sobota, 5 stycznia 2013

4


------------------------------------------------------------------------
Noc pamiętam jak przez mgłę. Telefon po północy, płacz matki, przyjście do mnie powiedzenie czegoś czego nie dopuszczam do swojej podświadomości. Leżę już tak trzy godziny i nadal nie mogę w to uwierzyć. Leżę i gapię się w sufit jakby to właśnie tam miały być odpowiedzi na moje pytania. Tylko ich cholera nie ma! Jak to się stało? Dlaczego? Kiedy? Kto? Tylko to miałam w głowie.
Ta cholerna cisz w okół mnie dobijała mnie całkowicie. Słyszałam swój własny oddech, słyszałam bicie swego serca. Miałam ochotę krzyczeć z frustracji, miałam ochotę rzucać wszystkim co mam pod ręką. Nie mogłam tego zrobić. Nie teraz. Wstałam po cichu i zaczęłam się ubierać w poszykowane rzeczy do szkoły. Zapewne i tak do niej nie pójdę. Związałam włosy w niedbałego kucyka.
Zabrałam swój telefon i po cichu wyszłam z pokoju. Wszędzie cisza i ciemność. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Szłam dzielnie patrząc pod nogi aby się nie wywrócić. Schody pokonałam bezszelestnie. Zauważyłam, że w salonie świeci się światło. Postanowiłam zajrzeć do środka. Na kanapie siedział Josh i głaskał głowę mamy która znajdowała się na jego kolanach. Pierwszy raz ujrzałam ich w takie sytuacji. Wyglądali jakby się kochali.
- Harriet? Gdzie idziesz?- Szept Josha był przepełniony troską której nigdy u niego nie słyszałam. No przynajmniej nie mówił tak do mnie. Nie wiem jak to jest z innymi ludźmi.
- Muszę się przejść.- Wyszłam nie czekając na jakieś słowa z jego strony. 
Noc była ciepła. Co jakoś mi nie poprawiło samopoczucia. Nie brałam ze sobą bluzy bo chciałam poczuć chłód, chciałam poczuć na swojej skórze zimne igły które wbijałyby się w moje odsłonięte ręce, które zmusiłyby mnie do poczucia czegokolwiek. Które zagłuszyłyby tą pustkę emocjonalną. W tej chwili nie czuję nic. Kompletnie nic. Jestem wyprana z uczuć. Nie wiem co mam zrobić, nie wiem gdzie mam pójść. Nie wiem co mam powiedzieć. To dobrze? Czy po takiej wiadomości jaką otrzymałam moje zachowanie jest odpowiednie? Nie wiem. Nie byłam nigdy w takiej sytuacji.
Usiadłam na ławce i patrzyłam gdzieś przed siebie. Nie widziałam nic ciekawego ale... Cholera sama nie wiem. Po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy od trzech godzin. Dopiero teraz moja bariera samotności pękła, a wszystko co tłumiłam w sobie wypłynęło na wierzch. Nie mogłam złapać powietrza, dławiłam się własnymi łzami. Nie mogłam opanować własnego szlochu, przez moje ciało zaczęły przechodzić drgawki, a w klatce piersiowej poczułam ukłucie. Moje płuca domagały się powietrza którego nie mogłam im dać. 
- Harriet?- Widziałam jak przez jakąś zamazaną szybę ale głos rozpoznałabym wszędzie. Zerwałam się z ławki i zaczęłam biec. Chciałam uciec, chciałam uciec jak najdalej. Chciałam zostać sama, chciałam aby to wszystko się skończyło, aby to okazało się jednym wielkim koszmarem. Wiem, że biegł za mną. Słyszałam jego kroki, które były co raz głośniejsze i bliższe mojej osobie. Przyspieszyłam. Ból w klatce piersiowej nasilił się jeszcze bardziej przez mój maraton. Nie obchodziło mnie to. Ból jest lepszy niż pustka w środku. Wolę czuć to niż nic.
Poczułam mocny uścisk na moim nadgarstku, który spowodował moje zatrzymanie się. Zostałam odwrócona do osoby goniącej mnie. 
- Harriet dlaczego płaczesz?- Otarł dłonią mój mokry policzek pozbywając się przy tym mokrych kropelek które spływały po nim. Podniosłam na niego wzrok i zobaczyłam wielkie współczucie malujące się na jego twarzy. 
Miałam mu odpowiedzieć? Powiedzieć prawdę, czy może skłamać? Nie powiedziałam nic. Po prostu przytuliłam się do niego. Pozwoliłam sobie na słabość przy nim. Pozwoliłam aby osoba która nie miała widzieć, że mam uczucia zobaczyła, że można mnie skrzywdzić. Że ja Harriet Marie Lane mogę cierpieć. 
Ale przecież ja jestem tylko zwyczajnym człowiekiem. Jestem tylko kolejną marionetką. 
- Spokojnie.- Harry głaskał mnie po plechach i szeptał coś do ucha. W tej chwili czułam się potrzebna, czułam że ktoś mnie kocha i nie oczekuję niczego w zamian.
- Jego już nie ma.- Mój cichy szept został jeszcze stłumione przez jego bluzę. Chociaż wiedziałam, że usłyszał. 
- Kogo? Harriet, kogo już nie ma?- Spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami które nie były niczego pewne. Nie wiedział jak ma się zachować. Co ma powiedzieć, co przemilczeć. Ale nie mogę mu się dziwić. Sama tego nie wiedziałam.
- Odszedł. Na zawsze.- Upadłam na kolana z szeroko otwartymi oczami. Chyba dopiero teraz tak na prawdę to wszystko do mnie dotarło. Chyba dopiero teraz zrozumiałam co się stało dzisiejszej nocy. 
- Harriet! Kto?- Jego głos był co raz bardziej zmartwiony. Bał się. Bał się o mnie. 
- Ja już go nie mam.- Chyba zrozumiał, że nic ode mnie nie wyciągnie. Podniósł mnie do pionu i wziął na ręce. Oplotłam jego szyję swoimi rękami i położyłam głowę na jego ramieniu. Poczułam się bardzo zmęczona. Chciałam teraz tylko zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić. 
***Środa.
Usiadłam prosto na łóżku. Moje ciało było mokre od potu. Było mi gorąco. Chciałam otworzyć okno poczuć chłód ogarniający moje ciało. Przekręciłam głowę w bok i ujrzałam przestraszonego chłopaka w lokach z zielonymi oczami. 
- Harriet...- Dotknął mojej ręki, a ja szybko ją zabrałam. nie chciałam znów czuć jego dotyku na sobie. Wygrzebałam się z kołdry i założyłam na nogi swoje czarne trampki. Musiałam stąd uciec. 
Wybiegłam z pokoju i zleciałam szybko ze schodów. Na dole natknęłam się na zdziwionych przyjaciół Harry'ego. Wyglądali nie na tyle zdziwionych co smutnych. Na pewno już wiedzą... Na pewno im powiedziała. Poczułam w sobie wzrastającą złość i frustrację którą musiałam na czymś lub kimś wyładować. Nie, nie tutaj. Wybiegłam z ich domu trzaskając za sobą drzwiami. Rozejrzałam się po okolicy i już wiedziałam gdzie jestem. 
Zaczęłam biec w stronę domu ile tylko miałam sił w nogach. W głowie huczało mi od myśli, które starałam wycisz. Nie chciałam ich słyszeć. 
Otworzyłam drzwi i nie zamykając ich udałam się w stronę salonu z którego dochodziły głosy. Weszłam do pomieszczenia i stanęłam po środku starając się uspokoić oddech. Chyba muszę więcej ćwiczyć.~ To głupie, że właśnie teraz miałam takie myśli i ten wredny głosik w mojej głowie mnie wyśmiewał. 
- Matko Boska! Harriet gdzieś ty się podziewała?! Ja tu od zmysłów odchodzę.- Mama zrobiła w moją stronę kilka kroków ale zobaczywszy moją zaciętą i wściekłą minę stanęła w miejscu.
- Musiałaś?! Powiedz po jaką cholerę im to powiedziała?!- Teraz mogłam wyładować swoje złe emocję. Teraz miałam tą cholerną odwagę na powiedzenie wszystkiego. Wszystkiego co mi ciąży od tych powalonych dwóch lat.
- Harriet! Uważaj co mówisz to twoja matka. Wiemy, że bardzo cierpisz ale nie możesz....
- Gówno wiecie!- Wielmożny Josh chyba chciał zgrywać wielkiego bohatera.- Nie będziesz mi mówił co mam robić. A ty.- Wskazałam palcem w stronę zdziwionej matki.- Może weźmiesz megafon i przebiegniesz się po okolicy i będzie mówić, że mój ojciec nie żyję? Jesteś żałosna.- Spojrzałam na nich ostatni razi i pobiegłam do swojego cichego i ciemnego pokoju. Zakluczyłam drzwi i pierwsze o zrobiłam do uderzyłam pięścią w długie lustro wiszące na ścianie. Z moich kostek zaczęła wypływać ciemno czerwona ciesz która kapała na ciemne panele.
Wyciągnęłam z pod łóżka karton, a z niego jedną butelkę wódki. Tak. To jest właśnie to. Zaleję swoje smutki wódką i przez jedną, maluteńką chwilę znów będę szczęśliwa. Znów będę czuła się ważna. 
*** Czwartek.
Stałam przed lustrem w łazience i przypatrywałam się dziewczynie którą skądś kojarzyłam. Wyglądała jak ja, ale była inna. Czerwone i podpuchnięte oczy, bledsza niż zwykle cera, blond włosy upięte w koka, pełne malinowe usta. Wykonywała wszystkie czynności jakie wykonywałam ja. Ale czy wyglądała jak człowiek? Nie. Wyglądała jak wrak człowieka. Czarna sukienka do kolna, czarne buty. To nie dla mnie. To nie jestem ja. 
Spojrzałam na zegarek. Muszę już wyjść. Czeka mnie wielka męka. Przez godzinę będę stała na cmentarzu i wysłuchiwała słów ludzi którzy tak na prawdę nie znali mego ojca. Którzy chcą tylko i wyłącznie pokazać się  z jak najlepszej strony. Wyszłam z jasnego pomieszczenia i od razu skierowałam się do samochodu. Nie czekając na innych. Co mnie oni obchodzą? Nic. Może to egoistyczne bo nie zwracam uwagi na uczucia innych ale już taka jestem. Nawet Jack się o tym przekonał. Chciał ze mną porozmawiać wczoraj ale akurat trafił gdy byłam już mocno wstawiona. Wykrzyczałam mu w twarz, że go nienawidzę. Że chcę aby zniknął z mojego życia. Nie posłuchał. Został ze mną. Przytulił i płakał. Jak prawdziwy przyjaciel.
Stoję i patrzę. Patrzę na spokojną i bladą twarz ojca. Wygląda jakby spał. Tylko tak nie jest. Nie obudzi się zaraz i zacznie się śmiać, że czuję się jak na pogrzebie. Już nigdy nie usłyszę jego wesołego głosu, jego śmiechu. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę go już przeprosić. Nie mogę powiedzieć jak bardzo go kocham. Teraz żałuję swych słów. Teraz gdy jest już za późno gdy już go straciłam jest za późno.
- Harriet policjanci przekazali mi to dziś.- Mama wręczyła mi jakieś beżowe pudełeczko i odeszła. Teraz ona będzie mówiła o tym jakim wspaniałym człowiekiem był ojciec. Cała ta farsa mnie bawi ale nie wypada się roześmiać, prawda? Spoglądam na pudełeczko i otwieram wieczko. W środku znajduję się złota bransoletka z napisem 'Believe'  Uwierz. W co? W co mam uwierzyć? Że życie jest jednym wielkim pojebanym błędnym kołem? To już wiem. W okół mnie nastała cisza. Spoglądam na podest na którym powinna znajdować się matka. Nie ma jej. Moja kolej. Wchodzę, staję przed mikrofonem i widzę tylko i wyłącznie trumnę. Ciemną ciężką trumnę. 
- Nikt go tak na prawdę nie znał. Powiem krótko. Każdy przede mną powiedział coś co ktoś inny chciał usłyszeć. Ale nie ja. Ja wam powiem tylko: pierdolcie się wszyscy. Teraz już wszystko jest stracone.- Schodzę z podestu i kroczę dumnie przed siebie. Otarłam jedną ręką łzy z policzka. Zatrzymałam się przy trumnie. 
- Przepraszam tato.- Muszę stąd zniknąć. Jak on. Wychodzę szybkim krokiem i łapię pierwszą lepszą taksówkę i podaję adres. Czas zacząć nowe życie. Czas pokazać światu kim na prawdę jestem. 
-------------------------------------------------

Cóż jest! Trochę smutawy ale taki ma być !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz