niedziela, 17 marca 2013

5

-------------------------------------------------------------
A co gdyby przeszłość powróciła ze zdwojoną siłą? Czy wtedy dalibyśmy sobie radę? Czy poradzilibyśmy sobie z wszystkim przez co raz przebrnęliśmy?

Harry.

Otworzyłem zmęczone oczy i zobaczyłem to co widzę od dwóch dni. Harriet leżała do mnie plecami i chyba spała lub znów wpatrywała się w ścianę. Od dwóch dni to samo. Gdy zrobili jej wszystkie badania w szpitalu, przedstawili diagnozę to wypisali ją do domu. Czy pomogło jej coś z tego co nam przepisali lub kazali robić? Nic, a nic. Wręcz przeciwnie. Można powiedzieć, że jest jeszcze gorzej. Nic nie mówi, nie chce jeść, a musi. Sam już nie wiem co mam robić. We wszystkim jej pomagam. Ona nic tylko by siedziała i wpatrywała się w jeden punkt. Raz udało jej się przejść przez depresję, ale czy drugi raz też da radę? Pewnie byłoby lepiej gdyby rozmawiała z psychologiem ale ona do nikogo się nie odzywa. Właściwie gdyby nie to, że w nocy zdarza jej się mówić przez sen to wcale bym nie słyszał jej głosu. Szkoda tylko, że powtarza Max. Denerwuję mnie to ale i zarazem ciekawi. Dlaczego on jej się śni? Pytałem się ale zgadnijcie jaka była jej reakcja. Nawet na mnie nie spojrzała. Ciekawe jak to będzie dzisiaj. Mam nadzieję, że się choć trochę rozpromieni. Mianowicie dziś mamy iść pograć w piłkę z resztą zespołu. Oczywiście Harriet idzie z nami. Szkoda tylko, że Suzie nie może iść. Polubiłem ją. Jest pełna energii optymistycznie nastawiona do świata. Zazdroszczę jej. Zazdroszczę jej tego, że nawet ze swoich problemów potrafi zrobić błahostkę.
Ni z tego ni z owego Harriet się podniosła i poszła do łazienki. Czyli dziś myję się sama. To chyba dobrze, prawda? Można powiedzieć, że jedynym plusem tej całej sytuacji jest to, że mogę ją bezkarnie dotykać i, że śpi ze mną. 
Sam też wstałem z łóżka i skierowałem się na dół. Czułem się okropnie i za pewne też tak wyglądałem. Ale wiem co mi pomoże.
- O boże stary dobrze, że zrobiłem więcej.- Zayn uniósł do góry kubek dając mi do zrozumienia o co mu chodzi. Mogłoby się wydawać, że powinienem być na niego wściekły za to co zrobił i byłem, tak trochę ale właściwie to on mnie uwolnił od małżeństwa z przymusu. A co do dziecka.... Cóż trzeba czekać.
- Dzięki.- Nalałem sobie pełen kubek czarnej cieczy i usiadłem na wolnym krześle przy blacie. Napiłem się zbawiennego płynu i zamknąłem oczy.
- Może dziś ja z nią będę spał, co? Musisz się wyspać.- Podskoczyłem na głos Lou obok siebie. Otworzyłem oczy i spojrzałem na przyjaciela z lekkim uśmiechem.
- I myślisz, że będąc dalej od niej zasnę? Marne szansę, ale dzięki.- Przetarłem zmęczone oczy i opróżniłem w połowie swój kubek.
- Witajcie dzieciątka, i żegnajcie dzieciątka.- I tyle widzieliśmy Suzie. Weszła i wyszła. Ja nie rozumiem skąd ona ma w sobie tyle energii.
- Harry co wczoraj powiedział ten psycholog u którego byliście?- Liam wydawał się nie całkiem pewny czy powinien pytać ale nie mogłem mieć mu tego za złe. Chciał wiedzieć co powiedział i pewnie nie tylko on.
- Powiedział, że Harriet popada w depresję. Może to byś spowodowane tym całym stresem i jeszcze ten wypadek, utrata dziecka. Jeszcze ja też jej dołożyłem swoje trzy grosze. Powiedział jeszcze, że jeżeli ona nie zacznie mówić, chociażby do nas to są marne szansę, że z tego wyjdzie. I jeszcze jedzenie...Nie stwierdził u niej anoreksji ale jest blisko krawędzi. Sami widzieliście jak ona wygląda.- Spuściłem wzrok i zacząłem obracać w dłoniach kubek.
- No, a te blizny....Rozmawiałeś z nią o tym?- Louis objął mnie ramieniem jak miał w zwyczaju robić aby mnie wesprzeć.
- A czy można nazwać rozmową mówienie jednej osoby? Jeżeli tak, to rozmawiałem.- Niall podniósł się z miejsca i ze łzami w oczach wyszedł z kuchni wbiegając po schodach. Wiem, że on również obwinia się tą całą sytuacją. Tylko, że on tutaj nie zawinił, a ja tak. Zayn mruknął pod nosem coś w stylu, że z nim pogada i również ulotnił się z kuchni.
- Ja już nie daję rady. Minęły dopiero dwa dni, a ja już nie mogę na nią patrzeć. Jest taka obojętna, bez uczuć. Jakby wcale jej nie było.-Byłem bliski płaczu ale musiałem się powstrzymać. Ona może tutaj wejść w każdej chwili i wtedy muszę być twardy aby jej pokazać, że tak łatwo nie odpuszczę.
- Harry nie jesteś z tym sam. Pomożemy ci. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby wróciła do nas ta wredna Harriet.- Liam uśmiechnął się do mnie pocieszająco i wyszedł zostawiając mnie samego z Lou.
- Ja nie będę ci pieprzył, że wszystko będzie dobrze bo tego nie wiem i właściwie to jest przereklamowane, ale będę dziś dobry i zrobię wam śniadanie.- Poklepał mnie po plecach i zabrał się za przygotowywanie jedynej potrawy jaką potrafi zrobić. Jeżeli kanapki można nazwać potrawą to on jest mistrzem.
Do kuchni weszła Harriet która bez słowa usiadła jak najdalej ode mnie. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się lekko.
- A więc.... Harriet wymyśliłaś jakiś doping dla mnie?- Louis próbował nawiązać z nią jakikolwiek kontakt ale jak zwykle ona tylko wpatrywała się w ścianę nic nie mówiąc. Nie raz to było wprost przerażające, a nie raz żałosne.
- Harriet zjedz śniadanie, a ja skoczę się ubrać.- Spojrzałem porozumiewawczo na Lou, a on skinął głową dając mi znać, że wie o co mi chodzi.

Louis.

Postawiłem talerzyk z kanapkami przed Harriet, a ona obrzuciła je tylko jednym spojrzeniem i znów wróciła do obserwowania ściany. Usiadłem na przeciwko niej, tak, że teraz wpatrywała się w moją twarz.
- Nie myśl sobie, że stąd wyjdziesz dopóki czegoś nie zjesz..- Podstawiłem jej talerzyk dosłownie pod nos, a ona po chwili wahania wzięła do ręki najmniejszą kanapkę. Wpatrywałem się w nią dopóki nie wzięła pierwszego kęsa. Poczułem się dumny, z niej i z samego siebie.
- Wiesz, chłopaki bardzo się cieszą, że cię dziś poznają. Dużo im o tobie mówiliśmy i tak sobie myślę, doceń fakt, iż myślę, że się polubicie.- To było jak gadanie do samego siebie ale miałem nadzieję, że wreszcie się zdenerwuję i powie mi chociaż, że mam się zamknąć.- Ale musisz uważać na Josha. On jest tak trochę no dobra bardzo zboczony. A no i pamiętaj, że dopingujesz tej drużynie w której będę ja. Tak wiesz tylko ci przypominam.- Uśmiechnąłem się do niej słodko, a ona po prostu wstała i wyszła z kuchni zostawiając mnie samego. Chociaż coś zjadła. Stwierdziłem patrząc na talerz z którego zniknęły dwie kanapki.

Harriet.

Wysiadłam jako ostatnia z samochodu i od razu zaczęłam się rozglądać za jakąś ławką na której będę mogła usiąść. 
- Harriet chodź poznasz chłopaków.- Harry uśmiechnął się do mnie miło, a ja ignorując go udałam się w stronę pustej ławki. Znajdowaliśmy się na jakimś boisku które było otoczone drzewami i krzewami które wyglądały trochę przerażająco bez liści. Usiadłam na ławce z której widziałam całe boisko i mogłam spokojnie obserwować jego ruchy. Spojrzał na mnie ze smutkiem i podszedł do swoich przyjaciół witając się z nimi. Znów ogarnęło mnie to dziwne uczucie samotności. Chciałam do nich podejść, przytulić się do niego i przerosić za wszystko ale nie mogłam. Coś mi nie pozwalało tego zrobić. Strach? Obawa? Nienawiść? Miłość? Może to wszystko. 
Zachowywałam się egoistycznie. Nie myślałam i nie zważałam na to co oni mogą czuć. Nie obchodziło mnie, że mogę ich ranić. Przecież ja też cierpiałam. Przecież mnie też skrzywdziło wiele osób i musiałam sobie z tym poradzić. Musiałam przezwyciężyć wszystko abym mogłam żyć. I wiecie co? Wygrałam. Ale teraz przegrywasz. Tak, teraz przegrywam. Nie mam już siły walczyć drugi raz. Nie mam siły znów udawać, że jest ok. Bo tym razem nie jest. Tym razem jest gorzej. Za pierwszym razem tą całą zakichaną depresję wywołało odejście Nicka i gwałt. A teraz? Teraz strata dziecka, ucieczka Niall'a, Taylor która jest w ciąży, zaręczyny Harry'ego, jego kłamstwa co do uczuć którymi mnie darzy, ignorancja ze strony Jacka. Nie wiem o co temu chłopakowi chodzi ale nie będę się narzucać. Może robię źle dając mu wolną rękę ale nie chce go do niczego zmuszać. Wolę stracić go na zawsze niż mieć na niby.
Spojrzałam na rozświetlone uśmiechem twarze moich PRZYJACIÓŁ. Taaa. Ciekawe ile jeszcze będę mogła tak mówić. Wiem, że chłopcy zaczynają niedługo trasę kiedy nie wiem dokładnie bo nie dosłyszałam nic więcej z ich rozmowy. Oni wyjadą. A ja? Znów zostanę sama. Jakoś nie przeraża mnie ten fakt. Byłam już sama. Nie raz. Tylko, że teraz muszę zrobić wszystko co w mojej mocy, aby oni mnie znienawidzili i aby nie martwili się o mnie gdy będę w trasie. I przede wszystkim to ja muszę ich nienawidzić, abym nie tęskniła każdego dnia.
**
Ile już tak siedzę? Nie mam kurwa zielonego pojęcia ale pizga jak w Kieleckim, a oni dalej biegają jak małpy za tą cholerną piłką. Chciałabym już wrócić do domu i zamknąć się w pokoju. Spojrzałam na chłopaków  i aż się we mnie zagotowało. Przerwę sobie debile zrobili. Nie, no zaraz padnę. Harry zerwał się nagle krzyknął coś do Niall'a i odszedł wściekły. Louis oczywiście popędził za nim ale przyjaciel odesłał go z powrotem. Podeszłam nie pewnie do chłopców chcąc wyłapać o co chodzi.
- No świetnie. I gdzie on teraz pójdzie? Zadowolony jesteś z siebie? Przecież ja nie mam pojęcia gdzie on teraz jest.- Louis wyżywał się na Niall'u który siedział cicho ale dało się zauważyć, że chce coś powiedzieć.
- Lou uspokój się. Niall tutaj nie zawinił. Harry powinien się opanować. Znajdziemy go, spokojnie.- Liam wstał i rozejrzał się dookoła mając nadzieję, że zaraz Harry wyskoczy z krzaków.
- Jedzcie do domu. Wrócę z nim.- Odezwałam się pierwszy raz od dwóch dni przez co mój głos był trochę zachrypnięty. Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie.
- Ona mówi!- Jakiś brunet wzniósł ręce ku niebu i zaczął składać pokłony.
- Wiesz gdzie on może być?- Louis stanął na przeciwko mnie, a ja zignorowała jego słowa i skierowała się w tą samą stronę co Harry. Kiedyś wspomniał mi o tym boisku i, że jest tutaj pewne miejsce do którego uwielbia powracać. Obiecał mi kiedyś, że mnie tam zabierze. Nie miałam pojęcia gdzie to jest dokładnie ale coś tam wiedziałam. Za drzewami ciągnie się drogą którą można dojechać do zjazdu do mego rodzinnego domu. To właśnie na tej drodze poznałam Harry'ego. To właśnie na niej wszystko się zaczęło. Przedzierałam się przez ''łyse'' gałęzie drzew, aż wreszcie go ujrzałam. Siedział na gałęzi jednego z wyższych drzew i wpatrywał się przed siebie.Bardzo ostrożnie wspięłam się na drzewo i usiadłam obok niego. Spojrzał na mnie i posłał czuły uśmiech.
- Nie sądziłem, że ty tutaj przyjdziesz.- Spuściłam głowę na dół chowając się za zasłoną moich włosów. Nie wiem dlaczego akurat te słowa wywołały na mojej twarzy rumieniec. Przecież mówił wiele bardziej hmm, słodszych lub zboczonych słów i nie rumieniłam się.- Hej, nie zasłaniaj się. Rumieńce na twojej twarzy to bardzo rzadki widok.- Odgarnął mi włosy z twarzy, a ja odsunęłam się od niego.- Harriet proszę cię....Nawet nie wiesz jak bardzo mnie ranisz swoim zachowaniem.- Spojrzałam w jego oczy czego momentalnie pożałowałam. Były takie....smutne. Co ja mam zrobić? Powiedzieć wszystko co mi leży na sercu, czy może nadal unikać jakiegokolwiek kontaktu z nimi.
- Chłopcy pojechali do domu.- Wyszeptałam cicho prawie pewna, że on nie dosłyszał moich słów, ale po jego kiwnięciu głową zorientowałam się, że raczej usłyszał.- Też chcę już wracać.- Przełknęłam głośno ślinę bojąc się tego co zaraz może się stać. Harry pokiwał głową i bez problemu zeskoczył na ziemię po czym wyciągnął w moją stronę rękę. Przez chwilę wahałam się czy skorzystać z jego pomocy czy nie aż wreszcie ujęłam lekko jego dłoń, a on ściągnął mnie na dół. Mimo iż stałam już o własnych siłach, on nadal mnie trzymał i nie zanosiło się na to aby mnie puścił.
- Przepraszam Harriet. Za wszystko.- Dotknął dłonią mojego policzka. Puścił mnie i razem ruszyliśmy w drogę powrotną. Wyszliśmy na drogę na której się pierwszy raz spotkaliśmy i ruszyliśmy w stronę terenu zamieszkanego przez chłopaków. Czułam lekki niedosyt. Myślałam, że mnie pocałuję czy coś takiego, a tu nic. Może sobie odpuścił? Nie mogłabym go o to winić przecież sama tego chciałam ale jednak myślałam, że teraz gdy nie jest już z Taylor będzie o mnie walczył.
- Pamiętasz ten dzień kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy?- Nie odpowiedziałam więc mówił dalej.- Szłaś wtedy tą drogą, a gdy się zatrzymałem byłaś dla mnie wredna, ale cóż zasłużyłem sobie. Pewnie gdyby nie to, że zaczynało padać to nigdy byś nie wsiadła do samochodu. Nic się nie zmieniłaś od tego czasu.- Spojrzałam na niego, i dostrzegłam na jego twarzy uśmiech który zdradzał to, że dobrze wspomina nasze pierwsze spotkanie. Nie jesteś lepsza. 
Gdy tylko otworzyliśmy drzwi od domu chłopcy otoczyli nas i zasypali pytaniami na które wcale nie odpowiadałam. Po prostu wyminęłam ich i poszłam na górę do pokoju który znów dzielę z Harrym. Wzięłam swój rozciągnięty dres po czym zamknęłam się w łazience. Weszłam do kabiny prysznicowej aby rozgrzać swoje ciało strumieniami ciepłej wody. Dość porządnie zmarzłam na tym można powiedzieć spacerku. 
Nie chciało mi się suszyć włosów więc tylko porządnie wytarłam je ręcznikiem i ubrałam na siebie dres. Wyszłam z pokoju i zastałam Harry'ego który smacznie sobie spał na łóżku. Pewnie chciał się przebrać. Cóż są jeszcze inne łazienki w tym domu.
Położyłam się obok niego i mogłam spokojnie obserwować jego spokojną twarz.
- Tak, pamiętam.- Odpowiedziałam szeptem na jego wcześniejsze pytanie. Zamknęłam oczy i przywołałam w głowie wspomnienie naszego pierwszego spotkania.

- Hej, może cię gdzieś podwieźć laska?- Obróciłam się zdezorientowana. Przez swoje ważne myśli nie usłyszałam samochodu który jechał za mną. Znaczy teraz stał, ale wtedy musiał...Eh nie ważne. Bynajmniej teraz stał, a przez okno od strony kierowcy wystawała głowa jakiegoś chłopaka. Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że on ma psa na głowie.
- Hej, spadaj.- Odwróciłam się do niego tyłem i dalej kontynuowałam swoją podróż. Ten frajer z psem na głowie jechał za mną. Na początku chciałam go zignorować czy coś ale jakoś mi się to nie udało. Ale to nie moja wina, przecież... Zauważyliście, że dużo się tłumaczę?
- Wiesz może jednak cię podwieźć? Zbiera się na deszcz.- Spojrzałam na niebo. Cóż z racji tego, że jest noc co wiążę się z tym, że jest ciemno to jednym słowem... Gówno zobaczyłam. Chociaż to jest więcej niż jedno słowo. Zatrzymałam się i spojrzałam na tego pajaca zrezygnowana. Wsiadłam do tego jego głupiego samochodu, a ten walną chyba swój słodki uśmiech numer fajf. Położył rękę na moim kolanie, a ja spojrzałam na niego z jeszcze większą pogardą niż wcześniej.
- I nie było trzeba tak od razu?- Znów ten jebnięty uśmieszek, jakby to miało jakoś na mnie zadziałać. No cóż działa. Wywołuje u mnie chęć na wymioty.
- Bierz tą łapę, bo dzieci nie będziesz miał.- Chyba wziął moją groźbę na serio. Ale to dla niego dobrze. Wszyscy co mnie znają wiedzą, że ja zawsze mówię prawdę i lepiej mi nie podpadać. Pajac w końcu się opamiętał i ruszył. Spoglądałam tylko na drzewa i szukałam znaku informującego o zjeździe.
- Stój!!- Chłopak podskoczył na mój krzyk ale posłusznie się zatrzymał. Spoglądał raz na drogę raz na mnie, przerażony i całkiem zdezorientowany.
- Co? Przejechałem coś?
- Tak, zjazd po mózg.- Odpięłam pasy i spojrzałam na zdziwionego kretyna.- A więc to no... Żyj w szczęściu, rozmnażaj się i w ogóle. To ten... Strzałka!


Narrator.

Czy każde nasze czyny są przewidziane przez ''Tego z Góry''?
Czy wszystko co się z nami dzieję, to przypadek czy plan jakiejś gry?
A  co gdyby ktoś chciał zmienić swój pionek?
Co gdyby ktoś po prostu chciałby wypaść z gry?
---------------------------------------------------------
Witajcie marcheweczki! Mam nadzieję, że tym razem nie zawaliłam :D
Ja ogólnie jestem dość zadowolona z tego rozdziału co jest dziwne.... o.O
Wiecie co, tak myślałam nad zakończeniem tego opowiadania i zaczęciem innego ale chciałabym wiedzieć czy ktoś by czytał te wypociny, także ten. Dajcie znać, no nie :P

6 komentarzy:

  1. jejciu, padam na twarz O.O
    Serio, ja nie mogę uwierzyć, że ty umiesz tak pisać.
    Rozdział jest wprost genialny, świetny, cudny i nie wiem co jeszcze :*
    A co do końca opowiadania... Hmm szkoda ale łapię, że chcesz zakończyć coś aby zacząć coś innego. I oczywiście, że będę czytać te jak to ty nazwałaś ''wypociny'' :D
    Cóż do narratora to jak zwykle: czarna dziura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko sobie poduszkę podłóż :D
      Dziękuję, że tak sądzisz i wg.
      Wiesz to nie jest tak, że następny rozdział będzie końcem. Chcę jeszcze trochę namieszać potem wszystko wyjaśnić, zabić kogoś i dopiero będzie epickie zakończenie. :)

      Usuń
  2. świetny!
    wiesz staram się zrozumieć narratora ale jakoś mi to nie idzie...
    uwielbiam twój styl pisania, i wg cb uwielbiam :D
    szkoda, że kończysz ale oczywiście pisz nowego bloga które będę rzecz jasna czytać ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nikomu nie wychodzi zajarzenie o co chodzi, a to nie jest takie trudne. :D
      Dziękuję, czuję się wyjątkowo. :*

      Usuń
  3. Cudowny ;*
    Nie chce żebyś kończyła, ale jak już musisz to następne opowiadanie musi być :D
    Narrator- ogarniam ! Hhaha, żartowałam :P
    Znaczy tak troche, to już sukces :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz no ja też nie chce tego kończyć ale pomysły które mam nie pasują do tego więc...mus, to mus. :D
      No! Wreszcie ktoś! :**

      Usuń