą ale mogłam przysiąść, że się uśmiecha.
- Jak ten Max postrzelił mnie w ramię to wtedy ja.... Wtedy chyba pierwszy raz w życiu się bałam. Nigdy nie odczuwałam strachu. Znaczy odczuwałam tam przed sprawdzianem czy coś ale tamto... To było coś innego, silniejszego.- Prawda. To jest prawda. Strach towarzysz nam przez całe życie ale nie taki rodzaj tego okrucieństwa. Przecież nie codziennie ktoś do ciebie strzela prawda?
- Wiem o czym mówisz. Może kiedyś opowiem ci co mnie łączyło z Max'em ale to działa w dwie strony.- Szantaż? Dobry jest....
- Może kiedyś.- Wzruszyłam lekko ramionami uważając aby nie uszkodzić opatrunku na ręce. Ciekawe czy będę miała jakąś bliznę...
- Wiesz, że rozmawiasz ze mną?- Znów pytanie retoryczne? Jezu on serio taki głupi?
- Nie no co ty nie powiesz. Sama bym na to nie wpadła.- Siliłam się na rozbawienie w głosie i nawet nie wyszło to tak źle. Może muszę się poważnie zastanowić na humanistyką.
- Ale chodzi o to, że nie wyzywasz mnie, nie krzyczysz. Rozmawiasz jak z przyjacielem.- Uśmiechnęłam się lekko na słowo przyjaciel.
- Nie przyzwyczajaj się Styles.- Zaśmiał się z chrypką i poczochrał mi lekko włosy.
Narrator.
Leżeli obok siebie, szczęśliwi z obecności właśnie tej osoby.
Obaj mieli swoje skryte marzenia które zaczynały się spełniać.
Ona chciała być wreszcie szczęśliwa, nie chciała uciekać od uczuć.
On chciał wreszcie ją mieć, chciał móc ją całować bez obawy.
Razem chcieli podobnych rzeczy ale do tego potrzeba odwagi. Coś co oboje tracą w swoim towarzystwie.
-------------------------------------------
Taki trochę badziewny ale jest!
:D Pozdrowienia dla: ANJII :D
Gdzie tam badziewny, świetny :D
OdpowiedzUsuńKońcówki przeważnie wychodzą ci bardzo słodkie i romantyczne ;)
Mam nadzieje, że Harry i Hariet w końcu się ,, przełamią,,
Dziękuję bardzo za pozdrowienia :**
Też mam taką nadzieję :D
OdpowiedzUsuńAle to się zobaczy... :P