poniedziałek, 11 marca 2013

3

----------------------------------------------------------------
Dlaczego warto wierzyć w przyjaźń? Dlaczego warto o nią walczyć? Mogłoby się wydawać, że te pytania są banalne i dla nie których zapewne tak jest ale warto się nad nimi chociażby chwilkę zastanowić. 
A właściwie co to jest przyjaźń? Przyjaźń to taki twór w którym każda mała kłótnia lub wypowiedziane bez zastanowienia słowo jest dla nas lekcją. Lekcją życia.

Harriet.

Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się leniwie w swoim łóżku. Spojrzałam mściwie na okno którego wczoraj nie zasłoniłam i szybko zamknęłam oczy ponieważ promienie słońca zaczęły razić moje oczy. Od kiedy w Londynie w styczniu słońce?  Swoją drogą mogłam zasłonić okno przecież powinnam była być już przyzwyczajona do takich niespodzianek. Ale chwila.... Zasłaniałam. No tak. Przecież miałam w nocy gościa. Dobrze, że chociaż mam drzewo obok okna bo inaczej byłoby z nim cienko gdyby chłopaki go zobaczyli. 
Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem i postanowiłam wstać i zejść na dół. Dziś czułam się inaczej. Tak jakby prawie normalnie. Chciało mi się wstać, śmiać, rozmawiać. Coś mnie chyba zmienia. Albo ktoś. Stefek, ryj! Chociaż to może być prawda. Ale on.... Nie. Otworzyłam cicho drzwi i najciszej jak tylko potrafiłam zaczęłam się kierować na dół. Jeżeli jeszcze spali to niech śpią. Dla mnie to lepiej. 
W salonie na kanapie siedział Louis i grał sobie jak gdyby nigdy nic na padzie, rozwalając jakieś zombie na telewizorze.
- Ten chłopak co był u ciebie w nocy to twój nowy lowelas?- Zapytał nie odwracając wzroku od telewizora. Na chwilę przestałam oddychać z przerażeniem, że on może wiedzieć kto u mnie był ale powiedział ten chłopak, a więc chyba nie wie kto to.
 - Nie. To tylko kolega który mi....w pewnym sensie pomógł.- Wzruszyłam ramionami, a Louis włączył pauzę i spojrzał na mnie z lekko przymrużonymi oczyma.
- Ha! Przeleciał cię. Brawo Harriet.- Poklepał mnie po plechach, a ja się skrzywiłam. Gdy Max docisnął mnie do lustra które pękło myślałam, że będę miała tylko malutkie zadrapania ale okazały się one troszkę większe niż malutkie.
 Louis zaciekawiony moją reakcją poniósł moją koszulkę do góry. Dobrze, że mam chociaż spodenki. 
- To nic takiego.- Odsunęłam się od niego kawałek i oparłam się delikatnie i kanapę. Lou wpatrywał się we mnie z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.
- Aha, nic takiego. Wiesz nie wygląda mi to na nic takiego. Byłaś z tym u lekarza?- Znów włączył grę, a ja zaczęłam oglądać jego zmagania.
- Po co? Przecież to tylko zadrapania.- Wzruszyłam ramionami, a Lou nie wytrzymał i zaczął się śmiać. Nawet gdy mu zombie mózg wyżarło ten dalej się rechotał.
- Chociaż mi powiedz na co wpadłaś? Albo raczej na co cię ktoś popchnął?- Leżał na kanapie i starał się uspokoić oddech. Jego twarz była cała czerwona, a z kącików oczu leciały łzy.
- Na lustro. I skończmy ten temat bo jeszcze ktoś usłyszy. A z moim szczęściem to będzie Harry i wtedy to już będzie po mnie.- Spuściłam głowę i zaczęłam się bawić swoimi palcami. Lou usiadł prosto i otarł twarz z łez.
- Dlaczego z nim nie porozmawiasz? Powiedz mu prawdę Harriet. Jeżeli go kochasz to powiedz mu to, a jeżeli już on nic dla ciebie nie znaczy to daj mu odejść.- Spojrzałam na niego i zagryzłam dolną wargę aby się nie rozpłakać. Louis otoczył mnie ramieniem i przygarnął do siebie.
- Tyle, że ja już dałam mu odejść Lulu.- Chłopak westchnął i pocałował mnie w głowę. Czułam się przy nim jakbym była w ramionach starszego brata.
- A żałujesz, że mu na to pozwoliłaś?- Podniosłam głowę i spojrzałam w jego niebieskie oczy które teraz wpatrywały się we mnie z troską.
- Nie wiem ale....chyba tak. Ale co z tego?- Odsunęłam się od niego i starałam się przybrać swój codzienny obojętny wyraz twarzy.- On teraz jest z Taylor i nic tego nie zmieni. Tata mi kiedyś powiedział, że jeżeli jesteś z kimś i pokochasz inną osobę to znaczy, że tej pierwszej nigdy nie kochałeś. Bo jeżeli tak by było to nigdy byś nie pokochał tej drugiej osoby.
- Harriet ale ty byłaś druga. Przecież najpierw poznał Taylor.
- Louis to, że ja pojawiłam się druga w jego życiu nie oznacza, że w sercu również.- Uśmiechnęłam się do niego smutno i postanowiłam wrócić do siebie. Szłam ze spuszczoną głową, ale gdy zobaczyłam czyjś cień przed schodami podniosłam głowę do góry. Otworzyłam usta jakbym chciała coś powiedzieć. Westchnęłam smutno i wyminęłam stojącego mi na drodze Harry'ego kierując się do swojego pokoju w którym będę mogła być sobą.
Zamknęłam drzwi i wypuściłam powietrze z płuc. Ile on słyszał? Od kiedy tam stał? Oj nie obędzie się dziś bez kłótni.Mój telefon zaczął brzęczeć co oznaczało iż ktoś do mnie napisał.
Od: Max.
Nasze spotkanie nadal aktualne?
Do: Max.
Przepraszam ale jakoś nie mam ochoty. 
Wysłałam mu odpowiedź po czym wyłączyłam telefon i odłożyłam go na szafkę. Postanowiłam się ubrać więc wyciągnęłam z szafy rzeczy i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, zrobiłam sobie lekki makijaż i ubrałam się w wybrane rzeczy. Uśmiechnęłam się lekko do swojego odbicia. z dani na dzień wyglądałam tak jakby inaczej. Ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Opuściłam łazienkę z lekkim uśmiechem na ustach. Nawet fakt, że mam spotkać Harry'ego nie mógł zepsuć mi dość dobrego dziś humoru.
- Ooo, Harriet list do ciebie.- Liam podał mi białą kopertę z moim imieniem. Bez żadnego znaczka. Jack.... Mój przyjaciel bardzo dobrze mnie  ignorował więc nawet głupi list będzie dla mnie czymś wspaniałym. Usiadłam na wolnym fotelu i rozerwałam kopertę. Zajrzałam do środka i wyciągnęłam z niej złożoną na pół kartkę, i pieniądze. Spojrzałam szybko na chłopaków którzy wpatrywali się we mnie. Odłożyłam na stolik pieniądze i rozłożyłam kartkę.

 Oddaję, to co twoje. Przecież nic nie wzięłaś. 
Lustro prawie naprawione. Dziękuję za noc. xo.
                                               M.
Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Za którą noc mi dziękuję? Chyba będę musiała się do zapytać. 
- Ooo Harriet lustro prawie naprawione będziesz mogła znów wpaść w odwiedziny.- Podskoczyłam na głos Lou który dobiegał zza mnie. Odwróciłam się i uderzyłam go w ramię. Co mu odwaliło żeby człowieka tak straszyć?
- Dlaczego ci dziwni ludzie ścinają nam drzewo?- Zayn stał przy oknie. Szybko zmaterializowałam się obok niego i ze złości zacisnęłam pięści. Odwróciłam się i z prędkością światła wybiegłam na dwór kierując się w stronę Harry'ego i kilku innych mężczyzn którzy dobierali się do drzewa po którym wczoraj wspinał się Max.
- Co ty do cholery robisz!- Krzyknęłam do niego zwracając tym uwagę nie tylko jego ale i też tych ludków których wynajął.
- A co ślepa jesteś?- Patrzył na mnie z tak wielką nienawiścią w oczach, że aż cofnęłam się o krok.
- Wszystko słyszałeś..- Pokręciłam głową ze śmiechem.- Myślisz, że jeżeli zetniesz głupie drzewo to więcej się z nim nie spotkam?- Zrobiłam w jego stronę kilka kroków.
- Cóż przynajmniej nie tutaj. Ale chwila ty myślisz, że ja to robię ze względu na ciebie?- Tym razem on zaczął do mnie podchodzić.- Nie wszystko kręci się tylko wokół ciebie.- Wysyczał mi prosto w twarz, a moje serce zaczęło szybciej bić. Nie dlatego, że on stał tak blisko mnie. Tylko dlatego, że zaczynałam się bać.
- Jesteś żałosny Harry.- Spojrzałam na niego ostatni raz i odwróciłam się do niego tyłem chcąc odejść ale on mi nie pozwolił. Jednym sprawnym ruchem odwrócił mnie w swoją stronę i mocno ścisnął mój nadgarstek.
- Uważaj na to co mówisz.- Czułam na twarz jego niespokojny oddech. Spojrzałam na jego zaciskającą się rękę i znów przeniosłam wzrok na jego wściekłe oczy.
- Puść mnie. Nie masz żadnego prawa mnie dotykać.- Mówiłam spokojnie i nawet głos mi nie zadrżał. Co w tej chwili było bardzo przydatne.
- Wiesz właściwie to zastanawiam się jak ja w ogóle mogłem być z kimś takim.- Poluzował uścisk ale mnie nie puścił. (*.*)
- Wysłów się Styles. Kimś takim? Czyli jakim?- Wiem, że źle robiłam prowokując go ale nie mogłam się powstrzymać. A po za tym nie mogłam wyjść z tego starcia przegrana.
- Z kimś kto się puszcza przy pierwszej lepszej okazji.! Najpierw Jack, potem Kevin! Zdziwiona?! Tak, wiem o Jacku! Myślisz, że dlaczego się do ciebie nie odzywa?! Ej, a może to dziecko nie było moje!- Z racji tego iż stał blisko mnie jego krzyk brzmiał dla mnie jak wrzask bardzo wściekłej osoby. Zresztą pewnie taki był. W moich oczach pojawiły się łzy i wiele nie myśląc podniosłam rękę i uderzyłam go w policzek. Chłopcy którzy stali za nami podbiegli do nas i rozdzieli nas. Louis trzymał Harry'ego za ramiona i coś mu tłumaczy ale jakoś nie mogłam się skupić na tym co mówił.
- Kocham cię kretynie! Rozumiesz?! Kocham jak cholera, a ty masz mnie w dupie! Dla ciebie znów zaczęłam dostrzegać plusy w życiu! Dla ciebie znów pozwoliłam sobie czuć! A ty co?! Nic tylko byś się znęcał nad bidną dziewczyną która i tak ci prędzej czy później wybaczy!- Gardło bolało mnie od krzyku ale nie mogłam się powstrzymać.- Ale nie tym razem Harry. Już więcej nie popełnię tego błędu co w Los Angeles.- Patrzyłam jeszcze chwilę na jego zdziwioną twarz, po czym po woli zaczęłam się kierować w stronę domu. Chciałam biec. Zamknąć się w pokoju ale nie mogłam tego robić. Dałabym mu tym satysfakcję której teraz tak bardzo pragnie.
- Harriet!- Nie reagowałam na jego krzyk. Zamknęłam cicho drzwi wejściowe i skierowałam się w stronę schodów. Gdy byłam już w połowie poczułam lekkie szarpnięcie i znalazłam się w silnych ramionach. Zaczęłam się wyrywać ale on mocno mnie trzymał i nie puszczał. Spojrzał mi w oczy i złączył nasze usta w pocałunku przepełnionym goryczą i żalem. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy ale mimo wszystko nie odsunęłam się od niego. Pozwoliłam mu się całować jakby od tego zależało nasze życie.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam.- Zaczął powtarzać jak mantrę szepcząc mi do ucha.
- Nie mogę Harry. Taylor...- Nie pozwolił mi dokończyć ponieważ znów mnie pocałował.
- Wrócę za godzinę. Nigdzie nie wychodź.- Skradł mi jeszcze szybkiego całusa i zniknął za drzwiami zostawiając mnie samą na schodach.
**
Harry'ego nie ma już z dwie godziny. Co o tym myślę? Właściwie to nic. Przyzwyczaiłam się do rozczarowań i wcale się nie zdziwię jeżeli on w ogóle na noc do domu nie wróci. Tylko wiecie co? Jednak gdzieś tam w środku mnie pali się mała świeczka z nadzieją, że on zaraz przyjedzie i zacznie mnie przepraszać za wszystko co zrobił. Cóż świeczka gaśnie z minuty na minutę, a nadzieja razem z nią.
Otwieranie drzwi wszystkich wprawiło w pewne zakłopotanie, a pojawienie się Harry'ego z panną Swift wcale nie pomagało. Moją uwagę zwrócił fakt iż oni trzymali się za ręce. Na twarzy Taylor widniał wielki uśmiech, a na Harry'ego.... nic. Jedna wielka pustak.
- Chcielibyśmy wam coś ogłosić, prawda kochanie?- Zaszczebiotała blondynka i spojrzała na swoje ''kochanie''. Poczułam na sobie wzrok chłopaków ale starałam się to zignorować.
- Dobra widzę, że się krępujesz więc ja powiem.- Znów na nas spojrzała z wielkim bananem na ryju.- A więc jestem w ciąży, a Harry będzie tatusiem.- Wciągnęłam głęboko powietrze i patrzyłam na Harry'ego. Spuścił głowę chcąc ukryć łzy które wzbierały się w jego oczach.- Ale to jeszcze nie wszytko. Ale jestem podekscytowana! Harruś mi się oświadczył!- Na dowód swoich słów wyciągnęła do nas rękę. Na jednym z palców błyszczał srebrny pierścionek.
- O kurwa.- Louis zakrył twarz w dłoniach i ukucnął. Wpatrywałam się w Harry'ego z obojętną miną. Wreszcie odważył się podnieść głowę. W jego pięknych zielonych oczach błyszczały łzy.
- Gratuluję.- Szepnęłam i skierowałam się na górę. Gdy tylko zamknęłam drzwi po moich policzkach spłynęły łzy. Krzyknęłam sfrustrowana i ukucnęłam zakrywając twarz dłońmi.   ...jestem w ciąży...oświadczył mi się... Tylko to miałam w głowie. Byłam wściekła, roztrzęsiona, zła, przerażona i zraniona. Znów. Znów w jakimś małym stopniu mu zaufałam, a on to wykorzystał przeciwko mnie. Ile jeszcze? Ile jeszcze dam radę? Przecież nawet ja mam uczucia. Nawet ja potrafię pokochać.
Rzuciłam się po swój telefon i ledwie co widząc na oczy zaczęłam pisać SMS-a.
Do: Max.
Proszę przyjedź po mnie. Potrzebuję cie.
Od:Max.
Zaraz będę.
Brzmiało to żałośnie ale właściwie to tak się teraz czułam. Żałośnie. Tak to bardzo dobre określenie mojego chwilowego stanu. Podniosłam się z podłogi i poszłam do łazienki aby obmyć twarz. Zmyłam resztki makijażu i nawet nie starałam się malować na nowo. Gdy zobaczyłam przez okno, że pod dom podjechał samochód chwyciłam swój telefon i wyszłam z pokoju zbiegając po schodach.
- Harriet! Zaczekaj! Gdzie idziesz?- Louis przytrzymał mi ręką drzwi abym nie mogła ich otworzyć. Podniosłam na niego wzrok i o mało znów bym się nie poryczała.
- Nie mogę Lou. Po prostu nie mogę.- Chłopak ze zrezygnowaniem opuścił rękę pozwalając mi wyjść.

Niall.

- Ej! Niall to nie jest Harriet?- Suzie wskazała ręką na dziewczynę stojącą z jakimś chłopakiem przy półce z alkoholem. Nie byłem pewny czy to ona, ale gdy się odwróciła i zobaczyłem jej twarz wszystko było już jasne. To ona. Ale kim jest ten chłopak? O rzesz kurwa! Spojrzałem lekko przerażony na Suzie która wpatrywała się we mnie, albo w Harriet. Spojrzałem na swoją blond-włosą przyjaciółkę szukając na jej twarz lub w jej zachowaniu jakiegoś zdenerwowania. Nic takiego nie odnalazłem.
- Suzie chcesz poznać moich przyjaciół?- Dziewczyna pisnęła i zostawiła koszyk z zakupami po czym ruszyła za mną. Wyszliśmy ze sklepu jak gdyby nigdy nic i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę domu w który kiedyś mieszkałem. Nie było aż tak daleko ale blisko też nie. Cóż mogliśmy zamówić taksówkę ale teraz musiałem ochłonąć. Co ona robiła z Max'em? Dlaczego miała podpuchnięte oczy? Właściwie to odpowiedzi same się nasuwają. 
Nacisnąłem klamkę od drzwi, a one ustąpiły z cichym kliknięciem. Jak zawsze nie zakluczone. Suzie szła niepewnie za mną i jakby czuwała nade mną. Z salonu dobiegały krzyki kłótni. Wszedłem do pomieszczenia szybkim krokiem i nie zważając na to, że nikt mnie nie zauważył podszedłem do Harry'ego i uderzyłem go z całej siły w twarz. Przyjaciel wywrócił się i złapał za szczękę.
- Niall opanuj się!- Suzie stanęła przede mnę i zmuszała mnie abym na nią spojrzał. Odsunąłem ją lekko od siebie i spojrzałem na zdziwionego i leżącego na podłodze Harry'ego.
- Jeżeli on jej coś zrobi zabiję cię. Rozumiesz?- Wymierzyłem w niego palce i dopiero teraz rozejrzałem się. Na twarzach chłopaków widniały te same uczucia. Przerażenie, ulga, złość, zdziwienie. 
- Gdzieś ty był kretynie!- Zayn rzucił się na mnie i zamknął w mocnym uścisku. Objąłem go również i poklepałem po plecach.
- Ej! A mnie nie chciałeś przytulać. Zapamiętam to sobie.- Suzie założyła ręce na piersi i chciała udawać obrażoną ale na jej twarz igrał uśmieszek który starała się ukryć.
- Dlaczego właściwie mi się zgarnęło? I kto komu ma coś zrobić?- Harry podniósł się z ziemi z pomocą Lou i podparł się o róg kanapy.
- Widziałem Harriet z podpuchniętymi oczami i z wódką w rękach. A któż to jej towarzyszył? Poczciwy Max.- Jego oczy zrobiły się dwa razy większe.
- A więc to jest ten M.- Louis klasnął w dłonie zadowolony, że odkrył jakąś tajemnicę.- Ale chwila. To by oznaczało, że on tutaj był w nocy, i że oni....- Wzdrygnął się i zrobił lekko zielony na twarzy.
- I oni co? Wysłów się debilu.- Zayn szturchnął lekko Lou w ramie, a ten pokręcił głową jakby z niedowierzaniem.
- Gadałem dzisiaj z Harriet  o jej nocnym gościu, tak jakby wygadała się, że ten jej ''kolega'' ją przeleciał. Wtedy poklepałem ją po plecach, a ona się skrzywiła. Podniosłem jej koszulkę. Spokojnie Harry nic nie widziałem. I ona miała tam takie świeże zadrapania. Zapytałem się kto jej to zrobił i wtedy powiedziała mi, że ten chłopak popchnął ją na lustro. No wiecie pełen namiętności gorący numerek. Ja myślałem, że to jakiś fajny koleś a....  Sami wiecie.- Usiadłem na kanapie i schowałem twarz w dłoniach. To moja wina. Gdybym nie uciekł...Poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Podniosłem głowę i zobaczyłem twarz Suzie z wyrazem ''ani mi się waż tak myśleć''.
- Ale dlaczego on jej oddał pieniądze? Za co? I co takiego nie wzięła?- Liam mówił o całkiem obcej dla mnie sprawie. Nie było mnie więc gówno wiem co mnie dobija.
- Narkotyki. Max ma pełno zioła. Pamiętacie jak wróciła wesoła w tamtym tygodniu? Na pewno już wtedy coś wzięła.- Harry opadł zmęczony na kanapę i zamknął oczy. Na jego policzku zaczął się robić siniak. Ktoś rzucił do niego lodem. Jak się okazało była to Suzie.
- Może nie będziesz wyglądał jakbyś wpadł na czyjąś pięść.- Wzruszyła ramionami i udawała, że nic ją nie obchodzi jak będzie wyglądał Harry ale mnie nie nabrała. Ona jest taka sama jak Harriet. Próbuję ukryć coś co widać.
- Chłopaki ja sobie tak myślę i dochodzę do wniosku, że trzeba coś zrobić.- Wszyscy spojrzeliśmy na Lou z błagalnymi minami.
- Lepiej nie myśl bo sobie krzywdę zrobisz.- Zayn opadł obok mnie i wszyscy zaczęliśmy obmyślać jak odseparować Harriet od Max'a.
---------------------------------------------
Cześć misiaki!  Jak tam leci? Na szczęście poniedziałek za nami. Uff. 
Co do rozdziału.... Mi tam się podoba rozmowa Harriet z Lou, kłótnia Harriet z Harrym i końcówka z perspektywy Niall'a. Cóż morał z tego taki iż ogólnie podoba mi się prawie cały rozdział. :D
Taaa jestem skromna. 
Dziś bez narratora bo chciałam wam oszczędzić zagadki. Wiecie poniedziałek, pierwszy dzień szkoły, i wg poniedziałek :P Może kac was jeszcze trzyma. Ja tam nie wiem.
Sajonara muczos amigos! 

4 komentarze:

  1. Albo mi się wydaję albo ten rozdział wyszedł ci dłuższy niż zawsze na co wcale nie narzekam.
    Ja już myślałam, że oni znów będą razem, a tu dupa....
    Ale Niall się zaborczy zrobił :*
    Brak narratora- brak zagwozdki na kilka dni :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No też mi się zdawało, że wyszedł dłuższy :D
      Gdzie tam razem! Harriet na Syberię pojedzie bałwany lepić :)
      Taki z niego mały zbrodniacha :P
      Przepraszam nie chciałam cię pozbawiać zagadek :*

      Usuń
  2. Booski ;**
    Nie lubię Maxa i Taylor -,-
    A ona jest w ciąży z Zaynem czy Harrym ? :D
    Dawaj nn ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej dlaczego ich nie lubisz? Przecież są fajni! :) Ale sarkazmem pojechałam :D
      A wg skąd pewność, że ona jest w ciąży? Nie, no żarcik :*
      Już się piszę ale coś nie idzie....

      Usuń