środa, 20 lutego 2013

13


------------------------------------------------------------
Źle się czuję. Nie, nie chodzi o złe poczucie fizyczne. Raczej o psychiczne. Sama nie wiem. Czuję jakiś niepokój w sobie. Czuję jakby coś miało się stać coś co może dużo rzeczy zniszczyć lub odbudować. Pragnę zamknąć się w jakimś ciemnym pomieszczeniu i po prostu przeczekać ten dzień w samotności. Dam radę? Nie. Nawet mi na to nie pozwolą. Szkoda.... Chciałabym móc znów zamknąć się w pokoju i cieszyć się samotnością która była moją przyjaciółką. Chciałabym aby ludzi znów mieli do mnie szacunek i bali się do mnie odezwać. Chociaż jeżeli miałabym zrezygnować już tak na zawsze z Harry'ego i chłopaków to nie odważyłabym się na taki krok. Nie umiałabym zostawić ich wszystkich i znów żyć w swoim wysublimowanym świecie z dala od miłości czy choćby szacunku do drugiej osoby. 
- No weźcie dajcie jej spać.- Pod drzwiami było słychać szept Harry'ego i kogoś jeszcze ale nie rozpoznałam kto to jest. Pokręciłam głową i udałam się do drzwi. Gdy je otworzyłam nikogo tam nie zastałam. Mimo wszystko postanowiłam już zejść na dół. Nie zwracałam uwagi na swój jakże dostosowany strój. Po prostu zeszłam na dół starając się nie zlecieć ze schodów. A tak na marginesie czy wszyscy muszą mieć dom ze schodami?
Po wejściu do kuchni od razu na dzień dobry zostałam obrzucona sałatą. Zamknęłam oczy i zwinęłam dłonie w pięści. Jeden idiota, dwóch idiotów, trzech idiotów... Baranki nie pomagały ale idioci... hmmm ooo tak oni pomagali.
- Wam też dzień dobry.- Mruknęłam pod nosem i zajęłam miejsce obok Louis'a który uporczywie wpatrywał się w marchewkę która leżała przed nim. Rozejrzałam się dookoła. Przed otwartą lodówką stał zamyślony Harry, Liam grzebał coś przy mikrofalówce stojącej w rogu, Zayn stał przy otwartym oknie i palił papierosa, a Niall robił dla każdego coś do picia. Najwyraźniej wszyscy oprócz Tomlinsona mieli co robić.
- Co ty robisz?- Zwróciłam się do mojego towarzysza. Nawet na mnie nie spojrzał. Rzuciłam Harry'emu zdziwione spojrzenie, a on tylko wzruszył ramionami z uśmiechem na twarzy.
- Próbuję rozmnożyć marchewki siłą woli.- Mruknął pod nosem i nadal wpatrywał się w pomarańczowe warzywo. Liam parsknął śmiechem i pokręcił głową patrząc na niego z politowaniem. Na mojej twarzy pojawił się diaboliczny uśmiech.
- Wiesz Lou czytałam, że one lepiej się rozmnażają na dworze.- Każdy zaprzestał swoich czynności i patrzył na nas w skupieniu.
- Co masz na myśli...?- W spojrzeniu Lou pojawiła się nutka nadziei, ale i również irytacji, że czekam tak długo z odpowiedzią. Wzruszyłam ramionami i chwyciwszy marchewkę wyrzuciłam ją przez otwarte okno na dwór. Lou poderwał się z krzykiem i zaczął biec w kierunku wyjścia. Szybko podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej jeszcze jedną marchew i wyrzuciłam przez okno tak jak uprzednią. Zajęłam swoje miejsce i spojrzałam na osłupiałych chłopaków. Z dworu dochodziły radosne piski Louis'a, a po chwili dało się usłyszeć trzask drzwi i szybkie kroki zmierzające w naszą stronę. Znów zajął swoje miejsce obok mnie z zadowoloną miną i dwoma marchewkami w rękach.
- I, że niby on jest najstarszy?- Zayn zamknął okno i popatrzył na swojego przyjaciela z wielkim zakłopotaniem. Cóż dołączam się do pytania Zayn'a. Ja na przykład nie mogę sobie wyobrazić, że ten chłopak siedzący obok mnie z zachwianiami emocjonalnymi i inteligencją poniżej oczekiwanej jest najstarszy z tej całej niezbyt ogarniętej piątki.
- Bywa Zayn, bywa.- Liam poklepał przyjaciela po ramieniu i z uśmiechem na twarzy powrócił do swojego zajęcia. Okazało się, że nasza trójka szykuję dla wszystkich śniadanie. Harry robił kanapki, Liam odgrzewał coś tam nie wiem co i chyba nie chcę wiedzieć, a Niall miał zadbać abyśmy nie umarli z pragnienia. Cóż, fajnie nie muszę sama nic robić.
Siedzieliśmy w jadalni i w jako-takiej ciszy zajadaliśmy śniadanie. Hmmm w ciszy. Nie tego nie można nazwać ciszą. Lou co chwila próbował nawiązać kontakt ze swoimi rozmnożonymi marchewkami, Liam tłumaczył mu, że to tylko jednorazowy cud, Harry wykłócał się z Zayn'em o to kto ma więcej fanek, a Niall rozmawiał z kimś przez telefon. Tylko ja siedziałam cicho i starałam się nie wybuchnąć.
- Idę dzisiaj do szkoły.- Wszyscy umilkli i spojrzeli na mnie z zaciekawieniem. Harry to w ogóle wyglądał jakbym mu wielki sekret powierzała.
- Ale po co?- Louis zaczął rozgrzebywać swoje śniadanie jakby chciał zrobić mu własną sekcję zwłok. Dziwny jest ten koleś.
- Muszę oddać kluczyk od szafki, zabrać swoje rzeczy z szafki i pogadać z Jackiem.- Wczoraj doszłam do wniosku, że muszę wszystko z nim wyjaśnić i chociaż spróbować zawalczyć o naszą przyjaźń.
- Musisz iść?- Czyżby mi się wydawało czy w głosie Harry'ego dosłyszałam nutkę zazdrości?
- Tak muszę iść. Długo mi to nie zajmie. Spokojnie.- Uśmiechnęłam się do niego i wzięłam łyka herbaty.
- Nie wiem czy wam mówiłem, ale dzisiaj przychodzi Eleanor. Tak tylko wspomina.- Louis bawił się swoimi dwoma marchewkami i tak jakby sam nie wiedział, że do nas mówi.
- Nie Louis nie mówiłeś.- Liam mówił do niego z widocznym wyrzutem. Pasiasty wzruszył ramionami i wziął swoje marcheweczki po czym udał się chyba do swojego pokoju.
- Pomoże mi ktoś w sprzątaniu?- Na pytanie Harry'ego wszyscy wstali od stołu i zwiali zostawiając nas samych.
- Ja ci pomogę.- Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam zbierać wszystkie naczynia ze stołu. Razem z Harrym zanieśliśmy wszystko do kuchni i zaczęliśmy sprzątać wielki burdel który powstał po przygotowaniu śniadania. Zaczęłam ścierać blat ale Harry miał co do mnie inne plany. Sprawnie mnie odwrócił i jednym ruchem posadził na blacie wpijając się w moje usta. Na początku byłam zaskoczona ale po chwili oddawałam mu pocałunki z nie większym umiłowaniem jak on mi. Objęłam jego szyję swoimi rękami i w świadomości pilnowałam aby rękawy od bluzy mi się nie zsunęły bo wtedy byłoby po mnie.
- Matko Boska! To jest kuchnia!- Jak poparzeni odskoczyliśmy od siebie i spojrzeliśmy w to samo miejsce. Oprócz nas w kuchni znajdował się również Niall który zasłaniał sobie oczy ręką. Wreszcie ją ściągnął i spojrzał na nas z rozbawieniem.
- Spostrzegawczy jesteś, nie ma co.- Pokręciłam głową i spojrzałam na zegarek.- Kurwa mać! Harry kocham cię ale musisz dziś sam się z tym uporać.- Pocałowałam go w policzek i szybko wybiegłam z kuchni. Nie sądziłam, że jest już tak późno. Wleciałam do naszego zielono brązowego pokoju jak huragan i rozpięłam walizkę wyciągając z niej cieplejsze rzeczy i czystą bieliznę po czym wbiegłam do łazienki. Szybko się rozebrałam i zaczęłam ubierać nowe rzeczy myjąc jednocześnie zęby.

Ale ze mnie kozak. Rozczesałam swoje kudły i tylko pomalowałam rzęsy. Naciągnęłam czapkę na głowę i wyszłam z łazienki chwytając z podłogi, kurtkę, buty i rękawiczki. Narzuciłam na ramiona kurtkę i zabrawszy telefon oraz kluczyk zaczęłam skakać i wciągać na nogi buty. Za pewne wyglądało to przekomicznie ale mi do śmiechu nie było. Gdy byłam już prawie u końca schodów potknęłam się o sznurówkę i wyłożyłam się na zimnych panelach jak długa. Oczywiście Zayn i Louis siedzący w salonie zaczęli się brechtać, a ja przez chwilę właściwie nie kontaktowałam co się dzieje. Dopóki nie usłyszałam krzyku Harry'ego to nie czaiłam bazy. Chłopak pomógł mi wstać, a ja usiadłam na ostatnim schodzie i zaczęłam zawiązywać te przeklęte sznurówki. Poprawiłam jeszcze czapkę i naciągnęłam rękawiczki na dłonie.
- Harriet zabijesz się kiedyś, zobaczysz.- Harry pogładził mnie po twarzy i pokręcił głową. Wyszczerzyłam się do niego i pocałowałam w usta. Poderwałam się i zaczęłam biec do wyjścia.
- Kocham cię!- Krzyknęłam nim zamknęłam, a raczej zatrzasnęłam drzwi od domu. Chłopaki mieszkali teraz bliżej mojego starego domu dzięki czemu miałam bliżej do szkoły. Mianowicie tak mi się śpieszyło ponieważ chciałam trafić na długą przerwę. Szłam dość szybkim marszem i byłam co raz bliżej miejsca w którym wszystko się zaczęło. To w tym starym budynku zyskałam i straciłam dużo rzeczy.
Wiem, że swoim widokiem wywołałam tutaj wielkie poruszenie. Na pewno wszyscy wiedzą o moim związku z Harrym i pocałunku z Kevinem. No kto jak kto ale londyńskie media to na pewno o tym huczą, a wszyscy którzy mnie znają chcą znać jakiś mój słaby punkt.
Dobrze znałam mój stary plan więc prosto skierowałam się pod klasę od języka angielskiego. Gdy zobaczyłam, że nikogo nie ma pod klasą zdziwiłam się ale po chwili przypomniało mi się, że tutaj klasy są otwarte. Z lekkim dreszczykiem emocji otwarłam drzwi od klasy. Na początku nikt nie zwrócił na mnie uwagi ale gdy drzwi się zamknęły jeden z tępych chłopaczków zauważył mnie.
- Ooo ktoś wraca na stare śmieci?- Odezwał się do mnie i wszystkie osoby patrzyły wprost na mnie. Uśmiechnęłam się wrednie pod nosem.
- Śnij dalej kretynie. Jest tu Jack?- Jakoś w tej szkole znów udziela mi się humor wrednej laski która musi wszystkim pokazać jaka to ona nie jest. Drzwi za mną otworzyły się, a w nich stanął Jack. Uśmiechnął się na mój widok, a mnie coś ścisnęło w środku. Mimo wszystko nie mogłam odwzajemnić uśmiechu.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj.- Widać było po jego oczach, że cieszy się na mój widok ale starał się być obojętny. Tak jakby za wszelką cenę chciał mnie zranić.
- No ja siebie też nie spodziewałam.- Uśmiechnęłam się lekko. Dlaczego wszystkimi kieruję ciekawość? Nie mogliby sobie pójść albo gadać?
- Już zakończyłaś swój romansik ze Stylesem?- Oparł się nonszalancko o ławkę i w tej chwili bardzo przypominał mi Kevina. Ten sam uśmieszek na twarzy i lekceważące podejście.
- Nie. Właściwie to... Dobra i tak pewnie wszyscy wiedząc dlaczego tutaj wróciłam, ale to nie cała prawda. Niedługo będziecie wiedzieć. Emm kurde właściwie to nie mam pojęcia dlaczego ja tutaj przyszłam. Miałam oddać kluczyk zabrać swoje śmieci i tyle. Dlaczego chciałam z tobą rozmawiać?- Tak jakbym zaczęłam myśleć ustami. Wszystko myśli które miałam w głowie wypowiadałam na głos tworząc z tego potok słów całkowicie nie do zrozumienia.
- Dlatego, że mnie kochasz na swój pojebany sposób. Dlatego, że jestem dla ciebie jak brat i ty to wiesz.-Dlaczego miałam ochotę go w tej chwili udusić? Nie wiecie? To wam powiem. Bo ten cholerny kretyn miał rację i był z tego bardzo, ale to bardzo dumny.
- Może tak, może nie.- Mimo moich słów podeszłam do niego i mocno go przytuliłam zapominając na chwilę o naszym pocałunku.- Muszę iść. Wpadnę do ciebie niedługo. Musimy pogadać.- Poczułam jak wywołałam u niego swoim szeptem dreszcze. Uśmiechnęłam się lekko i wypuściłam go z uścisku.
- Daj ten kluczyk oddam go za ciebie i wezmę twoje rzeczy. Teraz będę miał pretekst aby odwiedzić cię wcześniej.- Oddałam mu kluczyk i jeszcze raz przytuliłam po czym wyszłam z klasy kierując się do wyjścia. Gdy drzwi wejściowe się za mną zamknęły w szkole rozbrzmiał dzwonek oznajmiając tym samym koniec przerwy, a początek czwartej lekcji. Spokojnie zaczęłam iść w kierunku domu oczyszczając rozum z myśli.
*
Zbiegłam z piskiem ze schodów oglądając się czy czasem Harry mnie nie dogania. Biedaczek chce mnie zabić za to, że wyśmiałam jego fryzurę gdy miał dziesięć lat. Ej no ale sorry wyglądał jakby go walec przejechał, a potem w huragan wpadł. A po za tym czas nauczyć go przyjmować krytykę.
Wbiegłam do salonu i jedyne co przyszło mi do głowy do schowanie się za zasłonami. Przyłożyłam palce do ust co miało zakazać gadania chłopaków. Wlazłam na parapet i poprawiłam długą zasłonę aby wyglądała w miarę normalnie.
- Gdzie ta mała jędza którą kocham?- Głos Harry'ego brzmiał jakby chciał mnie poćwiartować i sprzedawać w internecie. Chciało mi się śmiać ale nie mogłam się zdradzić.
- Nie wiem. Nie było jej tu.- Niall brzmiał bardzo przekonująco. Aż prawie sama mu uwierzyłam. Z racji tego, że w salonie panowała idealna cisza jeszcze nie wychodziłam ze swojej kryjówki. Słyszałabym jakby odchodził. Odruchowo obróciłam głowę w bok i wyjrzałam na ciemny dwór. Zauważyłam jedną biegnącą postać, a za nią drugą. Pewnie bym to zignorowała gdyby nie fakt, że ta druga złapała tą pierwszą, a ta pierwsza szarpała się i najwidoczniej chciała uciec. Nie wyglądało to jak jakieś zabawy. Cóż przeraziłam się nie na żarty. Zapomniałam, że stoję na wąskim parapecie i chciałam się odwrócić ale zamiast wykonać artystyczny odwrót wykonałam artystyczny zlot na dół.
- No ja pierdolę!.- Krzyknęłam zirytowana i wstałam z cichym jękiem. Chłopaki zaczęli się brechtać, a mi wcale nie było do śmiechu. Spojrzałam za okno, a tam nic. Pustka.
- Potrzebuję jakiegoś odważnego faceta który pójdzie coś ze mną sprawdzić.- Harry widocznie obrażony usiadł obok Louis'a z zaciętą miną.
- Eh niech będzie. Gdzie zmierzamy?- Zayn wstał i poprawił swoją czarną koszulkę.
- Powiedziała odważnego.- Louis chyba nie mógł się powstrzymać i musiał, no oczywiście musiał zacząć się kłócić.
- Wal się wyrośnięty króliku.- Przewróciłam oczami i chwyciłam Malika za rękę ciągnąć go w stronę wyjścia. Ubraliśmy się dość ciepło i razem wyszliśmy z domu. Nie byłam pewna w którą stronę te osoby mogły się skierować ale obstawiałam, że w lewo tam gdzie uciekała ta pierwsza. Zayn szedł za mną bez słowa, a ja co raz bardziej uświadamiałam sobie, że to pewnie jacyś zakochani którzy gonili się o jakąś głupotę tak jak ja z Harrym. Już chciałam powiedzieć Zayn'owi, że możemy wracać gdy usłyszeliśmy dość głośny krzyk. Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy biec w tą stronę. Oczywiście Zayn mnie wyprzedził ale ja nie zostałam aż tak bardzo w tyle. To co zobaczyłam przywróciło do mojej głowy wiele strasznych wspomnień. Dziewczyna stała oparta o drzewo i płakała, a ten koleś się do niej dobierał. Cóż gdy tylko nas zauważył zaczął uciekać, a dziewczyna jak marionetka osunęła się po drzewie w dół. Malik pobiegł za tym facetem, a ja od razu podbiegłam do płaczącej dziewczyny.
- Hej, już spokojnie. Nie płacz. Jesteś już bezpieczna.- Z własnego doświadczenia wiedziałam, że w tej chwili wszystko wydaję się podejrzane. Chwyciłam dziewczynę za ramię i pomogłam jej wstać, a ona bez żadnego skrępowania przytuliła się do mnie co raz bardziej płacząc.
- Harriet? Wszystko dobrze?- Dziewczyna podskoczyła na głos Zayn obok nas. Bała się go. Poczułam jak napina wszystkie mięśnie gotowa w każdej chwili rzucić się do ucieczki.
- Tak, tak. Spokojnie on nic ci nie zrobi. Chodź weźmiemy cię do nas do domu, dobrze? Tam zadzwonimy na policję. Nie musisz się go bać dobrze?- Odsunęłam ją kawałek od siebie i spojrzała na nią z lekkim uśmiechem. Pokiwała lekko głową chwytając moją rękę. Malik chyba zauważył, że ona się go boi więc szedł jak najdalej od niej.
Dziewczyna przez całą drogę do domu płakała i mocno ściskała moją rękę. Przed drzwiami gdy Zayn wszedł do środka zatrzymała się nie pewna co powinna zrobić. Spojrzałam na jej bladą twarz.
- Posłuchaj w środku oprócz tego chłopaka co z nami szedł będzie ich jeszcze czterech, wiem, że to dużo ale nie musisz się ich bać. Dobrze? Oni ci nic nie zrobią, a po za tym ja będę obok ciebie, a mi nie podskoczą. Zaraz wejdziemy do środka tylko powiedz mi jak masz na imię, okej?- Starałam się mówić spokojnie i najmilszym tonem głosu jaki miałam, a raczej na jaki umiałam się zdobyć.
- Jestem Alex.- Jej cichy głosik był taki przerażony, a w oczach znów zbierały się zły. Uścisnęłam mocniej jej rękę i wpuściłam do domu cały czas idąc obok niej. Gdy tylko weszłyśmy do salonu gorączkowe szepty chłopaków ucichły i ich wzrok zatrzymał się na Alex. Ścisnęła mocniej moją rękę.
- Chłopcy zróbcie Alex herbatę, dobra? Ja dam jej jakieś ubrania na przebranie.- Objęłam dziewczynę ramieniem i zaprowadziłam na górę. Dałam jej moje czarne rurki i brązowy sweter. Pokazałam gdzie jest łazienka i obiecałam, że zaczekam w pokoju dopóki ona nie wyjdzie.
Usiadłam na łóżku i zamknęłam oczy. Widziałam w tej dziewczynie siebie. Drobna, bezradna, przerażona, samotna, zła, roztargniona. Ile ona może mieć lat? Szesnaście? Nie więcej.
Drzwi od pokoju otwarły się, a do środka weszli chłopcy z herbatą i jakimiś ciastkami oraz kanapkami. Postawili je na stolik i stanęli przede mną w szeregu.
- I co z nią?- Liam jak zwykle przejmował się wszystkimi. Podziwiam tego chłopaka, serio. Ja bym tak nie potrafiła. Nie zdążyłam im odpowiedzieć bo z łazienki wyszła Alex. Stanęłam jak wryta i chyba rozważała powrót do łazienki. Podeszłam do niej i znów chwyciłam za rękę widząc, że to dodaje jej otuchy.
- Jest ktoś kto mógłby po ciebie przyjechać?- Harry chciał do nas podejść ale pokiwałam głową aby tego nie robił. Nigdy nie wiadomo jak ona na to zareaguję.
- Moi rodzice wyjechali, a brat będzie dopiero rano. Ale ja za raz pójdę. Nie chcę robić problemu. Chciałam tylko podziękować. Gdyby nie wy to...- Znów zaczęła płakać tyle, że bezgłośnie. Louis podszedł do niej pewnie i mocno przytulił, a ona wtuliła się w niego jak w dużego pluszowego misia.
- Po pierwsze zostajesz tutaj na noc, a rano zadzwonimy po twojego brata albo sami cię odwieziemy. Po drugie jak dorwę tego gnoja co się do siebie dobierał to go własnoręcznie wykastruję.- Zachowywał się jak jej starszy brat. Widać było, że wszystkimi wstrząsnęło to co mogło się z nią stać. Gdyby tylko znali prawdę o mnie....
-------------------------------------------------------
No cześć robaczki! :* Jak tam u was? Wszystko dobrze? Cieszę się...
Ostatnie komentarze działają na mnie jakoś tak co raz bardziej optymistycznie, za co wam dziękuję.
Ogólnie nawet mi się ten rozdział podoba ale co tam nie będę się przechwalać :P
Jak sądzicie pechowa 13?

2 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział :P
    umiesz pisać optymistycznie i tajemniczo kurde ja też tak chce :D
    Moim zdaniem to na pewno nie jest pechowa trzynastka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awwwwww :**
      Ale mi humor poprawiłaś :D
      Na prawdę dziękuję za ten bardzo, bardzo miły komentarz/ :*

      Usuń