----------------------------------------------------------
Matt otworzył mi drzwi od domu, a ja posłusznie weszłam do środka. Wszystko wydawało się inne. Z kuchni wyszła uśmiechnięta Katie która chyba mieszkała z nim przez tydzień mej nieobecności.
- Witaj Harriet.- Uśmiechnęła się do mnie jeszcze szerzej, a ja ją zignorowałam i udałam się do swojego pokoju. Zamknęłam cicho drzwi i usiadłam na łóżku. Wszytko się wali. Znów. Chociaż chwila czy kiedyś cokolwiek było dobrze? Jakoś nie pamiętam. Cały czas miałam w głowie słowa lekarza. Musiałam podjąć decyzję i dziś im o tym powiedzieć. Chociaż właściwie to nie mam nad czym się zastanawiać. Muszę tylko poczekać na mamę, Josha i Harry'ego. To nie będzie łatwe ale co w moim życiu jest łatwe? Nic. Nawet wstanie z łóżka sprawia mi trudności. Chciałabym zginąć. Chciałabym zniknąć z tego świata. Podciągnęłam rękawy mojej rozciągniętej bluzy i spojrzałam na moje nadgarstki. Nigdy tego nie robiłam. Do wczoraj. Właśnie wczoraj pierwszy raz moje nadgarstki poczuły nacisk żyletki, poczuły zimno przesuwające się po nich. Czy to pomogło? Tak, trochę. Wiem, że to jest złe, ale... musiałam. Musiałam choć na chwilę poczuć ulgę. Tylko, że teraz.... Teraz mam wielkie wyrzuty sumienia. Obiecałam sobie kiedyś, że nigdy nie będę się ciąć, a właśnie to wczoraj zrobiłam. Ale szczerze co mnie to obchodzi? Teraz wszystko traci sens. Ja albo zginę albo przeżyję. Mam wybrać. To tak można? Można wybrać kto ma zginąć? Ja czy nie ja? Przecież to chore. Żaden człowiek nie powinien decydować o czyjejś śmierci prawda? To dlaczego ja miałam to zrobić? Dlaczego miałam zadecydować? Przecież tak nie idzie.... Ja nie umiem.
- Gdzie ona jest?- Usłyszałam stłumiony głos Harry'ego. Czyli teraz się zacznie. Co mam powiedzieć? Co mam zrobić? Wyjść? Zostać? Nie wiem. Czekałam aż będzie próbował wejść do pokoju, ale to nie nastąpiło. Weszłam do łazienki i wzięłam jedną żyletkę do ręki. Rany były jeszcze świeże, a za chwilę miały powstać nowe. Opłaca się? Na chwilę ulgi? Na chwilę błogiego spokoju? Tak. Dla mnie to będzie chwilowa odskocznia. Wiem, że niewłaściwa ale zawsze coś.
Przyłożyłam zimne ostrze i przycisnęłam. Poczułam ukłucie bólu i zimno przedostające się do moich żył. Pociągnęłam żyletką, a po niej pozostał ślad który zaczął wypełniać się krwią. Z moich oczy popłynęły łzy, a z nadgarstków krew która zabierała ze sobą cierpienie. W przypływie frustracji zaczęłam po prostu w różnych miejscach zostawiać kreski po zimnym ostrze żyletki. Wypuściłam ją z rąk i spojrzałam na swoje dzieło. Pełno kresek z których sączyła się krew. Teraz po chwili ulgi naszły mnie wyrzuty sumienia i poczułam jak moje ręce przeszywa ból. Wyciągnęłam z szafki bandaże i mocno zabandażowałam obie ręce. Naciągnęłam na ręce bluzę i wyszłam z łazienki. Nie chciałam tutaj siedzieć, ale wyjście wiązało się ze spotkaniem wszystkich zgromadzonych. Zamknęłam na chwilę oczy i westchnęłam głośno. Przeczesałam rękami włosy i od kluczyłam drzwi. Jeszcze tylko nacisnąć klamkę. Położyłam rękę na zimnym przedmiocie i nacisnęłam. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem zwracając tym uwagę wszystkich zgromadzonych. Jego twarz. Załzawione oczy. Brak uśmiechu. Bolało. Wszystko bolało jeszcze bardziej gdy on tutaj był. Spuściłam wzrok na dół i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Ktoś chwycił mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. Poczułam przeszywający ból dlatego wyrwałam rękę i spojrzałam w jego zielone oczy.
- Harriet kochanie....- Przytuliłam się do niego zamykając oczy aby łzy nie spłynęły mi po policzkach. Przyjemnie było poczuć jego ciepło, zapach przy sobie ale to raniło. Przecież moja decyzja wpłynie też na niego w jakimś stopniu. Wyswobodziłam się z jego uścisku i jak najszybciej opuściłam dom. Zaczęłam biec. Gdzie? Nie wiem. Po co? Chciałam uciec. Od czego? Od życia. Od wyborów. Od odpowiedzialności. Znalazłam się w jakimś zagajniku(?) Chuj wie jak to nazwać. Pełno drzew krzaków. Przebrnęłam przez złączone ze sobą gałęzie i znalazłam się nad jakimś zbiornikiem wodnym. Nie wiem co to było, ale widok był przepiękny. Mimo jesieni której szczerze nie znoszę wszystko wydawało się jakieś lepsze.
Usiadłam na trawie pokrytej żółtymi i pomarańczowymi liśćmi. Podciągnęłam kolana po brodę i objęłam je swoimi zmarzniętymi i obolałymi rękoma. Teraz mogłam pomyśleć. Chociaż jest nad czym? Chyba jasne jest co zrobię. Tylko nie wiem czy to dobrze, znaczy to jest dobre ale czy odpowiednie? Nie wiem ale słowa lekarza które cały czas miałam w głowie były dość jasne. Musisz wybrać. Ty albo dziecko. Tylko jak mam kurwa wybrać?! Mogę skazać na śmierć niewinną istotkę która nic nie zawiniła, która nie zrobiła nic złego, która nie zobaczyła świata, która tak na prawdę nie wie co się dzieje. Ale mogę też skazać siebie. Osobę która skrzywdziła tak wiele osób, która doprowadziła do śmierci jednego niewinnego człowieka, która nie potrafi czerpać radości z życia. Wybór niby prosty. Chciałam śmierci ale się jej boję. Boję się co będzie po tym jak moje oczy się zamkną. Czy jest tam jakiś inny świat? Czy będę mogła obserwować z góry poczynienia ludzi których kocham? A może to tylko bujda? Może nic potem już nie ma. Tak jak ze spaniem. Zamykasz oczy, czujesz jak odpływasz gdzieś daleko, a potem nie wiesz co się z tobą dzieję, nie wiesz co się dzieje, nie wiesz co robisz. No po śmierci to raczej nic nie robisz. Ale coś chyba musi być no nie? Przecież tyle ludzi mówi o jakiś cudownych uleczeniach, o jakiś nadprzyrodzonych rzeczach. Może to właśnie jest opatrzność Boża? Może każdy z nasz ma przypisanego jakiegoś Anioła który chodzi za nami i pilnuje nas? Dowiemy się. Kiedyś każdy z nas się o tym dowie prędzej czy później. W moim przypadku to chyba prędzej. Czyli postanowione. Wstałam z zimnej ziemi i znów przedarłam się przez gałęzie. Sprawdziłam na jakiej jestem ulicy i zaczęłam kierować się w stronę domu. Wrócę tam. Kiedyś jeszcze tam wrócę.
Przez całą drogę do domu kopałam kamyk tak dla uspokojenia. Nie pomogło. Stanęłam przed drzwiami i zastanawiałam się czy aby jeszcze gdzieś nie uciec. Jesteś tchórzem ale musisz tam wejść. Im szybciej tym lepiej. Odruchem było naciśnięcie klamki i wejście do środka.
-Harriet gdzie ty się włóczysz? Zaraz pojedziemy do lekarza i ustalimy datę zabiegu.- Mama była bardzo pewna tego co mówi. Spojrzałam na Harry'ego który siedział ze spuszczoną głową i wcale się nie odzywał. Nie miałam pojęcia co czuł, co myślał.
- Nie.- Podniósł głowę na mój głos i spojrzał mi głęboko w oczy.- Nigdzie nie jadę. Decyzja należy do mnie, a ja zdecydowałam.- Stałam tam z wysoko podniesioną głową. Mama zamarła w połowie ruchu i spojrzała na mnie swoimi dużymi oczyma nie wierząc w to co usłyszała.
- Córeczko co ty mówisz? Przecież to cię zabiję! Ja się nie zgadzam!- Upuściła swoją torebkę i podeszła do mnie o kilka kroków.
- Proszę cię skończ dobra? Nie jestem twoją córeczką i nigdy nie byłam. Ty mnie tylko urodziłaś i nic więcej. Tata mnie więcej wychowywał niż ty. Jasne nie zawsze był gdy go potrzebowałam ale chociaż raz na jakiś czas ze mną rozmawiał tak szczerze. A ty? Ty miałaś mnie w dupie. Myślałaś, że jakimś drogim prezencikiem udobruchasz córeczkę? Gdy tata odszedł to straciłam jedynego rodzica jakiego miałam.- Wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu. Fakt nie miałam dobrych stosunków z matką ale jeszcze nigdy nie powiedziałam jej prawdy. Prawdy o moich uczuciach co do niej. Jasne zdarzały się chwilę radości ale to były tylko małe przebłyski w tej szarej codzienności.
- Harriet ale co ty... Przecież....- Chciała coś powiedzieć ale nie wiedziała co. Cokolwiek by nie powiedziała i tak pogrążyła by się jeszcze bardziej. Dobrze wiedziała, że mam rację.
- Urodzę to dziecko nawet jeżeli to wiążę się z moją śmiercią. Nikt ale to nikt nie wpłynie na moją decyzję.- Przy tym spojrzałam na Harry'ego. Chyba wszyscy załapali moją aluzję.
Wyminęłam zdezorientowaną mamę i weszłam ze spokojem do pokoju. Usiadłam na łóżku i poczekałam chwilę. Wiedziałam, że Harry tutaj przyjdzie. Nie myliłam się. Zamknął za sobą drzwi i usiadł obok mnie na łóżku i złączył nasze dłonie bez żadnych słów. Był zły? Nie wiem. Cieszył się? Nie wiem. Wiem jedno. Mimo wszystko, mimo mojej decyzji jest tutaj ze mną. Nie wyszedł, nie krzyczy na mnie. Po prostu jest i za to jestem mu wdzięczna.
- Dziękuję.- Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Dla innych mogę znów być oschłą suką, ale nie dla niego. On jest kimś wyjątkowym. Nie mogę go skrzywdzić. Już to zrobiłaś.
- Za co ty mi dziękujesz?- Usiadłam na jego kolanach i przytuliłam się do niego mocno chcąc poczuć się jak mała dziewczynka która chce zapomnieć o koszmarze jaki jej się przyśnił.
- Za to, że jesteś, nie krzyczysz, nie mówisz mi jaka to jest nieodpowiedzialna.- Jego silne ręce oplotły się wokół mojej talii i mocno trzymały przy sobie.
- Nie masz za co dziękować. Nie ważne jaką byś podjęła decyzję ja zawsze będę przy tobie.- Odsunęłam się na kawałek i spojrzała w jego oczy.
- Nie będziesz próbował wpłynąć na mnie abym zmieniła zdanie?- Odgarnęłam mu z czoła kilka niesfornych kosmyków.
- A jest sens? Poznałem cię na tyle, że wiem że nie zmienisz zdania. Cokolwiek bym zrobił to ty i tak zostaniesz przy swoim.- Pocałowałam go lekko w usta.
- Kocham cię. Wiesz nie wszyscy są zadowoleni z mojej decyzji ale nie mogę skazać niewinną istotkę na śmierć nawet jeżeli ona jeszcze nie czuję.- Harry dotknął mojego policzka i uśmiechnął się lekko.
- Nikt nie musi nikogo skazywać na śmierć. Ty przeżyjesz i nasze dziecko też. Zobaczysz.- Odwzajemniłam uśmiech. Położyliśmy się razem. Przytuliłam się mocno do niego , a on gładził mnie po plechach i co chwilę szeptał, że mocno mnie kocha i nigdy nie opuści. Zamknęłam oczy i pozwoliłam porwać się w głęboki sen.
- Wszystkiego najlepszego kochanie!- Dziewczynka otworzyła oczy i dostrzegła uśmiechniętego mężczyznę z małą babeczką w ręce.
- Tatusiu!- Blondyneczka wyskoczyła ze swojego łóżka i mocno wtuliła się w mężczyznę którego dawno nie widziała, a tęskniła każdego dnia.
- Oj jak ja za tobą tęskniłem moja mała koniczynko.- Dziewczynka zachichotała cichutko i pocałowała swojego ojca w policzek.
- Ja za tobą też tatusiu. Myślałam, że będę dziś sama. Mama musiała wyjechać.- Z twarzy małej Harriet zszedł uśmiech, a powił się grymas niedowidzenia.
- Nie mógłbym dopuścić aby moja żabka była sama w dzień swoich urodzin. będziemy dziś robić wszystko na co masz ochotę. O i jeszcze po Jacka wstąpimy jeżeli chcesz.- Dziewczynka zaklaskała w dłonie szczęśliwa.
- Oczywiście, że chcę. Chodź pokażę ci co namalowałam.- Dziewczynka pociągnęła swojego tatę w stronę tablicy korkowej na której wisiał jej nowy rysunek.
Otworzyłam gwałtownie oczy. Nadal byłam przytulona do Harry'ego. Spojrzałam na niego. Chyba spał. Również zamknęłam oczy i starałam uspokoić przyspieszony oddech. Sen niby przyjemny ale wywołał u mnie jakiś dziwny niepokój. Niepokój, że ja będę taka sama, że nie będzie mnie na urodzinach naszego dziecka, że nie będzie mnie przy jego pierwszych kroczkach, pierwszych słowach. Chcę, ale nie mogę. To jest niesprawiedliwe ale najwyraźniej tak musiało być i ja już tego nie zmienię. Nikt tego nie zmieni. Trzeba się z tym pogodzić i żyć dalej. Tylko to nam pozostało.
Czułam na sobie czyjś wzrok. Z racji tego, że byłam tutaj tylko z Harrym to musiał być on.
- Gapisz się na mnie.- Mój głos był zachrypnięty i lekko zdeformowany. Nie widziałam jego twarz ale wiedziałam, że na jego twarzy widniej uśmieszek.
- Patrzę, kochanie.- Otworzyłam jedno oko i uśmiechnęłam się lekko. Harry zbliżył swoją twarz do mojej i złożył na moich ustach wyrafinowany pocałunek. Poczułam jakby ktoś w środku mnie rozpalił ognisko. Chciałam jeszcze więcej.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła hm?- Dotknęłam jego policzka i spojrzałam głęboko w jego zielone oczy. Błyszczały i śmiały się jak jego twarz.
- Pewnie byś dalej mnie szukała. Co powiesz na spacerek?- Zaśmiałam się i pokiwałam głową. Spojrzałam na swój strój i stwierdziła, że muszę się przebrać.
- Zaraz będę gotowa.- Pocałowałam go w policzek i podeszłam do szafy. Wybrałam rzeczy i udałam się do łazienki przelotnie zerkając na Harry'ego który czujnie obserwował każdy mój ruch. prze kluczyłam drzwi i rozebrałam się. Na prawej ręce bandaż był gdzieniegdzie czerwony. Pewnie gdy Harry mnie chwycił i odwrócił wszystko musiało się rozerwać. Odwinęłam bandaż i założyłam nowy nie patrząc za długo na cięcia. Czułam się z tym okropnie. Już nigdy prze nigdy tego nie zrobię.
Ubrałam się i stanęłam przed lustrem. Zrobiłam sobie lekki makijaż i ubrałam na ramiona kurtkę. Mam nadzieję, że nie zmarznę. Przeczesałam włosy i uśmiechnęłam się lekko sama do siebie. Wróciłam do pokoju i zastałam Harry'ego w tej samej pozycji. Włożyłam do torebki telefon, chusteczki i błyszczyk.
- No dawaj panie leniu. Idziemy.- Pociągnęłam go za rękę. Wstał z westchnieniem i otworzył przede mną drzwi lekko się kłaniając. Uśmiechnęłam się pod nosem i kulturalnie wyszłam pierwsza z pokoju. Z salonu dochodziły głosy mamy i Matta. Nie chciałam tam iść ale Harry zaciągną mnie siłą. Splótł nasze palce razem i uścisnął moją rękę w pocieszającym geście.
- Idziemy na spacer. Nie wiem o której wrócimy.- Harry uśmiechnął się do mamy. Ignorowałam ją. niech wie, że ja nie żartuję i wszystko co mówię traktuję na poważnie. Może teraz pozna swoją prawdziwą córkę.Nie chciałam tam dłużej przebywać więc pociągnęłam go w stronę wyjścia. Poczekałam aż ubierze kurtkę i wyszłam na dwór. Nie było aż tak zimno. Harry stanął obok mnie i znów złączyła nasze dłonie. Ruszyliśmy przed siebie co chwilę pytając się siebie o jakieś pierdoły. (*.*)
- Kochasz mnie?- Harry zatrzymał się gwałtownie i spojrzał mi w oczy. Oczekiwał ode mnie prostej odpowiedzi.
- Zadajesz pytania retoryczne?- Uśmiechnął się lekko.- Tak Harry. Kocham cię bardzo. Kocham ponad wszystko.A teraz mnie pocałują. Tak jak nigdy wcześniej tego nie robiłeś. Tak jakby od tego zależał nasz kolejny dzień razem.- Uchwycił moją twarz w swoje duże dłonie i powoli patrząc mi w oczy przysuwał się do mnie. Wreszcie poczułam jego słodkie usta na swoich. Na prawdę całował mnie jak jeszcze nigdy wcześniej. Przytuliłam się do niego i poczułam jak składa delikatny pocałunek na mojej szyi.
- Babciu ty i dziadek też tak wyglądaliście?- Odsunęłam się z nie chęcią od Harry'ego i spojrzałam na starszą kobietę trzymającą za rękę małą dziewczynkę która uśmiechała się od ucha do ucha.
- Oj tak. Zakochani są tacy słodcy.- Spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się lekko.
- Dziękujemy to miłe z pani strony.- Uśmiechnęłam się szerze do kobiety. Ruszyła w dalszą drogę ze skaczącą u jej bogu dziewczynką. Z daleka usłyszeliśmy jakąś melodię. Na twarzy mojego towarzysza pojawił się wielki uśmiech. Pociągnął mnie za rękę w stronę dobiegającej melodii. Okazało się, że jakiś kierowca ma włączone radio i otwarte drzwi.
- To będzie nasza piosenka.- Harry jedną ręką uchwycił moją prawą dłoń, a lewą ręką objął mnie w talii.
- Witaj Harriet.- Uśmiechnęła się do mnie jeszcze szerzej, a ja ją zignorowałam i udałam się do swojego pokoju. Zamknęłam cicho drzwi i usiadłam na łóżku. Wszytko się wali. Znów. Chociaż chwila czy kiedyś cokolwiek było dobrze? Jakoś nie pamiętam. Cały czas miałam w głowie słowa lekarza. Musiałam podjąć decyzję i dziś im o tym powiedzieć. Chociaż właściwie to nie mam nad czym się zastanawiać. Muszę tylko poczekać na mamę, Josha i Harry'ego. To nie będzie łatwe ale co w moim życiu jest łatwe? Nic. Nawet wstanie z łóżka sprawia mi trudności. Chciałabym zginąć. Chciałabym zniknąć z tego świata. Podciągnęłam rękawy mojej rozciągniętej bluzy i spojrzałam na moje nadgarstki. Nigdy tego nie robiłam. Do wczoraj. Właśnie wczoraj pierwszy raz moje nadgarstki poczuły nacisk żyletki, poczuły zimno przesuwające się po nich. Czy to pomogło? Tak, trochę. Wiem, że to jest złe, ale... musiałam. Musiałam choć na chwilę poczuć ulgę. Tylko, że teraz.... Teraz mam wielkie wyrzuty sumienia. Obiecałam sobie kiedyś, że nigdy nie będę się ciąć, a właśnie to wczoraj zrobiłam. Ale szczerze co mnie to obchodzi? Teraz wszystko traci sens. Ja albo zginę albo przeżyję. Mam wybrać. To tak można? Można wybrać kto ma zginąć? Ja czy nie ja? Przecież to chore. Żaden człowiek nie powinien decydować o czyjejś śmierci prawda? To dlaczego ja miałam to zrobić? Dlaczego miałam zadecydować? Przecież tak nie idzie.... Ja nie umiem.
- Gdzie ona jest?- Usłyszałam stłumiony głos Harry'ego. Czyli teraz się zacznie. Co mam powiedzieć? Co mam zrobić? Wyjść? Zostać? Nie wiem. Czekałam aż będzie próbował wejść do pokoju, ale to nie nastąpiło. Weszłam do łazienki i wzięłam jedną żyletkę do ręki. Rany były jeszcze świeże, a za chwilę miały powstać nowe. Opłaca się? Na chwilę ulgi? Na chwilę błogiego spokoju? Tak. Dla mnie to będzie chwilowa odskocznia. Wiem, że niewłaściwa ale zawsze coś.
Przyłożyłam zimne ostrze i przycisnęłam. Poczułam ukłucie bólu i zimno przedostające się do moich żył. Pociągnęłam żyletką, a po niej pozostał ślad który zaczął wypełniać się krwią. Z moich oczy popłynęły łzy, a z nadgarstków krew która zabierała ze sobą cierpienie. W przypływie frustracji zaczęłam po prostu w różnych miejscach zostawiać kreski po zimnym ostrze żyletki. Wypuściłam ją z rąk i spojrzałam na swoje dzieło. Pełno kresek z których sączyła się krew. Teraz po chwili ulgi naszły mnie wyrzuty sumienia i poczułam jak moje ręce przeszywa ból. Wyciągnęłam z szafki bandaże i mocno zabandażowałam obie ręce. Naciągnęłam na ręce bluzę i wyszłam z łazienki. Nie chciałam tutaj siedzieć, ale wyjście wiązało się ze spotkaniem wszystkich zgromadzonych. Zamknęłam na chwilę oczy i westchnęłam głośno. Przeczesałam rękami włosy i od kluczyłam drzwi. Jeszcze tylko nacisnąć klamkę. Położyłam rękę na zimnym przedmiocie i nacisnęłam. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem zwracając tym uwagę wszystkich zgromadzonych. Jego twarz. Załzawione oczy. Brak uśmiechu. Bolało. Wszystko bolało jeszcze bardziej gdy on tutaj był. Spuściłam wzrok na dół i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Ktoś chwycił mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. Poczułam przeszywający ból dlatego wyrwałam rękę i spojrzałam w jego zielone oczy.
- Harriet kochanie....- Przytuliłam się do niego zamykając oczy aby łzy nie spłynęły mi po policzkach. Przyjemnie było poczuć jego ciepło, zapach przy sobie ale to raniło. Przecież moja decyzja wpłynie też na niego w jakimś stopniu. Wyswobodziłam się z jego uścisku i jak najszybciej opuściłam dom. Zaczęłam biec. Gdzie? Nie wiem. Po co? Chciałam uciec. Od czego? Od życia. Od wyborów. Od odpowiedzialności. Znalazłam się w jakimś zagajniku(?) Chuj wie jak to nazwać. Pełno drzew krzaków. Przebrnęłam przez złączone ze sobą gałęzie i znalazłam się nad jakimś zbiornikiem wodnym. Nie wiem co to było, ale widok był przepiękny. Mimo jesieni której szczerze nie znoszę wszystko wydawało się jakieś lepsze.
Usiadłam na trawie pokrytej żółtymi i pomarańczowymi liśćmi. Podciągnęłam kolana po brodę i objęłam je swoimi zmarzniętymi i obolałymi rękoma. Teraz mogłam pomyśleć. Chociaż jest nad czym? Chyba jasne jest co zrobię. Tylko nie wiem czy to dobrze, znaczy to jest dobre ale czy odpowiednie? Nie wiem ale słowa lekarza które cały czas miałam w głowie były dość jasne. Musisz wybrać. Ty albo dziecko. Tylko jak mam kurwa wybrać?! Mogę skazać na śmierć niewinną istotkę która nic nie zawiniła, która nie zrobiła nic złego, która nie zobaczyła świata, która tak na prawdę nie wie co się dzieje. Ale mogę też skazać siebie. Osobę która skrzywdziła tak wiele osób, która doprowadziła do śmierci jednego niewinnego człowieka, która nie potrafi czerpać radości z życia. Wybór niby prosty. Chciałam śmierci ale się jej boję. Boję się co będzie po tym jak moje oczy się zamkną. Czy jest tam jakiś inny świat? Czy będę mogła obserwować z góry poczynienia ludzi których kocham? A może to tylko bujda? Może nic potem już nie ma. Tak jak ze spaniem. Zamykasz oczy, czujesz jak odpływasz gdzieś daleko, a potem nie wiesz co się z tobą dzieję, nie wiesz co się dzieje, nie wiesz co robisz. No po śmierci to raczej nic nie robisz. Ale coś chyba musi być no nie? Przecież tyle ludzi mówi o jakiś cudownych uleczeniach, o jakiś nadprzyrodzonych rzeczach. Może to właśnie jest opatrzność Boża? Może każdy z nasz ma przypisanego jakiegoś Anioła który chodzi za nami i pilnuje nas? Dowiemy się. Kiedyś każdy z nas się o tym dowie prędzej czy później. W moim przypadku to chyba prędzej. Czyli postanowione. Wstałam z zimnej ziemi i znów przedarłam się przez gałęzie. Sprawdziłam na jakiej jestem ulicy i zaczęłam kierować się w stronę domu. Wrócę tam. Kiedyś jeszcze tam wrócę.
Przez całą drogę do domu kopałam kamyk tak dla uspokojenia. Nie pomogło. Stanęłam przed drzwiami i zastanawiałam się czy aby jeszcze gdzieś nie uciec. Jesteś tchórzem ale musisz tam wejść. Im szybciej tym lepiej. Odruchem było naciśnięcie klamki i wejście do środka.
-Harriet gdzie ty się włóczysz? Zaraz pojedziemy do lekarza i ustalimy datę zabiegu.- Mama była bardzo pewna tego co mówi. Spojrzałam na Harry'ego który siedział ze spuszczoną głową i wcale się nie odzywał. Nie miałam pojęcia co czuł, co myślał.
- Nie.- Podniósł głowę na mój głos i spojrzał mi głęboko w oczy.- Nigdzie nie jadę. Decyzja należy do mnie, a ja zdecydowałam.- Stałam tam z wysoko podniesioną głową. Mama zamarła w połowie ruchu i spojrzała na mnie swoimi dużymi oczyma nie wierząc w to co usłyszała.
- Córeczko co ty mówisz? Przecież to cię zabiję! Ja się nie zgadzam!- Upuściła swoją torebkę i podeszła do mnie o kilka kroków.
- Proszę cię skończ dobra? Nie jestem twoją córeczką i nigdy nie byłam. Ty mnie tylko urodziłaś i nic więcej. Tata mnie więcej wychowywał niż ty. Jasne nie zawsze był gdy go potrzebowałam ale chociaż raz na jakiś czas ze mną rozmawiał tak szczerze. A ty? Ty miałaś mnie w dupie. Myślałaś, że jakimś drogim prezencikiem udobruchasz córeczkę? Gdy tata odszedł to straciłam jedynego rodzica jakiego miałam.- Wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu. Fakt nie miałam dobrych stosunków z matką ale jeszcze nigdy nie powiedziałam jej prawdy. Prawdy o moich uczuciach co do niej. Jasne zdarzały się chwilę radości ale to były tylko małe przebłyski w tej szarej codzienności.
- Harriet ale co ty... Przecież....- Chciała coś powiedzieć ale nie wiedziała co. Cokolwiek by nie powiedziała i tak pogrążyła by się jeszcze bardziej. Dobrze wiedziała, że mam rację.
- Urodzę to dziecko nawet jeżeli to wiążę się z moją śmiercią. Nikt ale to nikt nie wpłynie na moją decyzję.- Przy tym spojrzałam na Harry'ego. Chyba wszyscy załapali moją aluzję.
Wyminęłam zdezorientowaną mamę i weszłam ze spokojem do pokoju. Usiadłam na łóżku i poczekałam chwilę. Wiedziałam, że Harry tutaj przyjdzie. Nie myliłam się. Zamknął za sobą drzwi i usiadł obok mnie na łóżku i złączył nasze dłonie bez żadnych słów. Był zły? Nie wiem. Cieszył się? Nie wiem. Wiem jedno. Mimo wszystko, mimo mojej decyzji jest tutaj ze mną. Nie wyszedł, nie krzyczy na mnie. Po prostu jest i za to jestem mu wdzięczna.
- Dziękuję.- Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Dla innych mogę znów być oschłą suką, ale nie dla niego. On jest kimś wyjątkowym. Nie mogę go skrzywdzić. Już to zrobiłaś.
- Za co ty mi dziękujesz?- Usiadłam na jego kolanach i przytuliłam się do niego mocno chcąc poczuć się jak mała dziewczynka która chce zapomnieć o koszmarze jaki jej się przyśnił.
- Za to, że jesteś, nie krzyczysz, nie mówisz mi jaka to jest nieodpowiedzialna.- Jego silne ręce oplotły się wokół mojej talii i mocno trzymały przy sobie.
- Nie masz za co dziękować. Nie ważne jaką byś podjęła decyzję ja zawsze będę przy tobie.- Odsunęłam się na kawałek i spojrzała w jego oczy.
- Nie będziesz próbował wpłynąć na mnie abym zmieniła zdanie?- Odgarnęłam mu z czoła kilka niesfornych kosmyków.
- A jest sens? Poznałem cię na tyle, że wiem że nie zmienisz zdania. Cokolwiek bym zrobił to ty i tak zostaniesz przy swoim.- Pocałowałam go lekko w usta.
- Kocham cię. Wiesz nie wszyscy są zadowoleni z mojej decyzji ale nie mogę skazać niewinną istotkę na śmierć nawet jeżeli ona jeszcze nie czuję.- Harry dotknął mojego policzka i uśmiechnął się lekko.
- Nikt nie musi nikogo skazywać na śmierć. Ty przeżyjesz i nasze dziecko też. Zobaczysz.- Odwzajemniłam uśmiech. Położyliśmy się razem. Przytuliłam się mocno do niego , a on gładził mnie po plechach i co chwilę szeptał, że mocno mnie kocha i nigdy nie opuści. Zamknęłam oczy i pozwoliłam porwać się w głęboki sen.
- Wszystkiego najlepszego kochanie!- Dziewczynka otworzyła oczy i dostrzegła uśmiechniętego mężczyznę z małą babeczką w ręce.
- Tatusiu!- Blondyneczka wyskoczyła ze swojego łóżka i mocno wtuliła się w mężczyznę którego dawno nie widziała, a tęskniła każdego dnia.
- Oj jak ja za tobą tęskniłem moja mała koniczynko.- Dziewczynka zachichotała cichutko i pocałowała swojego ojca w policzek.
- Ja za tobą też tatusiu. Myślałam, że będę dziś sama. Mama musiała wyjechać.- Z twarzy małej Harriet zszedł uśmiech, a powił się grymas niedowidzenia.
- Nie mógłbym dopuścić aby moja żabka była sama w dzień swoich urodzin. będziemy dziś robić wszystko na co masz ochotę. O i jeszcze po Jacka wstąpimy jeżeli chcesz.- Dziewczynka zaklaskała w dłonie szczęśliwa.
- Oczywiście, że chcę. Chodź pokażę ci co namalowałam.- Dziewczynka pociągnęła swojego tatę w stronę tablicy korkowej na której wisiał jej nowy rysunek.
Otworzyłam gwałtownie oczy. Nadal byłam przytulona do Harry'ego. Spojrzałam na niego. Chyba spał. Również zamknęłam oczy i starałam uspokoić przyspieszony oddech. Sen niby przyjemny ale wywołał u mnie jakiś dziwny niepokój. Niepokój, że ja będę taka sama, że nie będzie mnie na urodzinach naszego dziecka, że nie będzie mnie przy jego pierwszych kroczkach, pierwszych słowach. Chcę, ale nie mogę. To jest niesprawiedliwe ale najwyraźniej tak musiało być i ja już tego nie zmienię. Nikt tego nie zmieni. Trzeba się z tym pogodzić i żyć dalej. Tylko to nam pozostało.
Czułam na sobie czyjś wzrok. Z racji tego, że byłam tutaj tylko z Harrym to musiał być on.
- Gapisz się na mnie.- Mój głos był zachrypnięty i lekko zdeformowany. Nie widziałam jego twarz ale wiedziałam, że na jego twarzy widniej uśmieszek.
- Patrzę, kochanie.- Otworzyłam jedno oko i uśmiechnęłam się lekko. Harry zbliżył swoją twarz do mojej i złożył na moich ustach wyrafinowany pocałunek. Poczułam jakby ktoś w środku mnie rozpalił ognisko. Chciałam jeszcze więcej.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła hm?- Dotknęłam jego policzka i spojrzałam głęboko w jego zielone oczy. Błyszczały i śmiały się jak jego twarz.
- Pewnie byś dalej mnie szukała. Co powiesz na spacerek?- Zaśmiałam się i pokiwałam głową. Spojrzałam na swój strój i stwierdziła, że muszę się przebrać.
- Zaraz będę gotowa.- Pocałowałam go w policzek i podeszłam do szafy. Wybrałam rzeczy i udałam się do łazienki przelotnie zerkając na Harry'ego który czujnie obserwował każdy mój ruch. prze kluczyłam drzwi i rozebrałam się. Na prawej ręce bandaż był gdzieniegdzie czerwony. Pewnie gdy Harry mnie chwycił i odwrócił wszystko musiało się rozerwać. Odwinęłam bandaż i założyłam nowy nie patrząc za długo na cięcia. Czułam się z tym okropnie. Już nigdy prze nigdy tego nie zrobię.
Ubrałam się i stanęłam przed lustrem. Zrobiłam sobie lekki makijaż i ubrałam na ramiona kurtkę. Mam nadzieję, że nie zmarznę. Przeczesałam włosy i uśmiechnęłam się lekko sama do siebie. Wróciłam do pokoju i zastałam Harry'ego w tej samej pozycji. Włożyłam do torebki telefon, chusteczki i błyszczyk.
- No dawaj panie leniu. Idziemy.- Pociągnęłam go za rękę. Wstał z westchnieniem i otworzył przede mną drzwi lekko się kłaniając. Uśmiechnęłam się pod nosem i kulturalnie wyszłam pierwsza z pokoju. Z salonu dochodziły głosy mamy i Matta. Nie chciałam tam iść ale Harry zaciągną mnie siłą. Splótł nasze palce razem i uścisnął moją rękę w pocieszającym geście.
- Idziemy na spacer. Nie wiem o której wrócimy.- Harry uśmiechnął się do mamy. Ignorowałam ją. niech wie, że ja nie żartuję i wszystko co mówię traktuję na poważnie. Może teraz pozna swoją prawdziwą córkę.Nie chciałam tam dłużej przebywać więc pociągnęłam go w stronę wyjścia. Poczekałam aż ubierze kurtkę i wyszłam na dwór. Nie było aż tak zimno. Harry stanął obok mnie i znów złączyła nasze dłonie. Ruszyliśmy przed siebie co chwilę pytając się siebie o jakieś pierdoły. (*.*)
- Kochasz mnie?- Harry zatrzymał się gwałtownie i spojrzał mi w oczy. Oczekiwał ode mnie prostej odpowiedzi.
- Zadajesz pytania retoryczne?- Uśmiechnął się lekko.- Tak Harry. Kocham cię bardzo. Kocham ponad wszystko.A teraz mnie pocałują. Tak jak nigdy wcześniej tego nie robiłeś. Tak jakby od tego zależał nasz kolejny dzień razem.- Uchwycił moją twarz w swoje duże dłonie i powoli patrząc mi w oczy przysuwał się do mnie. Wreszcie poczułam jego słodkie usta na swoich. Na prawdę całował mnie jak jeszcze nigdy wcześniej. Przytuliłam się do niego i poczułam jak składa delikatny pocałunek na mojej szyi.
- Babciu ty i dziadek też tak wyglądaliście?- Odsunęłam się z nie chęcią od Harry'ego i spojrzałam na starszą kobietę trzymającą za rękę małą dziewczynkę która uśmiechała się od ucha do ucha.
- Oj tak. Zakochani są tacy słodcy.- Spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się lekko.
- Dziękujemy to miłe z pani strony.- Uśmiechnęłam się szerze do kobiety. Ruszyła w dalszą drogę ze skaczącą u jej bogu dziewczynką. Z daleka usłyszeliśmy jakąś melodię. Na twarzy mojego towarzysza pojawił się wielki uśmiech. Pociągnął mnie za rękę w stronę dobiegającej melodii. Okazało się, że jakiś kierowca ma włączone radio i otwarte drzwi.
- To będzie nasza piosenka.- Harry jedną ręką uchwycił moją prawą dłoń, a lewą ręką objął mnie w talii.
Harry.
Wstałem ostrożnie uważając aby nie obudzić śpiącej obok mnie Harriet. Nie mogłem zasnąć. Dlaczego? moją głowę zaprzątały tysiące myśli. Co dalej? Jak to się potoczy? Przeżyję? Umrze? Jak ja sobie poradzę? nie znałem odpowiedzi,a tak bardzo pragnąłem je poznać. Powiedziałem jej, że będę ją wspierał mimo wszystko ale ona sama skazuję się na śmierć. Rozumiem, że nie chce zabić własnego dziecka ale do cholery co ze mną?! Ja już się nie liczę?! Chociaż... łatwo jest mi tak powiedzieć, ale gdybym miał wybierać pewnie wybrałbym tak samo jak ona. Poświęciłbym swoje życie dla niej i naszego dziecka. Mojego dziecka. Będę ojcem. Prawda jest taka, że to chyba jeszcze do mnie nie dotarło. Ale wkrótce musi. Chłopaki jeszcze o niczym nie wiedzą ale będzie trzeba im powiedzieć. Rodzicom. Wszystkim będzie trzeba tłumaczyć w jakiej sytuacji się znajdujemy. Jutro po szkole Harriet ma pierwszą wizytę u lekarza. Oczywiście idę z nią. Muszę dowiedzieć się jak najwięcej. Muszę dowiedzieć się czy jest sposób aby uratować ich obydwoje. A jeżeli nie ma.... Będę walczył. Będę walczył o Harriet. Może to samolubne bo w pewnym sensie skazuję własne dziecko na śmierć ale, no ale jeśli miałbym wybierać między Harriet,a dzieckiem wybiorę ją. Wiem, że to złe ale tak jest. Będę walczył i starał się aby zmieniła zdanie nim nie jest za późno.
Narrator.
Ona leżąca i rozmyślająca nad swoimi poczynaniami.
On wpatrzony w nią jak w obrazek nie wyobrażający sobie życia bez niej.
Chłopak upijający się z nadzieją zapomnienia.
Chłopak zasypiający z nadzieją na jutrzejsze spotkanie się z nią.
Każdy z osobna pragnie czegoś co jest praktycznie nie możliwe.
----------------------------------------------------
Hejka! Jak minęła wam połowa tygodnia? Mi nie za dobrze...
Sprawdziany, sprawdziany i jeszcze raz sprawdziany! I jeszcze mój chłopak chory... Masakra. :D
Jutro Walentynki więc takie szybsze życzenia! :D
Żeby wam się życie miłosne rozwinęło i abyście wszyscy się kochali, psychicznie jak i fizycznie :**
jej ale smutny ;(
OdpowiedzUsuńKurdę ciężki wybór serio!
niech twój chłopak wraca szybko do zdrowia! :D
A no i dzięki za życzenia. Nawzajem :P
No wiem, wiem ... :D
UsuńWalentyynki <3 te były najlepszde w moim życiu :D
OdpowiedzUsuńŻyczę, żeby Twój chłopak szybko wysdrowiał i gratuluje mu, bo ma bardzo utalentowaną dziewczynę :D
Rozdział wspaniały, zwłaszcza fragment o cięciu się .
Cieszę się, że ci również się udały :D
UsuńCóż przez niego i ja zaczynam chorować :P Odpisujemy ci razem więc: BARDZO DZIĘKUJĘ TEŻ TAK SĄDZĘ :**
Dzięki za miły komentarz :D