czwartek, 17 stycznia 2013

13


-------------------------------------------------------------
Cierpię. Bardzo. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Od dzisiaj zaczynam znów szkołę, zwolnienie się skończyło. Boję się. Boję się tam iść. Media huczą od plotek na mój temat. Kim jestem? Dlaczego uciekłam od Stylesa z płaczem? Co mnie z nim łączy? To nie pomaga. Dziś zaczyna się październik i wszystko jest jakieś szare, monotonne. Ale ja nie jestem lepsza. Nic nie robię tylko siedzę w pokoju i próbuję odpędzić od siebie wszystkie myśli związane z Harrym. Zapewne napisałabym o tym w zeszycie ale nie. Wolę znów zamknąć się w sobie i tłumić wszystkie emocję. Chcę znów zbudować swój zamek z piasku i zamknąć w nim wszystkie uczucia. Albo nie! Zbuduję fortecę, tak to jest dobry pomysł. 
Stanęłam przed lustrem w łazience i wpatrywałam się w swoje odbycie które wyglądało lepiej. Przytyłam trochę i więcej śpię co mi służy. Ubrałam się i związałam włosy w koka. Pomalowałam się i wyszłam z łazienki zabierając po drodze swoją torbę z książkami zeszłam na dół. Usiadłam do stołu bez żadnego słowa przywitania się. Zaczęłam jeść normalne śniadania, ale tylko dlatego, że grozili mi wysłaniem mnie do kliniki dla anorektyczek, chociaż nią nie byłam. 
- O której dziś wracasz?- Mama starała się odbudować nasze stare relację ale ja na to nie pozwalałam. Nie odzywałam się do nich ani słowem. Wiem, że i mamę i Josha zżerała ciekawość o co chodzi z Harrym ale nie pytali i dobrze i tak bym im nic nie powiedziała. 
Dokończyłam swoje tosty i wyszłam z domu bez słowa. Miałam nadzieję, że przed domem będzie na mnie czekał Jack ale go nie nie było. Jest na mnie zły. Nie odbierałam od niego telefonu, nie odpisywałam na SMS, nie wpuszczałam go do pokoju. Jednym słowem ignorowałam go, a teraz on zaczął ignorować mnie. 
Dziwnie mi było iść tak samej w stronę szkoły. Pewnie gdyby on był ze mną nie zwróciłabym żadnej uwagi na wścibskie spojrzenia w moją stronę, ale go nie było. Zauważałam wszystko. Słyszałam wszystko. Źle się z tym czułam. Jestem pewna, że cała szkoła wie o moim małym wypadku, co pewnie ich zdziwiło, że komuś się coś takiego udało i na pewno też wiedzą o całej sprawie ze sławnym Harrym Stylesem. 
Starałam się zachowywać normalnie i kroczyłam po korytarzu jak zawsze dumnie, ale w środku czułam się nie pewnie. Jak nie ja. Koło mojej szafki zobaczyłam mojego przyjaciela. Opierał się nonszalancko o moją szafkę i wpatrywał się w swoje buty. Na jego twarzy nie było uśmiechu jak zawsze. Był smutny, i to nie było okej bo to moja wina. Podeszłam do niego niepewnie i spojrzałam na niego. Gdy mnie ujrzał wyprostował się i lekko uśmiechnął. Zagryzłam dolną wargę aby się nie rozpłakać, ale jakoś to nie pomogło. Kilka łez spłynęło mi po policzkach, a Jack od razu mocno mnie przytulił. Potrzebowałam tego. Wszytko co zbudowałam do tej pory ucieka mi przez palce i nie mogę tego uratować. Zawsze sobie powtarzałam, że świata już nic nie ocali, ale tym światem jestem ja. Mnie już nic nie ocali od samotności. Targa mną zbyt wiele uczuć abym mogła być szczęśliwa. Z jednej strony chcę być sama, ale z drugiej potrzebuję kogoś kto mnie przytuli, pocieszy. Tylko ja odpycham od siebie ludzi gdy zobaczę, że zaczyna mi na nich zależeć, lub gdy oni zaczynają czuć do mnie coś co może zniszczyć ich wyimaginowany świat. 
- Nie płacz mała. On nie jest wart.- Jack głaskał moje plecy i lekko mną kołysał chcąc mnie uspokoić. Zamknęłam mocno oczy i powstrzymywałam łzy które chciały wyjść na zewnątrz. Odsunęłam się od niego i otarłam mokre policzki. 
- Właśnie, że jest ale ja to zniszczyłam.- Rozejrzałam się lekko po korytarzu. Niby wszyscy szli w swoim kierunku ale spoglądali na nas zaciekawieni co się za raz stanie. 
- Harriet co się stało. Chciałem z tobą pogadać ale nie chciałaś mnie widzieć. Bałem się o ciebie.- Złapał mnie za rękę i uśmiechnął jak to miał w zwyczaju robić. Uśmiech miał piękny. Całkiem inny niż Harry ale równie piękny. Nie! Stop! Nie myśl o Harrym.
- Nie chcę o tym rozmawiać. Było minęło teraz czas na odbudowanie fortecy.- Otworzyłam szafkę i włożyłam do niej swoją chustkę i niepotrzebne książki. 
- Co?- Mina Jacka wyglądała jakbym mu powiedziała, że jestem w ciąży. Czyli już nie jest na mnie zły. I dobrze jeszcze nie raz dziś będę musiała się do niego przytulić. 
- Nie ważne. Chodź na lekcję. Muszę się pokazać.- Zamknęłam szafkę i z uśmiech na twarzy niezbyt prawdziwym ale z uśmiechem. Teraz gdy miałam obok siebie Jacka czułam się o wiele odważniejsza. Wiedziałam, że nie jestem sama, a to się liczyło.
- A tak w ogóle to w środę mamy bal.- Jack wzruszył ramionami jakby to olewał po całość co za pewne robił.
Na końcu korytarz zobaczyłam uśmiechającego się w moją stronę Nicka. Jego chyba najbardziej cieszyło to w jakim teraz jestem stanie. Prawda jest taka, że to jest mniej więcej jego wina. Moje zachowanie, moje życie. To wszystko jego wina. A ja? Pomogłam mu w zniszczeniu mnie. Jestem przecież tylko człowiekiem z wadami i zaletami które staram się ukryć gdzieś głęboko w sobie. Zaufałam mu i jak skończyłam? Skończyłam jako dziewczyna z zrytą psychiką i bojąca się zaufać innym. To był błąd, błąd którego już nigdy nie popełnię bo już nikomu nie zaufam. Moje życie to jeden wielki paradoks. Nic nie było dobrze, nie jest i nie będzie. Czas się z tym pogodzić i czekać na śmierć. Czekać na jedyne zbawienie które odciąży mnie od cierpienia.

Siedziałam na ławce w jakimś opustoszałym parku wpatrując się bezmyślnie w jeden punkt. Chciałabym choć raz kontrolować swoje marne życie. Choć raz chciałabym podjąć decyzję która sprawi, że wszystko będzie dobrze. Tylko dlaczego jest tak ciężko to zrobić? Dlaczego jest tak ciężko poświęcić wszystko aby być szczęśliwym? Co by było  gdybym nie uciekła Harry'emu? Gdybym została i powiedziała, że chcę z nim być. Że chcę być z nim szczęśliwa? Siedzielibyśmy teraz razem? Przytulalibyśmy się? A może bylibyśmy po pierwszej kłótni? Tyle pytań o to co nigdy się nie zdarzy....
- Jeżeli kocha to wybaczy.- Podniosłam głowę i zobaczyłam starszą panią.- Można?- Wskazała głową na ławkę, a ja pokiwałam głową. Nawet nie zauważyłam, że płaczę. Starłam ręką łzy i wypuściłam ciężko powietrze.
- A co jeżeli nie kocha?- Nie wiem dlaczego ją zapytałam. A może wiem? Po prostu wydawała się mądrą kobietą która nie będzie mi truć, że wszystko będzie dobrze.
- On czy ty?-Uśmiechnęłam się lekko i utkwiłam wzrok w samotnym drzewie które przypominało mi.... mnie. Oddalone od wszystkich innych, samotne wydające się mocne ale w środku spróchniałe.
- Oboje.- oparłam się o wyblakłe deski od ławki i spojrzałam na kobietę.- Zagięłam panią co?
- Nie, po prostu zastanawia mnie fakt jaka ta młodzież jest tępa. Widać po tobie, że coś do niego czujesz, i wiem też, że on też coś do ciebie czuję.- Zdziwiła mnie odpowiedź staruszki. Ale przynajmniej jest szczera.
- A skąd pani może to wiedzieć? Nawet pani go nie zna.- Kobieta uśmiechnęła się lekko pokazując lekkie dołeczki w policzkach takie jak ma Harry....
- Bo widzę jak na ciebie patrzy i jak jego przyjaciel na niego krzyczy.- Wskazała głową do przodu, a ja zdezorientowana spojrzałam w tą samą stronę co ona. ( włącz sobie w odtwarzaczu Give me Love).
Stał po drugiej stornie z Louisem który coś do niego krzyczał, ale on go ignorował. Patrzył na mnie. W moich oczach pojawiły się łzy które wyleciały i zostawiły mokre ścieżki na moich policzkach.
- Dzień dobry babciu Harry'ego!- Louis zaczął machać do nas, a raczej do starszej kobiety która zaśmiała się i odmachała szczęśliwemu Louis'owi. No tak. Dołeczki, kręcone włosy.
- On cię kocha. Uwierz mi.- Kobieta uśmiechnęła się do mnie i zostawił mnie samą. Wstałam z ławki i sama nie wiedziałam co chcę zrobić. Ale gdy już zdecydowałam i zrobiłam krok do przodu do Harry'ego przytuliła się blondynka i pocałowała go w usta.
Taylor.
Zaśmiałam się cicho i otarłam łzy. Wzięłam swoją torbę i ruszyłam przed siebie. Musiałam przejść obok nich. Nie dam mu satysfakcji, że wygrał. Przecież ja miałam rację. Mówiłam mu, że to tylko zauroczenie i wszystko minie.
- Harriet....- Louis chyba chciał jakoś ratować sytuację ale na szczęście się zamknął i chyba zrozumiał, że tutaj to już nie ma nic co można by było uratować.
- Cześć.- Przytuliłam go lekko do siebie i spojrzałam na Harry'ego. Podniósł głowę i zobaczyłam, że płakał. Ale dlaczego? Że miałam rację? Bezsensu. Uśmiechnęłam się lekko i ominęłam ich czując, że znów będę ryczeć.
Nie szłam do siebie do domu. Szłam do osoby która może mi pomóc nie pomagając. Wiem, wiem trochę pogmatwane ale prawdziwe. Weszłam bez pukania jak zawsze i od razu skierowałam się na koniec korytarza i weszłam do granatowego pokoju mojego przyjaciela. Spojrzał na mnie zdziwiony ale po chwili trwaliśmy w mocnym uścisku. Znów płakałam.... Za często to robię.
- Kochanie co się stało?- Jack posadził mnie na łóżku, a sam kucnął przede mną i położył swoje ręce na moich kolanach. Spojrzałam na niego i uznałam, że na niego nie zasługuję. Jest dla mnie zbyt dobry.
- W piątek gdy wyszłam ze szpitala Harry zawiózł mnie do nich do domu. Sam gdzieś zniknął, a mi dali sukienkę i miałam się przygotować. No to przygotowałam. Louis zawiózł mnie pod ten wieżowiec wiesz co go widać ode mnie z pokoju. Na dachu czekał na mnie Harry. Powiedział, że on nie chce się ze mną przyjaźnić, że chce czegoś więcej. Powiedziałam mu, że on tylko tak myśli i szybko zmieni zdanie, a ja będę później cierpieć. Miałam rację. Widziałam go przed chwilą z jego...dziewczyną.- Pokręciłam głową z śmiechem. Śmiałam się z własnej głupoty.
- Harriet... On nie jest ciebie wart. Jesteś wyjątkowa.- Na jego twarzy można było dostrzec troskę i współczucie. Znów mi pomagał przez moje problemy z chłopakami.
- Ja go kocham Jack.- Nie sądziłam, że powiem to z myślą o Harrym. No bo jak? I w ogóle, że to powiem. Przecież ja nie powinnam była poznać tego uczucia.
- Powiedz mu to.- Podniosłam brwi do góry i spojrzałam na niego jak na dziecko specjalnej troski.
- Pogięło cię? Nie mogę nie teraz, gdy on.... W ogóle gdzie ja zrobiłam błąd w swoim zachowaniu, że pozwoliłam sobie na poczucie czegokolwiek do tego chłopaka.- Zaczęłam się zastanawiać na głos bo to było bardzo ciekawe.
- Harriet twoje zachowanie przyciąga ludzi. Nie ma dużo takich osób jak ty. Takich szczery i zmieniających szybko zdanie.
- I może to jest ten błąd? Bo gdyby na przykład była dobra, ale plastikowa to on by się mną nie zainteresował i nie byłoby problemu.
- Nie! Nie możesz się zmieniać dla innych. Musisz być sobą i nie udawać nikogo innego tylko aby kogoś zniechęcić do siebie.- Jack przytulił mnie, a ja w myślach przyznałam mu rację.

Harry.

Cóż zrypałem. Ze wszystkim. Dziś gdy ją zobaczyłem, gdy zobaczyłem jak szybko ociera łzy abym tylko ich nie ujrzał coś we mnie pękło. Poczułem się jak skończony idiota. I jeszcze Taylor.... Ranię ją swoją głupotą. Kocham ją ale tylko jak siostrę, a nie jak dziewczynę z którą chciałbym iść przez życie, mieć rodzinę. No, a raczej raniłem. Dziś gdy zobaczyłem Harriet popłakałem się. Jak małe dziecko. Tay chciała wiedzieć o co chodzi i sama doszła do wniosku, że to nie ma sensu i mam walczyć o tą blondynkę która dała mi kosza. Nawet babcia mi to powiedziała. Chyba mają rację. Ale kiedy nie miały? Kobiety zawsze ale to zawsze mają rację, a ja jestem debilem, że tego nie rozumiałem. 
Tylko co zrobić żeby przekonać Harriet do swoich uczuć? Zobaczyła jak całuję się z Taylor i na pewno pomyślała, że miała rację co do moich uczuć. 
- Nic nie wymyśliłem.- Louis opadł zmęczony na kanapę obok mnie. Od jakiejś godziny siedzimy i myślimy jak przekonać Harriet, że mówię prawdę. Nawet Liam nic nie wymyślił. Sprawa nie wygląda za ciekawie.
- A nie możesz z nią po prostu porozmawiać?- Niall spojrzał na mnie, a ja westchnąłem ciężko. Może to nie jest głupie ale nic nie da.
- Horan ona nie chce ze mną rozmawiać. Dzisiaj zachowywała się jakby mnie nie było.- Schowałem twarz w dłoniach i poczułem ciepłą rękę Louisa na plechach. 
- Ale Harry cokolwiek nie zrobisz i tak musisz z nią pogadać. Więc może zrób to w jakimś publicznym miejscu może aż tak cię nie pobiję bo ktoś ją odciągnie.- Zayn wzruszył ramionami dumny ze swojego pomysłu. Ma rację, wtedy miałbym szansę aby zostać jeszcze ojcem. 
- Wiesz masz rację ale może ona będzie się krępować?- Liam chyba chciał jeszcze raz wszystko przemyśleć. I on też ma rację.
- No dobrze Li masz rację ale wiesz jak zostanę z nią sam to ona mnie ojcostwa pozbawi.- Tym razem to ja wypowiedziałem się na ten temat w swojej sprawie.
- Kupimy ci zbroję.- Louis uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Chciałem mu odpowiedzieć ale ktoś zadzwonił do drzwi. Podniosłem się i poczłapałem aby zobaczyć kto nas nawiedza. Otworzyłem drzwi i szok. Normalnie zawał na miejscu.
- Jak chcesz ją odzyskać?- Jack chyba lubi przechodzić do konkretów. Normalnie bym go spławił ale zajarzyłem, że chodzi o Harriet, a on się z nią przyjaźni więc może mi pomóc. Wpuściłem go do środka i razem poszliśmy do salonu. Chłopaki zdziwili się na jego widok ale tego nie skomentowali. Skoro ja go wpuściłem to musi być coś ważnego. 
- Jeszcze nie wiem. Może masz jakiś pomysł?- Spojrzałem na niego pytająco, a on się cwano uśmiechnął. Pewnie Harriet go tego nauczyła. Ona też tak robi tylko, że jej to ładniej wychodzi. 
- W środę mamy w szkole bal. Ona nie chce iść bo jest w dołku mniej więcej dzięki tobie ale ja ją tam zaciągnę. Ty weź jej tam coś zaśpiewaj powiedz co do niej czujesz jeżeli czujesz i po sprawie.- Wzruszył ramionami i widać było, że jest z siebie dumny. Ale ja jakoś nie byłem do tego do końca przekonany.
- Ale to jest takie oklepane.- Westchnąłem i spojrzałem na resztę chłopaków. Im najwyraźniej się ten pomysł spodobał, albo nie chciało im się myśleć i poszli na łatwiznę.
- Harry ja się dziś dowiedziałem ciekawych rzeczy na twój temat i może ci powiem jeżeli ty odpowiesz mi na jedno pytanie. Co ty do niej czujesz?- Co ja do niej czuję?! Właśnie co... Coś silnego ale skomplikowanego, namiętnego ale spokojnego, uzależniającego ale dobrego. 
- Kocham ją.- Odpowiedziałem mu zgodnie z prawdą. Nie ma sensu go okłamywać. A po za tym ja tam lubię wygląd swojej twarzy więc wolę go nie drażnić. 
- To dobrze bo ona ciebie też.- Moje oczy zrobiły się jako pięciozłotówki.- Bo ci oczy z orbit wylecą. Dzisiaj przyszła do mnie zapłakana i opowiedziała w skrócie wszystko. Powiedziała również, że cię kocha. Więc radzę ci zrób coś i to szybko bo ona chce się stąd wyprowadzić.
-Co?!- Wykrzyknęliśmy całą piątką, ale ja to chyba najgłośniej. Nie, nie, nie! Nie teraz no! Czy ona zawsze musi pokrzyżować mi plany?
- Jajco. Powiedziała, że pogada o tym z rodzicami znaczy z mamą i przeniesie się do Los Angeles. A więc Styles radzę ci przyjąć mój pomysł z tym balem bo ci księżniczka Harriet Marie Lane spieprzy spod nosa.- Spojrzałam na niego i pokiwałem głową gotowy zrobić wszystko aby ona tylko tutaj została. Została i była ze mną. 

Narrator. 

Śniła o nim. 
Myślał o niej.
Pragnęła go, przy sobie w tej chwili.
Pragnął jej, przez resztę życia.
Chciała uciec od niego i od uczuć.
Chciał ją zatrzymać każdym możliwym sposobem. 
Chcieli różnych rzeczy ale wszystko wiązało się z jednym. Z ich szczęściem.

------------------------------------------------
Pechowa 13, za nami :D !!

2 komentarze: