piątek, 1 lutego 2013

5 (cześć 1)

-------------------------------------------------------------------
( muzyka )
Siedząc w ciemności na łóżku z podkurczonymi kolanami analizowałam wszystko co mi się przyśniło. Wszystko co do mnie wróciło.

- No dalej! Nie pękaj!- Razem z Jackiem namawiałam Toma aby zapalił sobie jednego jointa. Nadal kręcił głową z niezadowolenia.
- Kochanie proszę, zrób to dla mnie.- Usiadłam mu na kolanach i podałam jointa. Miałam na niego wielki wpływ. W końcu swojej dziewczynie nie odmówi. Tom wziął fajkę do ręki i zaciągnął się. Na początku się krztusił ale potem było już dobrze. 

Otarłam łzy spływające po moim policzku. wszystkie wspomnienia które schowałam gdzieś w zamętach mojej podświadomości wyrwały się na wierzch. Wszystko co chowałam gdzieś głęboko w sobie wróciło i raczej już nie odejdzie. Muszę coś z tym zrobić ale co? Wrócić? Przyznać się? Powiedzieć mu prawdę? Dowiedzieć się prawdy? Moja głowa pękała od pytań, ale nigdzie nie było odpowiedzi. 
Wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam godzinę. Druga. Wybrałam numer do mamy i czekałam aż odbierze.
- Cześć kochanie co słychać? Nie powinnaś spać? U was noc przecież jest.- Jej głos był taki wesoły. Nie było słychać smutku i utęsknienia za czymś co kiedyś straciła.
- Mamo czy mogłabyś mi zabukować bilet do Londynu? Jak najszybciej się da.- Dlaczego to robię? Przecież mogę zostać tutaj i udawać, że nic nie wiem. mogę dalej żyć w kłamstwie i zastanawiać się co by było gdyby...
- Kochanie ale co się stało? Pokłóciłaś się z Mattem?- Chyba gdzieś wyszła, albo coś spuściła bo było słychać trzask.
- Nie, nie wszystko dobrze. Po prostu muszę coś załatwić i muszę wrócić. Do soboty, a potem wrócę tutaj. Jeżeli uda ci się załatwić bilet napisz mi SMS-a na kiedy. Dziękuję.- Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na drugi koniec łóżka. Starałam się głęboko oddychać. Czułam, że zaraz znów będę płakać. Wszystko zwaliło się na mnie teraz. Teraz gdy zaczynam sobie życie układać. Ja to mam szczęście, nie ma co. 
Nie czekając na wiadomość od mamy, zapaliłam lampkę na biurku i wyciągnęłam z szafy torbę. Zaczęłam wrzucać do niej jakieś najpotrzebniejsze rzeczy. Jeżeli czegoś mi zabraknie mogę po prostu wyjąć to z mojej starej szafy przecież nie zabrałam ze sobą wszystkich ubrań. Telefon zabrzęczał mało co słyszalnie na pościeli, a ja się po niego rzuciłam aby zobaczyć czy mogę wracać.
Od: Mama
Samolot masz o 10 twojego czasu.
Uśmiechnęłam się lekko i dokończyłam pakowanie. Czułam się senna więc położyłam się na łóżku. Bałam się zamknąć oczy, bałam się zasnąć. Mimo tego moje powieki same zaczęły opadać i nie miałam siły aby je podnieść. 

- To koniec, rozumiesz? Masz dać mi spokój. Znudziłeś mi się.- W oczach Toma pokazały się łzy, a mi się chciało śmiać. Jak ja mogłam z nim być? Z takim mięczakiem? 
- Ale Harriet... Przecież...- Zaraz się normalnie rozryczy. Co za dzieciak. Spojrzałam na znudzonego Jacka który stał za Tomem i coś sprawdzał na telefonie.
- Boże Tom. Myślałeś, że co? Będziemy razem na dobre i złe? Proszę cię. Chyba nie jesteś aż tak naiwny.- Chłopak spojrzał w moje oczy, a po jego śniadym policzku spłynęła łza której nie starł. 
- Jeżeli odejdziesz zabiję się. Obiecuję ci, że to zrobię. Dobrze wiesz, że jestem do tego zdolny. Przez ciebie zacząłem ćpać, pić, palić. To wszystko to twoja wina.- Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się wrednie.
- O nie kochanieńki. Ja ci nie kazałam ani ćpać, pić czy palić. Sam to robiłeś bo chciałeś mi zaimponować. Nie moja wina. A nie zabijesz się bo nie masz jaj. Więc może zakończmy ten teatrzyk i idźmy gdzie mamy iść, dobra? No, a więc miłego życia Tom. Cześć.- Poklepałam go po ramieniu i odeszłam ze śmiechem do Jacka.

Otworzyłam oczy i zaczęłam płakać. Byłam bez duszną suką która bawiła się innymi. Dlaczego ja go wtedy podpuszczałam? Przecież on..... 
Potrząsnęłam głową chcąc wyrzucić te wspomnienia. Spojrzałam na zegarek. Było dziesięć po siódmej. Nie opłaca się już spać, a po za tym i tak nie zasnę. Wyczołgałam się i zabrawszy swoje rzeczy udałam się do łazienki. Nie brałam prysznica nie chciało mi się. Gdy tylko zobaczyłam swoje odbicie w lustrze wiedziałam, że będzie mi trudno zatuszować moje uczucia i to, że coś mnie trapi. Przemyłam twarz zimną wodą, umyłam zęby, pomalowałam oczy, nałożyłam podkład, rozczesałam swoje włosy zostawiając je rozpuszczone po czym ubrałam na siebie wybrane rzeczy. 
Zabrałam z pokoju wszystkie potrzebne dokumenty, torbę wzięłam w rękę i wyszłam zamykając za sobą drzwi. W kuchni zastałam Matta który szykował dla nas śniadanie.
- O Harriet. Słuchaj twoja mam do mnie dzwoniła. Powiesz mi o co chodzi?- Jak zwykle przeszedł do sedna sprawy. Usiadłam z westchnienie na krzesełku, a Matt postawił przede mną talerz z tostami i szklankę herbaty.
- Matt nie chce o tym rozmawiać. Muzę po prostu wszystko wyjaśnić i wrócę tutaj. Przecież nie mogę zostawić mojego niezdarnego kuzynka i tego przygłupa Kevina.- Uśmiechnęłam się lekko ale mimo tego, że starałam się z całych sił nie rozpłakać, kilka słonych kropelek spłynęło mi po policzkach.
- Harriet, nie płacz. Nie lubię tego. Odwiozę cię na lotnisko, dobrze? Tylko powiedz o której.- Pokiwałam głową, wtulając się w jego ciepłe ramiona. Matt ucałował mnie w głowę i zaczął szeptać do ucha miłe słówka które miały mi pomóc. No cóż trochę pomogły. Już nie płakałam ale nadal czułam się podle i miałam co raz większe wyrzuty sumienia.
Poczekaliśmy razem do ósmej, a potem po woli zaczęliśmy się zbierać. Wolałam być wcześniej niż się spóźnić. A do lotniska też był kawałek drogi. W samochodzie oprócz piosenek które leciały w radio nie było nic słychać. Ja wpatrywałam się tępo w krajobraz miasta za oknem, a Matt był skoncentrowany na drodze. A po za tym chyba żadne z nas nie wiedziało co ma powiedzieć.
Matt towarzyszył mi przy odprawie, a potem usiadł ze mną na tych niewygodnych krzesełkach i trzymając mnie za rękę czekał aż będę mogła iść. Ciekawe czy Kevin zastanawia się dlaczego mnie nie ma. A może wcale nie zauważył? Może jestem mu obojętna i nie obchodzi go mój los? Wcale bym się nie zdziwiła gdyby tak było.
- O jejuśku. Zdążyłem.- Przede mną zmaterializował się Kevin. Oparł ręce na kolanach i próbował  wyrównać swój oddech. Jednak go obchodzę, jednak zauważył.
- Co ty tutaj robisz?- Wstałam i spojrzałam w jego niebieskie oczy. Uśmiechnął się jak zawsze i wypiął dumnie pierś.
- Jestem twoim nowym najlepszym przyjacielem. Musiałem się pożegnać. No nie?- Przytuliłam się do niego bez żadnego namysłu. Nazwał się moim przyjacielem mimo iż znamy się dopiero dwa dnia.
- Dziękuję mój nowy najlepszy przyjacielu.- Wyszeptałam nadal przytulając się do niego. Czułam się przy nim bezpieczna i tak jakby trochę, tak tyci-tyci szczęśliwa.
- Ależ nie ma za co moja nowa najlepsza przyjaciółko.- Zaśmiałam się i odsunęłam od niego. Poprawiłam mu grzywkę która opadała na jego oczy.
- Musisz iść do fryzjera. Nie długo nie będziesz nic widział.- Chciałam rozmawiać o normalnych rzeczach. Albo po prostu chciałam uniknąć tematu mojego tymczasowego wyjazdu.
- Nie! Jak ją zetnę to nie będę mógł ściągać na sprawdzianach i patrzeć bezkarnie tam gdzie mi nie wolno.- Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Ty jesteś dziwny, zboczony i nieogarnięty. Powinieneś się leczyć.- Kevin zrobił zeza aby pokazać, że moje słowa to nie tylko mój wymysł.
- Przepraszam. No wiesz za wczoraj. Byłem wścibski. Nie powinienem był cię wypytywać o twoje życie.- Spuściłam wzrok na swoje buty.
- Nie masz za co przepraszać. Ja nie byłam lepsza. Też wypytywałam cię o twoją dziewczynę.- Uśmiechnęłam się do niego lekko ale nie spojrzałam w jego oczy. Za dużo by mnie to kosztowało. Uwielbiałam w nich tonąć, wypatrywać czegoś co mogłoby mi pokazać więcej o tym chłopaku.
Jakaś kobieta poinformowała wszystkich znajdujących na lotnisku, że samolot do Londynu jest już gotowy. Czułam się jak trzy tygodnie temu. Też żegnałam się z przyjacielem i rodziną. Ale teraz miałam pewność, że tutaj wrócę, że ktoś na mnie czeka. Co prawda tam czeka na mnie Jack ale... To było coś innego.
Przytuliłam się do Matta, a potem jeszcze raz do Kevina. Mocno ściskając w ręce swoją torbę szłam przed siebie. Nie odwróciłam się. Nie miałam tyle odwagi. Po prostu szłam chcąc już to wszystko zakończyć.
*
Do Londynu doleciałam o szóstej rano. Trochę trudno o tej godzinie znaleźć taksówkę, a do domu nie chciałam dzwonić bo pewnie jeszcze śpią. Na dworze było przeraźliwie zimno i jeszcze nie zbyt jasno. Nie mając wyboru zaczęłam swoją podróż. Przynajmniej mam czas na przemyślenia... Ha! Dobre. Tylko, że ja nie chcę mieć tego czasu. Zawsze wszystko robiłam spontanicznie, a teraz mam zacząć planować. Ale coś zrobić muszę, no nie?
1. Dojść do domu.
2. Spotkać się z Harrym.
3. Wyjaśnić z nim wszystko.
4. Schlać się i zapomnieć o całym otaczającym mnie świecie.
Dobra, jest. Plan gotowy. Czy aby idealny? Wątpię. Nie wiem czy odważę się z nim spotkać, a nawet jeżeli to czy dam radę mu powiedzieć: Tak Harry przeze mnie zginął twój przyjaciel. Idziemy na kawę? Nie wiem jak on zareaguję, nie wiem co powie, nie wiem co zrobi. Znów mam fazę na 'nie wiem'. A kiedy przyjdzie faza na' tak wiem'? Przecież w głowie mam tysiące pytań, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że na żadne z nich nie znam odpowiedzi i za pewne nigdy nie poznam. Może wszystkim się wydawać, że oo życie takie małe coś. Będę szczęśliwa i będzie dobrze. Nie. Ja też tak myślałam i co? I jajco. Nie jestem szczęśliwa i nie jest dobrze. Może nie którzy mają całkiem lekceważące podejście do życia ale nie ja. Oczywiście może się wydawać inaczej ale tak nie jest. Przecież życie to coś czego nie dostaniemy drugi raz i powinniśmy czerpać z tego korzyści. Nic nie zdarzy się dwa razy, nie będzie dwóch takich samych nocy, dwóch takich samych pocałunków. Nie ważne czy nam się to podoba czy nie.
Stanęłam jak wryta patrząc na swój dom. Szłam a nawet o tym nie wiedziałam. Tak taki talent to mam tylko ja. Dojście do domu zajęło mi godzinę. Wyjęłam swoje stare klucze z kieszeni i po cichu od kluczyłam drzwi. Położyłam torbę na szafce i szłam w kierunku rozmów. W jadalni siedział Josh i mama którzy jedli śniadanie.
- Cześć.- Przywitałam się cicho, a mama od razu się na mnie rzuciła. Uściskała mocno i zalała pytaniami na które jej nie odpowiedziałam.
- Witaj młoda.- Josh wstał i lekko mnie do siebie przytulił. Odwzajemniłam ten gest, po czym dosunęłam się i poprawiłam swoje włosy.
- Muszę gdzieś iść. Wrócę wieczorem. Cześć.- Ucałowałam mamę w policzek i ulotniłam się z jadalni. Musiałam jak najszybciej iść do Harry'ego. Mogę nawet go obudzić, co mnie to obchodzi.
Zapomniałam jak wygląda Londyn o tej porze. Ludzie biegnący na pociąg, krzyczący i machający do taksówkarzy, jakieś grupki młodszych osób zmierzających z plecakami lub torbami do szkoły. Niby wielkie miasto jak Los Angeles ale to wszystko wygląda inaczej. Ludzie są inni. Ale czy aby lepsi? Nie wiem. Przyzwyczaiłam się już do tego Londyńskiego gwaru i nie raz za tym tęskniłam.
Wolałam pójść do domu chłopaków niż jechać taksówką. Przez park dojdę szybko. Już chyba zapomniałam, że tutaj jest tak zimno, albo przyzwyczaiłam się o tamtejszego klimatu bo marzłam. Ale nie wiem czy było tak zimno czy po prostu aż tak się denerwowałam.
Ich dom wyglądał inaczej, albo mi się wydawało. Coś mi tutaj nie pasowało i jeszcze ta zryta trawa przed bramą, jakieś kałuże. Chyba aż tak nie padało co? Zadzwoniłam do drzwi i usłyszałam tylko jak ktoś krzyknął proszę. Tak bardzo inteligentne z ich strony. A jakby to były jakieś napalone fanki? Mieliby problem. Gdy otworzyłam drzwi doznałam szoku. Beżowe ściany były poprzypalane, białe schody prowadzące na górę miały czarne smugi od dymu. Podłoga cała mokra, i było czuć dym. Zaniepokoiłam się i to bardzo. Szłam ostrożnie nie wiedząc gdzie właściwie mam się kierować. Najpierw poszłam do salonu który oprócz przemokniętych foteli i kanapy nie wyglądał źle. Zobaczyłam, że drzwi na końcu pomieszczenia są uchylone więc postanowiłam tam iść. Pchnęłam lekko białe drzwi i ujrzałam pomieszczenie które było chyba kuchnią. Jakieś szafki leżały na ziemi, pełno szkła, czarne ściany, woda na podłodze. A na środku Liam z miotłą jako dopełnienie tego całego dramatycznego obrazka.
- Liam co tu się do kurwy nędzy stało?- Mój głos drżał, a oczy oglądały każdy najmniejszy szczegół  zdemolowanego pomieszczenia.
- Harriet co ty tutaj robisz? Tak szybko przyleciałaś? Zaraz do nich pojedziemy spokojnie.- Li odłożył miotłę, a ja patrzyłam na niego nie wiedząc co on do mnie mówi.
- Co ty gadasz? Do kogo pojedziemy?- Oczy Liam'a zrobiły się dwa razy większe i chyba nie wiedział co ma mi powiedzieć.
- Ty nie wiesz?- Pokręciła głową.- Wczoraj wybuchł u nas pożar. Właściwie nie wiem jak to się stało bo nie było mnie w domu ale widziałaś jak to wygląda. Jak przyjechałem do domu była tutaj straż i pogotowie. Chłopaki trochę się podtruli. Znaczy wszyscy oprócz Harry'ego.- Słysząc jego imię coś we mnie zrobiło fikołka, a ciśnienie podskoczyło do góry.- Byłem u nich w szpitalu i..... Harry musiał nadziać się na nóż. On i Lu siedzieli w kuchni a to właśnie tutaj zaczęło się palić. Stracił dużo krwi, a zatrucie dymem wcale nie pomaga. Chłopaki wracają do domu znaczy do hotelu ale on nie. Nic więcej nie wiem.- Stałam w osłupieniu i po woli analizowałam jego słowa.
- Chce tam jechać.- Liam pokiwał głową i ciągnąc mnie za rękę wyszliśmy z domu. Wsiadałam do samochodu i nadal nie mogłam uwierzyć w to co się dzieję. Jak on mógł nadziać się na nóż? Czemu zaczęło się palić? Dlaczego nikt mu nie pomógł? Dlaczego do mnie nie zadzwonili? Przecież... Eh...  ( następna pioseneczka :P)
Idąc za Liam'em czułam się jak cień. On doskonale wiedział gdzie ma iść, a ja? Szłam jego śladami i starałam się nie rozpłakać. Doszliśmy do recepcji i Liam się pytał gdzie mamy się pokierować. Gdy tylko usłyszałam numer sali zerwałam się biegiem. Sprawdzałam szybko numery sali i czekałam aż ujrzę ten upragniony numer 158. No dalej... 155, 156, 157 Jest! Otworzyłam z impetem drzwi i wleciałam do sali. Na łóżku leżał blady chłopak poprzyczepiany do jakiś maszyn, z zamkniętymi oczyma, jego brązowe włosy swobodnie opadały na poduszkę. Wokół łóżka siedziały jakieś postacie.  Nie zwracałam na nie uwagi. Mnie interesował tylko ten chłopak który leżał i wydawał się nie obecny. Poczułam jak moje oczy napełniają się łzami które po chwili spłynęły po moich zaróżowionych policzkach.
- Harriet usiądź.- Liam objął moje ramiona ale ja się wyrwałam i podeszłam chwiejnym krokiem do jego łóżka. Płakałam i nie wstydziłam się łez. Dotknęłam jego zimnej ręki i przeszedł przez mnie dreszcz. Nie miałam siły utrzymać się na własnych nogach. Upadłam na kolana i oparłam czoło o jego dłoń. Czułam się żałośnie i zapewne tak wyglądałam ale teraz ja się nie liczyłam. Teraz liczył się on. Co mnie obchodziło to, że mogą sobie pomyśleć o mnie, że jestem słaba. Niech tak myślą. Wcale się nie pomylą.
- Harriet. Chodź.- Pozwoliłam Liam'owi mnie podnieść i posadzić na jednym z krzeseł. Przede mną siedziała jakaś kobieta w brązowych włosach która miała podpuchnięte oczy. Domyśliłam się, że to jego mama. Jest do niej taki podobny...
- Co mu jest? Co mu kurwa jest!- Z przypływu emocji wstałam i zaczęłam chodzić w kółko co chwila zerkając na śpiącego chłopaka.
- Harriet uspokój się. Lekarze jeszcze nic nie wiedzą.- Louis podszedł do mnie i spojrzał na mnie wzrokiem pełnym bólu.
- To niech się cholera dowiedzą!- Odsunęłam się od niego.- Dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś? Tak trudno? Gdybym sama tutaj nie przyjechała to bym pewnie nawet nie wiedziała o tym wszystkim.- Może to dziwne ale właśnie to do niego miałam największy żal. On jest najstarszy z nich wszystkich, i to on jest jego najlepszym przyjacielem i to był jego jebany obowiązek powiadomić mnie o wszystkim.
- A był sens? Przecież ty masz nas wszystkich gdzieś, a w szczególności jego! On przez ciebie się stacza.! Piję rozumiesz?! Zostawiłaś go na pastwę losu! Z Tomem też tak było?!- Nie poznawałam go. Mówił prawdę która jeszcze bardziej zabolała niż widok Harry'ego.
- Nie wiesz jak było. Nie wiesz jaka byłam. I nie wiesz dlaczego zostawiłam Harry'ego i co do niego czuję więc proszę cię nie oceniaj mnie.- Mówiłam spokojnie ale wcale taka nie byłam. W środku wszystko krzyczało ze złości. Nie chciałam mu pokazać, że trafił w mój czuły punkt.
- Harriet nadal jesteś taka sama. Jesteś bezduszną suką która wszystkich wykorzystuję. Ty nic do niego nie czujesz. Po prostu chcesz mieć nową statuetkę w twoim głupim konkursie z Jackiem.- Liam chciał podejść ale ja podniosłam rękę aby stał gdzie stoi. Nie bałam się Lou. Bałam się jego słów.
- Nie znałeś mnie wcześniej. Nie znasz mojej przeszłości. Śmierć Toma.... Tak to był w połowie moja wina. Czy czuję się winna? Jasne, że tak. Czasu nie cofnę i szkoda. Harry nie jest statuetką. Harry jest osobą która zabrała jakąś cząstkę mnie bez której nie mogę żyć. Wcale mi się to nie podoba bo na przykład mogłabym być z Kevinem ale nie mogę. Nie mogę bo kocham tego kretyna który się o mnie założył, rozumiesz? Nie obchodzi mnie to co o mnie myślisz. Ważne dla mnie jest to co Harry o mnie myśli.- Wyszłam opanowana zostawiając ich samych. Cóż daleko nie zaszłam. Usiadłam na krześle pod salą i zaczęłam cicho płakać. I co zaplanowałaś sobie wydarzenia na dzisiejszy dzień i gówno z tego wyszło.

Narrator.

Słyszeć coś na co nie można odpowiedzieć.
Mówić z głębi serca.
Być, ale nie być.
Patrzeć ale nie mogąc mieć.
Jęstę Mistrzę


----------------------------------
I jest Piątuniooooo! :D
Wreszcie -.-
Cóż rozdział podzielony na dwa ponieważ za dużo by było.... Także ten :P

4 komentarze:

  1. Pierwsza :D
    Świetnie dobrana muzyka tak w ogóle ;)
    Nie wierzę, że Harriet kiedyś mogła taka być..
    I ten pożar.. nieźle namieszałaś :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż będzie jeszcze trochę o tej wrednej Harriet :P
      Mam nadzieję, że się do niej nie zniechęcicie :P

      Usuń
  2. jejku padam na twarz :P
    Jak można mieć taki talent? Weź idź umrzyj i oddaj mi go trochę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A o kim mówisz? Ja jakoś nie uważam abym miała jakiś talent... ale dziękuję to miłe :*

      Usuń