środa, 30 stycznia 2013

4


------------------------------------------------------------------
Drzewa, dużo drzew. Słońce ogrzewające moją twarz, lekki wiaterek rozwiewające moje włosy. Wszystko takie inne, prawdziwsze. Gdzie ja jestem? Co to ma być? Szłam co raz dalej, a na wielkich konarach drzew pojawiały się jakieś urywki jakby filmu...filmu ze mną. Zdezorientowana szłam dalej, aż ujrzałam największe z drzew. Podeszłam do niego i spojrzałam na szeroko rozłożone gałęzie. Zrobiło się ciemno, zimo i przerażająco. Wzmógł się silny wiatr przez który zmarzłam. Na koronie drzewa pojawiły się jakieś małe urywki. Mała dziewczynka zdmuchująca świeczki z tortu, jakiś mężczyzna prowadzący dziewczynkę za rączkę która się śmiała. Już większa dziewczyna która odbiera z dumną wyróżnienie na koniec gimnazjum, tańcząca wśród innych równie pijanych ludzi jak ona, jakaś kłótnia z kobietą i mężczyznom, ona siedząca w pokoju z podpuchniętymi oczyma od płaczu. Tyle bólu, tyle cierpienia. A potem? Całe otoczenie wokół mnie znów ożyło. 

Pikanie które roznosiło się w mojej głowie nakazało mi otworzyć oczy i zmierzyć się z otaczającym mnie światem. Usiadłam na łóżku i przecierając oczy zastanawiałam się co to właściwie było. Nic z tego nie rozumiałam. Wyszłam ze swojego pokoju kierując się do kuchni. Matta w niej nie było, ale na lodówce zauważyłam przyczepioną karteczkę. Odczepiłam ją i przeczytałam jedno zdanie. Jestem już w pracy nakarm psa. Westchnęłam i nasypałam Chuckowi karmy. Nawet tutaj nie przyszedł nie mam pojęcia gdzie ten pies jest. Otworzyłam lodówkę po czym ją zamknęłam. Nie miałam ochoty na jedzenie czegokolwiek więc wypiłam tylko sok po czym udałam się do pokoju, aby wziąć rzeczy w których mam dziś spędzić cały dzień. Udałam się do łazienki i wykonałam poranną toaletę. Wysuszyłam swoje włosy i związałam je w wysokiego kucyka. Pomalowałam oczy, nałożyłam trochę podkładu i ubrałam na siebie wybrane rzeczy. 
Zabrałam z pokoju kluczę i telefon po czym udałam się do wyjścia. Zamknęłam dom i ruszyłam w stronę szkoły mając cały czas w głowie ten dziwny sen. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego widziałam jakieś mało ważne wydarzenia ze swojego życia? Czytałam gdzieś, że sny to takie nasze skryte marzenia, że śni nam się to co jest zakopane głęboko w naszej podświadomości. Sen to coś czego bardzo, ale to bardzo pragniemy lub coś za czym tęsknimy. A więc odpowiedź sama się nasuwa. Tęsknię za czasami gdy byłam małą dziewczynką? Za moją pierwszą imprezą? Bez sensu to jest. 
Szłam korytarzem do swojej szafki. Dzień w szkole dopiero co się zaczął, a ja mam już dość i chcę wrócić do domu. Dziś nie czułam takiego samego entuzjazmu co wczoraj. Wyciągnęłam z szafki książkę którą zaczęłam czytać. Pierwsze mam wychowanie fizyczne i podobnie jak w Londynie nie ćwiczę. Udałam się na schody prowadzące na dół gdzie znajdowała się sala gimnastyczna. Dziwne ale dość wygodne. Zasiadłam na trybunach i zaczęłam się przyglądać osobą wchodzącym na salę. Wszyscy przebrani i gotowi do lekcji. Czułam się jak jakiś wyrzutek. Nie raz chciałam sobie trochę poćwiczyć, ale nie mogłam. Zauważyłam uśmiechniętego Kevina który zmierzał w moją stronę. Jeszcze jego mi brakowało. Świetnie się z nim wczoraj bawiłam ale nie mam teraz ochoty na rozmowę z wybuchową bombą optymizmu. 
- No witaj piękna dziewico.- Usiadł obok mnie i jak zwykle się uśmiechnął. Westchnęłam z rozpaczy i spojrzałam w jego wesołe niebieskie oczy.
- Chyba pomyliłeś dziewczyny.- Zrobił zdziwioną minę i czekał na moje wyjaśnienia. Czy ja mówię po chińsku czy coś takiego?
- Jakoś nie łapię. Wytłumacz mi.- Oparł jedną rękę na kolanie, a na dłoni oparł głowę. Wyglądał dość...zabawnie, co wywołało u mnie nikły uśmiech.
- Ja. Nie. Być. Dziewica. Jarzysz?- Zaśmiał się głośno, a ja przewróciłam oczyma. Dość często mi się to zdarza w jego towarzystwie. 
- To miała być... A nie ważne. To gdzie dziś się wybieramy moja koleżanko od rurek?- Czy on nie może sobie pójść?! O tak wiele proszę?!
- Ja? Przeżyję, sorry prześpię wszystkie lekcję, potem zapewne udam się do domu i będę hmmmm wiem. Spać.- Albo mi się wydaję, albo mój głos był przepełniony ironią.
- Co ty taka naburmuszona dzisiaj? Okres masz czy coś?- Trzepnęłam go w głowę, a on ze śmiechem zaczął iść ku swoim kumplom.
- Zginiesz dzisiaj!- Wykrzyczałam za nim, a w odpowiedzi usłyszałam jego wesoły śmiech. 

Harry.

Obudziłem się w jakimś zatęchłym pokoju z jakąś całkiem nie znaną dla mnie dziewczyną. Westchnąłem i przeczesałem palcami swoje loki. Chciałem wstać, ale niechcący przewróciłem butelki które upadły na ziemię i potoczyły się pod ścianę z głuchym pukaniem. Spojrzałem przerażony na dziewczynę ale ona tylko jęknęła i spała dalej. Ubrałem się i zostawiając jej karteczkę z przeprosinami wyszedłem z pokoju. Nałożyłem kaptur od bluzy na głowę i wyszedłem z hotelu kierując się w bardzo znane dla mnie miejsce. Było mi strasznie wstyd. Znów. Obiecałem. Obiecałem jej, że poczekam na nią, że będę lepszym sobą. I co? Na obietnicach stanąłem. Nie umiem poradzić sobie z moimi wieczornymi myślami. Muszę po prostu muszę wyjść z domu, napić się i poderwać dziewczynę która choć trochę przypomina mia Harriet. Jasne, na chwilę o wszystkim zapominam ale jakim kosztem? Znów muszę walczyć ze samym sobą aby nie krzyczeć z frustracji  aby nie powiedzieć w domu o kilka słów za dużo. Udaję, muszę udawać, że się trzymam, że wszystko dobrze. Ale kurwa nie jest, Jest jeszcze gorzej z dnia na dzień czuję się jeszcze gorzej i podlej. Czuję się jakbym ją zdradzał choć nie jesteśmy razem. Opanuj się! Ona nie jest lepsza! A właśnie, że jest. Ona na pewno nie upija się co wieczór, i nie idzie do łóżka z pierwszą lepszą osobą tak jak robię to ja.
Popchnąłem wielką czarną furtkę i zmierzałem w swoje miejsce. Dotarłem na miejsce i zacząłem się wpatrywać w jedno miejsce.
- Miałeś rację Tom. Mogłem się ciebie posłuchać, ale nie oczywiście musiałem zrobić po swojemu. I wiesz co? Trochę ale tylko trochę żałuję, że ją poznałem. Ona jest niesamowita i taka inna od reszty dziewczyn. Na początku jej nie kochałem. Czułem tylko do niej nienawiść za to co ci zrobiła ale potem, potem zobaczyłem, że ona jest inna i zacząłem się w niej zakochiwać aż doprowadziło mnie do stanu beznadziejności w jakim się teraz znajduję. Mam wyrzuty sumienia, ale nie potrafię robić inaczej. Nie chcę cierpieć ale sam sobie sprawiam to cierpienie. Ty tylko ty wiesz co ja tak na prawdę teraz czuję. Nie pomożesz mi bo nie możesz. Wiesz boję się, że mogę skończyć tak jak ty, ale ja tego nie chcę. Chcę tutaj być, chcę żyć. Ale nie wiem czy bez niej dam sobie radę, czy potrafię bez niej żyć.- Spojrzałem na nagrobek mojego przyjaciela. Jego już nie ma od dwóch lat, a ja nadal nie mogę sobie z tym poradzić. Dlaczego? Dlaczego właśnie ona? Dlaczego właśnie on? Nie mogłem to być ja? Nie mogła najpierw spotkać mnie? 

Harriet.

Leżałam na ławce w klasie matematycznej i przysypiałam. Szósta i najgorsza lekcja z całego dnia. Całe szczęście, że ostatnia. 
- Przeszkadzam pani, panno Lane?- Głos nauczyciela podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Wyprostowałam się i spojrzałam na tego pajaca zaspanymi oczami.
- To pani, czy panna? To tak jakby jedno wyklucza drugie.- Kevin siedzący obok mnie parsknął śmiechem po czym zaczął kaszleć, żeby nie wyszło, że nie ma szacunku do nauczycieli. Mi teraz to już było wszystko jedno co sobie o mnie pomyślą.
- Jeżeli jest pani taka mądra to może powie pani jaki jest wynik tego równania?- Nauczyciel wskazał na tablicę, a ja się uśmiechnęłam pod nosem.
- X to będzie dwanaście, a y piętnaście.- Po klasie rozniosły się pomruki które wskazywały na zdziwienie wszystkich zgromadzonych.
- Dobrze ale dlaczego?- Serio? Ślepy jesteś czy głupi? Westchnęłam i pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Ba tak pan napisał.- Wszyscy zaczęli się śmiać, a nauczyciel przybrał kolor dojrzałego pomidorka. Pewna, że już dzisiaj mnie o nic nie zapyta znów położyłam się na ławce i zamknęłam oczy z uśmiechem na twarzy. Patrzyłam za okno i marzyłam. Marzyłam o innym życiu, o byciu szczęśliwą, o zdecydowaniu. Nie oszukujmy się na marzeniach staniemy. Moje życie to jedna wielka klapa i zabawa. Czy byłam kiedykolwiek poważna? Chyba nigdy. Ej no przecież na pogrzebie własnego ojca nie potrafiłam zachować się poważnie więc o czym my w ogóle dyskutujemy?
- Nudzi ci się?- Kevin położył się tak samo jak ja i wpatrywał się we mnie. W jego oczach rozbłysły miliony wesołych iskierek które tańczyły dodając mu uroku.
- Coś wymyślił?- Nie chciało mi się bawić w podchody. Niech powie co ma do powiedzenia i tyle. Kevin zerwał się z miejsca przyciągając tym uwagę wszystkich osób w klasie.
- Boże Harriet, chodź pomogę. Proszę pana Harriet bardzo boli brzuch zaprowadzę ją do pielęgniarki.- Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami i nie wiedziałam co zrobić. Znajdowałam się w pozycji która serio by wskazywała, że boli mnie brzuch. Chłopak widząc moje zmieszanie wziął mnie za rękę i pomógł wstać po czym wziął mnie na ręce i wyszedł przestraszony z klasy. Odeszliśmy kawałek i wybuchnęliśmy szczerym śmiechem.
- Co to było?- Wydusiłam z siebie przez śmiech. Próbowałam się opanować ale za każdym razem widziałam przed oczami twarz nauczyciela i znów zaczynałam się śmiać. Wczoraj ten brunet z niebieskimi oczyma poprawił mi humor, a dzisiaj jest powtórka z rozrywki.

Harry.

Leżałem u siebie w pokoju i zastanawiałem się co dalej. Nie mogę tak postępować ale inaczej nie potrafię. Chciałbym usłyszeć jej głos, jej śmiech, zobaczyć jej niebieskie oczy wpatrujące się we mnie. Tylko, że chęci jednej osoby to jednak za mało. Ona też musi tego chcieć co raczej może być tylko i wyłącznie wytworem mojej wyobraźni.
Usłyszałem pukanie do drzwi, a po chwili w moim pokoju znalazł się Louis. Położył się obok mnie i bez słowa zaczął wpatrywać w to same miejsce co ja. Znając jego cierpliwość to zaraz coś powie. Zazdroszczę mu. On ma dziewczynę którą kocha, i która kocha jego.
- Widzisz coś ciekawego w tym suficie?- Zaśmiałem się cicho pod nosem. Widzę przyszłość. No tego to mu raczej nie powiem. Jemu myślenie sprawia trudności więc nie będę mu jeszcze dokładał. Niech się nie przemęcza.
- Nie Louis nie wiedzę nic ciekawego.- Spojrzałem na niego, a on na mnie.- Coś się stało, że nawiedziłeś mnie w mojej komnacie tajemnic?- Niegdyś często do mnie przychodził ale ostatnio nasze stosunki uległy małemu...konfliktowi(?).
- Chciałem porozmawiać. Widzę, że coś cię trapi, ale nic nie mówisz. Wiesz, że możesz ze mną porozmawiać o wszystkim prawda? Nawet jeżeli chciałbyś mi powiedzieć, że zmieniłeś orientację, albo że jestem wspaniały i w ogóle.- Zaśmialiśmy się obaj. Potrzebowałem tego. Potrzebowałem bliskości innej osoby nawet jeżeli to nie jest Harriet.
- Wiem Lulu ale z tym muszę sobie sam poradzić.- Leżenie mnie znudziło więc wstałem i zacząłem chodzić bez sensu po pokoju. Kiedyś mnie to uspokajało ale w tej chwili  denerwowało mnie jeszcze bardziej.
- Harry ja ci mogę pomóc. Po prostu powiedz o co chodzi. Nie musisz mówić wszystkiego ale uwierz mi, że będzie ci lepiej jak się wygadasz.- Lou miał smutną minę. Zabolało go to, że mam przed nim tajemnice. Kiedyś mówiliśmy sobie o wszystkim. A teraz? Teraz wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłem.
- Nie rozumiesz, że mi nic nie może pomóc? Jestem w takiej sytuacji, że tylko jedna osoba na tym jebanym świecie może coś z tym zrobić ale ona mnie olewa. Myśli, że jestem jakimś niezrównoważonym emocjonalnie chłopczykiem który bawi się dziewczynami.- Ton mojego głosu podnosił się co raz bardziej.- A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ona ma rację. Jestem wrednym chujem który wykorzystuję pierwszą lepszą okazję. Louis mi już nic nie pomoże.- Wyszedłem z pokoju zostawiając za sobą zdziwionego Louis'a. Zabrałem kurtkę z wieszaka i trzaskając drzwiami udałem się po przyjaciela który nie będzie wypominał moich błędów, ale pomoże mi zapomnieć. Pan, a może pani wódka to najlepszy przyjaciel człowieka. Jeszcze lepszy niż pies.

Harriet.

- I wtedy mama powiedziała, że nie mogę jechać na ten obóz. Wiesz miałem dziesięć lat i musiałem tam jechać, żeby pokazać jakim jestem twardzielem. Wkurzyłem się i powiedziałem jej, że jeżeli nie pozwoli mi tam jechać pomaluję jej wszystkie ściany na czerwono i powiem tacie co ona robi z listonoszem.- Zakrztusiłam się wodą którą akurat piłam. Zaczęłam kaszleć, a Kevin zaczął klepać mnie po plecach. Siedzieliśmy tylko we dwójkę w jakimś starym parku. Ogólnie było już ciemno, nie wiem która może być godzina. Coś po dziewiętnastej? Jakoś tak. 
- Czy ty sobie kpisz czy o drogę pytasz. Co ona robiła z tym listonoszem?- Kevin zaśmiał się melodyjnie i rozłożył na ławce.
- Wiesz ja tak na prawdę nic nie widziałem ale podejrzewałem. No ale na obóz sobie pojechałem a po dwóch miesiącach rodzice wzięli rozwód. Mam zdradziła tatę z listonoszem.- Nie wiedziałam czy mam się zaśmiać czy siedzieć cicho. Nie wiem jak on to wszystko zniósł, może nadal jest mu przykro z tego powodu. Przecież miał tylko dziesięć lat. 
- No nie powiem dzieciństwo to ty miałeś kolorowe.- Poklepałam go po ramieniu. Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać.
- Taaaa jak tęcza. Ale dość o mnie. Ty znasz o mnie kompromitujące i niekompromitujące fakty z mojego udanego życia. Teraz twoja kolej. Ja właściwie nic o tobie nie wiem.- Wiedziałam, że wreszcie przyjdzie taki moment, że będzie chciał coś o mnie wiedzieć.
- Dobra. Zadawaj mi pytania, a ja ci szczerze odpowiem.- Wolałam aby to on pytał niż bym miała sama wszystko o sobie opowiadać. 
- Masz rodzeństwo?
- Nie.- Szybko nam pójdzie.
- Twoi rodzice są razem?- Albo może nie tak szybko jak myślałam.
- Nie. Rozwiedli się gdy miałam szesnaście lat. Wiesz co? Może ja ci opowiem a ty najwyżej zadasz mi pytania uzupełniające.- Poprawiłam się na ławce i spojrzałam w dal.- Mój biologiczny ojciec nie żyję. Zmarł we wrześniu właściwie wiem tylko, że miał wypadek i nic więcej. Moja mama rok po rozwodzie wyszła za mąż za Josha. Całkiem spoko gostek. W Londynie się urodziłam i właściwie to po zerwaniu z chłopakiem straciłam wszystkich ''przyjaciół''- Zrobiłam cudzysłów z palców.- Już wcześniej zaczęłam pić, palić ale po tym wszystkim.... robiłam to z podwójną siłą. Z Jackiem przyjaźniłam się już wcześniej ale gdy byłam z Nickiem to trochę się od niego oddaliłam. Właściwie to on mnie wyciągnął z tego całego bagna. Znów zaczęłam spędzać z nim czas, aż w końcu znów byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Albo nie właściwie to staliśmy się jak rodzeństwo.- Zakończyłam swoją opowieść z małym uśmiechem na ustach. Spojrzałam na Kevina który wyglądał jakby ducha ujrzał. 
- Ok. Sam nie wiem co mam ci powiedzieć. Po pierwsze przykro mi z powodu twojego taty. Po drugie ten chłopak był wielkim kretynem, że pozwolił ci odejść. Co za debil.- Zaśmiałam się cicho. Och gdybyś tylko wiedział dlaczego pozwolił mi odejść....
- Dobra teraz kolej na pytania uzupełniające.- Usiadłam przodem do niego. Jego twarz oświetlała tylko latarnia która stała obok ławki. 
- Dobra. Ostrzegam pytania z serii intymne. Ile miałaś lat gdy odbyłaś pierwszy stosunek seksualny?- Ale żeś trafił.
- Jeżeli gwałt też się liczy to piętnaście, a jeżeli nie to... Ej! Właściwie to też piętnaście.- Teraz to go zagięłam- Muszę już iść jest późno. Znów ci dziękuję za poprawienie mi humoru. Do jutra.- Uśmiechnęłam się do niego i zabrawszy swoją torbę ruszyłam w stronę wyjścia.
- Poczekaj! Odprowadzę cię!- Kevin dobiegł do mnie i uśmiechnął się lekko.
- Kevin to miłe z twojej strony ale wolałabym pójść sama.- Przytuliłam go i odeszłam zostawiając go samego skąpanego w świetle lampy. Jeszcze nigdy nie nagadałam się tak dużo o sobie. Inni może to lubią ale ja wręcz nie znoszę. Nie widzę nic fajnego w nawijaniu o sobie i swojej przeszłości. Jeżeli ktoś mnie zna to nie powinien zadawać pytań. Jeżeli ktoś chce mnie poznać musi tolerować to, że nic o mnie nie wie. Takie mam zasady i właściwie to je przed chwilą złamałam ale z Kevin rozmawia mi się tak lekko i łatwo. Wystarczy, że spojrzę w jego niebieskie oczy i mogę mu wszystko wyśpiewać. Nie zależnie czy to jest moja wielka tajemnica czy nie. Coś w mojej głowie każe mi wszystko mu wyjawić i wiecie co? Wcale mi się to uczucie nie podoba. 
Wyciągnęłam swój telefon w celu zobaczenia która jest godzina i zobaczyłam, że mam dwa nieodebrane połączenia od Louis'a. Najwyraźniej nie czułam jak telefon wibruję. Wybrałam jego numer i czekałam cierpliwie aż odbierze.
- Hej Lou przepraszam, że nie odbierałam ale byłam w parku i nie czułam jak telefon wibruję.- Wolałam jednak pominąć fakt z kim byłam w tym parku. Bo niby skąd mam pewność, że to na pewno Lou? Może Harry bawił się jego telefonem?
- Spoko, spoko. Harriet czy ty wiesz coś o jakimś Tomie?- Zmarszczyłam brwi.- Znalazłem u Harry'ego w pokoju listy od jakiegoś Toma i on cię tam opisuję. A w jednym na końcu napisał coś takiego: Kiedyś się spotkamy. Ja, ty i ona. Kiedyś tam daleko będziemy szczęśliwi i będziemy się przyjaźnić. Proszę daj jej spokój. Najlepiej zapomnij o niej jak i o mnie.- Poczułam gulę w gardle i nie mogłam nic powiedzieć. Jeżeli to ten Tom co ja sobie myślę to nie jest za fajnie.
- Louis jest może data?- Mój głos drżał, serce biło co raz szybciej, oddech był krótki i nie równy. Denerwowałam się, jak cholera.
- No emmm tu jest napisane dwudziesty szósty styczeń. Ale to jest list z przed dwóch lat. I nie jestem pewny co do daty bo jest zamazana. Cholera Harriet powiesz mi o co chodzi? Zaczynam się bać serio. To jest ostatni list i jeszcze te słowa. O co z tym chodzi i dlaczego on opisywał ciebie?- Głos Lou był przepełniony strachem i gniewem, że nic nie wie. Też bym wolała nic nie wiedzieć.
- Lou ja... pogadaj o tym z Harrym ale nie mów mu, że ja coś na ten temat wiem. On powinien ci wszystko lepiej wytłumaczyć niż ja. Muszę kończyć Matt coś chce. Pozdrów chłopaków. Cześć.- Rozłączyłam się nim zdążył mi zdać jakieś kolejne pytania. Jak najszybciej doszłam do domu po czym zamknęłam się u siebie w pokoju. Przeszłość przed którą uciekałam i o której starałam się zapomnieć wróciła, a najgorsze jest w tym wszystkim to, że Harry o tym wie, że Harry wie co zrobiłam. Może to właśnie jest powód dla którego mnie zranił? Może zrobił to tylko dlatego bo chciał się zemścić. Zemścić za śmierć przyjaciela.
-----------------------------------------------------
No witojcie!  Myślałam, że nie dodam go dzisiaj ale spięłam się  i z krzykami mojej siostry napisałam cały! Taaaak. 
Dziś nie ma tutaj narratora ponieważ znów bym trochę pomotała, a nie chce wprowadzać was w jakieś nie wiadomo co.
Ogólnie dowiadujemy się tutaj trochę o przeszłości Harriet. Jeszcze w niektórych rozdziałach się coś o niej dowiemy :D
A więc narka! Albo jak to woli strzałka! :P

poniedziałek, 28 stycznia 2013

3


-------------------------------------------------------------
Otworzyłam oczy i już wiedziałam, że ten dzień nie będzie zły. Może to głupie ale mam takie przeczucie i lepiej aby ono mnie nie zmyliło bo nie ręczę za siebie. Usiadłam na łóżku i przeczesałam palcami swoje długie blond włosy. Chyba muszę pójść do fryzjera i podciąć końcówki ale to tam kiedyś się wybiorę. W domu panowałam całkowita cisza. Nikt nie krzyczał, nie śpiewał niczym nie trzaskał. Oznaczało to tylko jedno. Albert śpi. Chcąc nie chcąc musiałam go obudzić. Wyłączyłam swój jeszcze nie dzwoniący budzik i skierowałam się do pokoju na przeciwko mojego. Otworzyłam drzwi i aż się skrzywiłam gdy zobaczyłam jaki jest w nim bałagan. Jakieś nieposkładane rzeczy leżące nie wiadomo ile czasu na podłodze, szklanki, talerzyki. Boże jak tak można żyć? No można bo sama miałam kiedyś nie lepiej ale teraz chociaż ubrania składam i chowam. Nie ważne, że w szafie burdel ważne, że są schowane.
- Albert!! Wstajemy!!- Krzyknęłam mu do ucha, a on tak się wystraszył, że spadł z łóżka. Spojrzałam na niego i wyszczerzyłam się szeroko zostawiając go samego. Poszłam do kuchni po czym nasypałam karmy Chuckowi. Muszę kupić taką miskę dla Alberta. Wyciągnęłam dwa talerze i nasypałam do nich płatki czekoladowe, zalałam je zimny mlekiem i zaczęłam jeść. Po chwili do kuchni wszedł zaspany Matt który usiadł i bez słowa zaczął jeść.
- O której wczoraj poszedłeś spać, że wyglądasz gorzej niż zawsze?- Cóż mi się wydaję, że będę dzisiaj wszystkim dokuczać, ale co tam raz na jakiś czas można.
- Jakoś po trzeciej było. Możesz zadzwonić do studia i powiedzieć, że jestem chory?- Zrobił błagalną minkę, a ja udałam, że myślę choć odpowiedź już znałam.
- Zapomnij. Radzę ci wypić mocną kawę.- Poklepałam go po plecach i zadowolona z siebie ruszyłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy rzeczy i podśpiewując sobie pod nosem udałam się do swojej łazienki. Wykonałam poranną toaletę i wzięłam się za doprowadzenie swoich włosów do jako takiego  porządku. Wykonałam swój codzienny makijaż po czym ubrałam przygotowane rzeczy. Nie było już za ciepło więc mogłam się pożegnać z krótkimi spodenkami. Wpakowałam do torby swoje książki i zabrałam telefon z biurka. Nim wyszłam z domu zajrzałam do kuchni gdzie zobaczyłam Matta który skakał po kuchni w celu obudzenia się. Zaśmiałam się cicho pod nosem i wyszłam z domu zostawiając go samego. Do szkoły nie miałam daleko. Wystarczy, że pójdę do końca drogi wejdę do parku i prosto przez park. Nie powiem wygodne to jest. Szkoła, cóż jak szkoła. Duży beżowy budynek, za którym jest parking. Kilka drzew, a pod nimi ławki. Normalka. Od razu skierowałam się do swojej szafki w celu odłożenia swoich książek. Otworzyłam szafkę i na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Poprzyklejałam na drzwiczki zdjęcia moje z Jackiem tak, żeby nie było mi smutno. Fajnie było zobaczyć jego uśmiechniętą mordkę nawet jeżeli to tylko zdjęcie.
Szłam korytarzem do sali z numerem 18. Trafiła mi się klasa muzyczna. Nawet się z tego cieszyłam. Była bardzo dużo, pomalowana na jasne kolory, podwójne ławki ustawione w trzech rzędach. Na końcu klasy stało kilka instrumentów. Nie w każdym liceum ma się muzykę. Ale to jest dobry przedmiot można się na nim zrelaksować, wyciszyć. Pod klasą stało już kilka osób które miło się do mnie uśmiechnęły. Zobaczyłam wśród nich chłopaka którego wcześniej nie zauważyłam. Może jest z innej klasy.
- Hej Harriet. To jest Kevin. Chodzi z nami do klasy tylko, że był chory.- Jeden z chłopaków przedstawił mi bruneta. Nie pamiętam jeszcze ich imion i za pewne szybko nie zapamiętam. Spojrzałam na tego całego Kevina. Był dużo wyższy ode mnie z prostymi brązowymi włosami, i niebieskimi oczyma.
- Cześć.- Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało i poczułam, że się czerwienię. Nigdy nie reagowałam tak na nowo poznanych chłopaków to była nowość która mi się nie podobała.
Moim zbawieniem był dzwonek na który pierwszy raz w życiu się ucieszyłam. Poczekałam cierpliwie aż przyjdzie moja nowa wychowawczyni, pani White. Nie powiem fakt, że miała takie samo nazwisko jak Jack wcale mi nie pomagał ponieważ tęskniłam za nim jeszcze bardziej.
Udałam się na koniec klasy i zajęłam miejsce przy oknie. To się nie zmieniło. Nadal uwielbiam siedzieć przy oknie i obserwować ludzi którzy gdzieś się śpieszą i nie zauważając tego co ich otacza. To było przykre.
- Mogę?- Odwróciłam wzrok od okna i napotkałam spojrzenie Kevina. Pokiwałam głową na znak zgody nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Chłopak zajął miejsce obok mnie i spojrzał na mnie uśmiechając się miło.
- O widzę, że Kevin do nas powrócił. Proszę cię chłopcze nie rozpraszaj Harriet na lekcjach.- Pani White spojrzała na nas z uśmiechem. W tej klasie jest tak, że jeżeli ktoś z tobą usiądzie to siedzicie razem na wszystkich lekcjach.
- Też za panią tęskniłem. A po za tym to mój urok ja nic na to nie poradzę.- Cała klasa się zaśmiała, a ja nie mogłam wyjść z podziwu jak on może rozmawiać z ludźmi z taką łatwością.
- Myślisz, że na mnie podziała ten twój urok?- Czy ja z nim zaczynam flirtować? Pff nawet jeżeli tak to co? Przecież taki mały flirt nikomu nie zaszkodził prawda?
- Uwierz mi, że do końca tygodnia tak cię w sobie rozkocham, że nie będziesz mogła obok mnie przejść bez dokładnych oględzin mego ciała.- Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową. Widać, że uwielbia być w centrum uwagi i jest strasznie pewny siebie.
Mój telefon za wibrował w kieszeni więc wyciągnęłam go aby zobaczyć komu zależy na kontakcie ze mną. Nasza wychowawczyni stwierdziła, że na wychowawczej możemy robić co chcemy ale żeby też nie przesadzać. Otworzyłam wiadomość.
Od Louis:
Ty być geniusz!! Ja ci dziękować!!
Nie załapałam o co chodzi, ale po chwili namysłu wpadłam na pewien pomysł ale nie byłam pewna swojej tezy.
Do Louis:
Harry wrócił?
Od Louis:
Tak! Jest tak jak wcześniej, a nawet lepiej. Nie wiem jak to zrobiłaś ale masz talent. Dziękuję :**
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Miło było wiedzieć, że się mnie posłuchał i znów jest tym samym zwariowanym Harrym Stylesem.
- To twój chłopak?- Głos Kevina przywrócił mnie do rzeczywistości.
Do Louis:
Nie chcesz wiedzieć... Nie masz za co dziękować.. :D
Schowałam telefon do kieszeni i spojrzałam przenikliwie na Kevina.
- Po pierwsze nie czyta się czyiś wiadomości, a po drugie nie. Nie mam chłopaka i nie zamierzam go mieć.- Założyłam ręce na piersi i nie spuszczałam z niego wzroku.
- Och, czyli mam szansę.- Jego pewność siebie była zabawna i wspaniała za razem. Nie spotkałam jeszcze w swoim życiu takiego człowieka jak on.
- Skąd ta pewność? Przecież powiedziałam, że nie mam i nie zamierzam go mieć.- Musiałam go trochę zbić z tropu. Przecież nie można mieć wszystkiego prawda?
- A mówiłem już, że cię w sobie rozkocham?- Nachylił się nade mną i założył kosmyk moich włosów za moje ucho niby niespecjalnie muskając przy tym moją szyję.
- Powtarzasz się kochanieńki.- Nachyliłam się nad nim.- I naruszasz moją przestrzeń osobistą co może się dla ciebie źle skończyć.- Musnęłam ustami jego szyję odsunęłam się od niego ze śmiechem. Jego wzrok był pełen pożądania. Dopięłam swego.
- Wiesz co to ja mam dla ciebie propozycję. Ponaruszam tą twoją przestrzeń osobistą po lekcjach na kawie.- Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Nie lubię kawy.- Postaraj się kochasiu. Liczyłam na to, że jednak będzie nalegał na nasze spotkanie. Ciągnęło mnie do niego i miałam małą nadzieję, że z tego będzie coś więcej.
- No to może lody?- Jego twarz jak i głos nie wyrażały już tej pewności co wcześniej. Chyba zauważył, że ze mną nie pójdzie mu tak łatwo.
- Za zimno.- No dalej tępaku, myśl. Na jego twarzy pojawiło się zwątpienie i niepewność czy zaproponować coś jeszcze.
- No to może rurki ze śmietaną?- Uśmiechnęłam się i patrzyłam na niego. W jego oczach pojawiła się nadzieja jak i obawa przed moją odpowiedzią.
- Przytyję, ale dobrze. Zgadzam się.- Kevin odetchnął z ulgą, a ja wróciłam do spoglądania za okno. Nie miałam stąd dobrego widoku na chodnik ale lepsze to niż nic.
*
W końcu ten dzień dobiega końca. Wrócę do domu rzucę się na kanapę i będę SPAĆ! Rano miałam znakomity humor ale potem z lekcji na lekcję było co raz gorzej. Byłam zapytana dwa razy i prawie nic nie wiedziałam, a jeden z nauczycieli powiedział: ''Było trzeba się uczyć, a nie całować ze sławnymi osobami''. Co ich to obchodzi co ja robię? Mają szczęście, że nic im nie odpowiedziałam. Nie ja tylko Kevin. Wstawił się za mnie. Po prostu wstał i powiedział pewny siebie:'' Z całym szacunkiem ale to nie pani interes co Harriet robi w czasie wolnym.'' Zaimponował im. Cóż nie wiele osób jest do tego zdolnych. Zatrzasnęłam swoją szafkę i odwróciłam się aby sobie pójść, ale wtedy napotkałam niebieskie tęczówki wpatrujące się we mnie.
- No witaj. Gotowa?- No tak. Całkowicie zapomniałam, że umówiłam się z nami na te głupie rurki. Nie miałam ochoty nigdzie iść.
- Kevin ja cię przepraszam ale nie mam ochoty nigdzie iść.- Zaczęliśmy zmierzać ku wyjściu ze szkoły. Gdy tylko otworzyłam drzwi poczułam zimny wiaterek na mojej twarzy.
- Ok. Przyjmuję to do świadomości ale jednak się nie zgadzam i nalegam abyś ze mną poszła. Bita śmietana zawsze poprawia humor.- Uśmiechnął się do mnie ciepło. Wywróciłam oczami i pokiwałam głową na znak zgody.
- A ty skąd to wiesz?- Zapytałam i wpatrywałam się w niego oczekując od niego jakiejkolwiek odpowiedzi.
- Moja dziewczyna tak mówiła.- Stanęłam jak wryta, ale po chwili się ogarnęłam i ruszyłam w dalszą drogę.
- Masz dziewczynę ale umawiasz się ze mną? A co jeżeli będzie zazdrosna i mnie zaatakuję?- Kevin uśmiechnął się pod nosem.
- Raczej nie zaatakuję. I przecież powiedziałem, że ''mówiła'', a nie ''mówi''.- Zwrócił mi uwagę i otwarł drzwi od jakiejś nieznanej dla mnie kawiarenki.
- Zerwaliście?- Odłożyłam torbę na krzesło obok i zaczęłam się wpatrywać w jego niebieskie oczy które wydawały się jakby przygaszone.
- Nie. Ona nie żyję.- Otworzyłam szeroko oczy, a on spuścił wzrok. Chciałam coś powiedzieć ale nie wiedziałam co. Kelnerka do nas podeszła, a Kevin złożył zamówienie.
- Ja... Kevin przepraszam nie chciałam, i nie powinnam była cię tak wypytywać to nie moja sprawa. - Było mi bardzo głupio.
- Nie spoko przecież nie wiedziałaś i masz prawo mnie wypytywać. Przecież ja robiłem to samo. I wiesz co? Jak już jesteśmy przy tym temacie to powiem ci coś jeszcze. Ja wcale nie byłem chory. Po prostu mieliśmy wypadek i byłem tydzień w szpitalu. Mi właściwie nic się nie stało ale Marie ona zginęła na miejscu.- Marie... Tak miała na imię. Tak samo jak ja. 
- Przykro mi.- Uśmiechnęłam się do niego lekko. Cóż teraz trochę stracił punktów. Jego dziewczyna zginęła, a on już flirtuję z innymi.
- Nie no spoko. Ja wiem, że ona nie chciałaby abym był smutny. I wiesz co? Nawet trochę się teraz boję bo wiem, że ona by mi zrobiła takie osobiste Paranormal Activity.- Zaśmiałam się z jego wypowiedzi. Atmosfera znów stała się lekka.
- Wiesz co? Nie ogarniam cię człowieku.- Zaczęłam rozbrajać swoją rurkę. Zawsze najpierw wyjadałam śmietanę.
- Wiele ludzi mi to mówi.- Zaśmialiśmy się razem.- Masz jakieś drugie imię?- Spojrzałam na niego nie pewna czy powinnam była mówić.
- Marie.- Spuściłam wzrok i poczułam jak ciepło wspina się po mojej szyi aby potem przyozdobić moje policzki w rumieńce.
- Uwielbiam gdy się rumienisz powinnaś była robić to częściej.- On cały czas się uśmiecha. To taka pozytywna osoba, że aż mi głupio przy nim.
- Myślisz, że robię to specjalnie? Aż takiej mocy nie mam.- Ja osobiście nie znoszę gdy się rumienię, wyglądam wtedy jak burak z blond włosami.
- Ja tam nie wiem czy specjalnie czy nie ale mówię ci wyglądasz wtedy słodko.- Pokręciłam głową i zajęłam się bitą śmietaną.
-Wiesz ciekawe czy ty też wyglądasz słodko gdy się rumienisz.- Zapewne się nie długo dowiem. Kevin poszerzył swój uśmiech.
- Dziewczyno czy ty nie zauważyłaś, że ja zawsze ale to zawsze wyglądam słodko?- Parsknęłam i spojrzałam na niego z litością w oczach.
- Błagam cię, kto ci takich głupot naopowiadał?

Harry.

- Louis, Louis!- Krzyczałem i biegłem po schodach. Wleciałem do salonu i spojrzałem na całą grupkę do której doszła jeszcze Eleanor. 
- Co? Co?- Mój przyjaciel wyszedł z kuchni i usiadł obok swojej dziewczyny obejmując ją ramieniem. Wyglądali razem na prawdę słodko.
- Widziałem cię w telewizji.- Usiadłem na przeciwko nich i wpatrywałem się w Lou. Rozpromienił się jak małe dziecko.
- Gdzie?- Zaczął podskakiwać, a Eleanor musiała go opanować.
- Małpy się rozmnażały na Animal Planet.- Uśmiechnąłem się wrednie i wszyscy no prawie wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Louis siedział obrażony, a Eleanor która próbowała się opanować przytuliła go do siebie.
- Pewnie śmiejcie się. Zaraz zadzwonię do Harriet i ona was okrzyczy!.- Louis wyciągnął telefon i wybrał numer do blondynki. Włączył głośnik abyśmy wszyscy słyszeli rozmowę. Przez chwilę nie odbierała, ale potem było słychać jej śmiech.
- Tak Lou? Stało się coś?- Parsknęła śmiechem, ale chyba sobie przypomniała, że z kimś rozmawia i próbowała się opamiętać.
- Tak Harriet stało się. Harry mnie obraża, a reszta się śmieje możesz coś im powiedzieć?- Prawie nie zwracałem uwagi na mojego przyjaciela tylko wsłuchiwałem się w jej śmiech. Wyglądało na to, że jest szczęśliwa.
- Nie obrażajcie go pędraki bo spokojnie nie zaśniecie, a ja sama.... Kevin nie! Zostaw te gołębie!- Jej krzyk rozniósł się po całym pomieszczeniu. Skrzywiłem się lekko.- Przepraszam panią, mój kolega jest niedorozwinięty. Uciekł z piwnicy, zerwał się ze smyczy. Zaraz go złapię i znów zamknę. Miłego dnia życzę.- Zaczęliśmy się śmiać, tak samo jak Harriet i jeszcze jakiś chłopak.- Lou jeżeli znów będę ci dokuczać to napisz mi SMS-a a ja ci dam wskazówki na uprzykrzenie im życia,a teraz przepraszam ale muszę kończyć. Będę się bawić w pielęgniarkę. Pa.- Usłyszeliśmy pikanie, a Louis dumny z siebie wziął telefon i Eleanor po czym skierował się na górę.
- Czyli góra zajęta.- Zayn westchnął, a my się zaśmialiśmy. Chyba każdy z nas wiedział co oni będą tam teraz robić. Ha! Jak te małpy w telewizji. 
- Harry wszytko w porządku?- Liam jak zwykle się o nas troszczył, ale nie wiem dlaczego akurat mnie się o to teraz zapytał. Przecież już się przyzwyczaiłem, że muszę się dzielić Lou.
- No tak, a czemu pytasz?- Zająłem wcześniejsze miejsce naszej zakochanej parki i zacząłem szukać w telewizji jakiegoś sensownego filmu. 
- Tak sobie.- Wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na telewizor.

Harriet.

Przyłożyłam wacik nasączony wodą utlenioną do brwi Kevina, a ten się skrzywił i syknął. 
- Mówiłam ci żebyś zostawił te gołębie. Teraz nie masz co się krzywić.- Nakleiłam plaster i pokręciłam głową z politowaniem. Ten kretyn chciał zobaczyć jak to jest gdy gołębię latają wokół ciebie więc wbiegł w stado na rynku. One się przestraszyły i zaczęły latać w kółko. Jeden zahaczył pazurkiem o jego brew. Jakoś wcale mu nie współczułam. Sam się o to prosił.
- Ale widziałaś jak one fajnie poleciały do góry?- Zaśmiałam się i usiadłam na kanapę. Po chwili obok mnie pojawił się Kevin.
- Ty jesteś jak takie małe dziecko w ciele dorosłego chłopaka.- Uśmiechnął się uroczo i spojrzał na zegarek, po czym westchnął.
- Schlebiasz mi, ale muszę już iść. Mama zacznie się denerwować.- Wstał, co i ja uczyniłam. Wziął swoją torbę ale się nie ruszył.
- Dobra już ci to powiem. Dziękuję za dzisiejszy dzień, poprawiłeś mi humor.- Na jego twarzy pojawił się szeroki wyszczerz.
- Dobrze, dobrze. Ale powinnaś jeszcze dodać, że jestem uroczy, przystojny, wspaniały, i że będziesz o mnie śnić.- Uderzyłam go w ramię ze śmiechem.
- Nie rozpędzaj się tak.- Odprowadziłam go do drzwi. Oparłam się o nie, czując jak wiatr rozwiewa moje włosy. Ku mojemu zaskoczeniu Kevin przytulił mnie na pożegnanie.
- On na pewno mocno cię kocha.- Wyszeptał nim mnie puścił. Spojrzałam na niego całkowicie zmieszana i zdezorientowana.
- Co? Ale przecież ja nic nie mówiłam o żadnym chłopaku. Mylisz osoby.- Uśmiechnął się do mnie słodko i rozczochrał mi włosy.
- Nie musisz mówić. Do zobaczenia jutro w szkole, a i dzięki za opatrzenie mnie.- Uśmiechnęłam się do niego i patrzyłam jak odchodzi, i w furtce mija się ze zdziwionym Mattem. Nie czekając na kuzyna weszłam do domu i od razu skierowałam się do salonu po czym rzuciłam się na kanapę i włączyłam sobie telewizor.
- Dlaczego jak wracam do domu to ty zawsze żegnasz się z chłopakami? Czy chcesz mi o czymś powiedzieć? Może dorabiasz po szkole?- Matt usiadł na moich nogach, a ja jęknęłam po czym zrzuciłam go na podłogę.
- Oj, Albercik masz za duże wyobrażenia o mnie. To był mój kolega z klasy. Poszliśmy sobie na rurki ze śmietaną, a potem miał bliskie spotkanie z gołębiami więc bawiłam się w pielęgniarkę.- Trzepnęłam go w głowę, a on spojrzał na mnie oburzony.
- Ale dlaczego ty się mi tłumaczysz?- Wstał i udał się do kuchni.
- Bo masz włochate myśli.- Usiadłam na kanapie i luknęłam co on tam kombinuję.
- Ja? Nie no co ty. Co chcesz na kolację?- Otworzył lodówkę i spojrzał na mnie przegryzając marchewkę.
- Pizzę, ale zadowolę się też zapiekanką z wczoraj.

Narrator.

Czy mocne uczucia można zgłuszyć równie mocnym alkoholem?
Czy można się wyleczyć z miłości?
Przeważnie nasze smutki i problemy które chcemy zalać alkoholem umieją pływać.
I właśnie do takiego wniosku doszedł chłopak który tęskni, żałuję, kocha, jedną dziewczynę która go ignoruję. 
---------------------------------------------------
Przeżyłam dzisiejszy dzień w szkole... Masakra już na dzień dobry pisałam sprawdzian na którym mnie nie było o.O no i pałeczka się szykuję.... Masakra.
A więc jest następny bardziej optymistyczny rozdział. :D
Mam nadzieję, że spodoba wam się Kevin :d Strasznie chciałam go już wprowadzić do życia Harriet :P Ogólnie to on ma charakter mojego brata także mnie nie karać ;> 

sobota, 26 stycznia 2013

2


------------------------------------------------------------------
- Wstawać, wstawać!- Albert stał nade mną z garnkiem i łyżką uderzając jedno o drugie. Jęknęłam i nakryłam sobie głowę poduszką, którą po chwili straciłam. Ten debil odsłonił okna wpuszczając do środka jesienne słońce które poraziło moje oczy. 
- Daj mi żyć!- Mój krzyk źle się dla mnie skończył. Poczułam jakby mi ktoś z patelni przyłożył. Złapałam się za głowę, a ciota się zaśmiał jakbym tylko ja cierpiała. Cóż po tym jak ON wyglądał wnioskuję, że tylko ja cierpię ale to możemy pominąć aby nie wyszło, że jestem alkoholiczką. 
- Chodź na śniadanie. Albo obiad.- Wyszedł z pokoju zastanawiając się nad tym co powiedział. Pokręciłam głową i wygramoliłam się ze swojej kołdry. Niestety noga mi się zaplątała i runęłam jak długa na ziemię, co wcale nie pomogło mi w moim stanie. Od samego rana, albo popołudnia kto to wie jestem zła. Coś czuję, że Albercik źle dziś skończy. Biedaczek. 
Prawie na ślepo szłam do kuchni. Wspominałam, że ten zjebany biały kolor nie pomaga gdy ma się kaca? Ach chyba wspominałam, ale mówię jeszcze raz. Usiadłam sobie w kuchni, a Albert podał mi talerz z naleśnikami, szklankę z sokiem pomidorowym i tabletki. Najpierw połknęłam wszystkie białe pigułeczki zbawiania i wypiłam sok. Naleśniki odsunęłam do siebie i skierowałam się do salonu. Rzuciłam się na kanapę czując jakby mnie ktoś po podłodze ciągał. Telefon na stoliku zaczął wibrować i wydawać z siebie dźwięki perkusji. Na początku myślałam, że to telefon Albercika ale gdy usłyszałam pierwsze słowa piosenki 'Burn It Down' skapnęłam się, że to jednak mój. Usiadłam i nie patrząc kto dzwoni nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Nie wiem kim jesteś ale jeżeli to nic ważnego to się rozłącz. Choruję.- Siedziałam z zamkniętymi oczyma, i z ledwością utrzymywałam telefon przy uchu. Chciało mi się spać, pić, rzygać i spać. Po prostu stan idealny na pogawędki 
- Harriet to ja Lou. Mogłabyś się ze mną spotkać?- Jakoś na początku nie zajarzyłam co on do mnie mówi. Dopiero po chwili do mojego mózgu doszyły jego słowa.
- A co na miotle mam do Londynu przylecieć? Za dużo Harry'ego Pottera żeś się naoglądał.- Znów się położyłam, ale nie na długo był mi dany odpoczynek ponieważ do salonu zawitał Matt i wcisnął swój tyłek tak, że musiałam usiąść. 
- Pasowałaby ci ale nie. Jestem W LA. Wszystko ci wytłumaczę jak się zobaczymy.- Westchnęłam zrezygnowana. Chyba nie pośpię sobie dzisiaj.
- Dobra. Zaraz wyśle ci SMS z adresem. Nie pukaj, nie dzwoń, nie hałasuj. Po prostu wejdź.- Rozłączyłam się i wysłałam mu adres. Albert spoglądał na mnie niby niewinnie ale chciał wiedzieć co się ze mną działo. Wróciłam jakoś koło szóstej, cała zaryczana. On czekał na mnie w salonie i dobrze mnie zjechał gdy wróciłam. 
- Nie chcesz wiedzieć co się wczoraj, a raczej dzisiaj działo.- Wstałam, ale chyba za szybko ponieważ zakręciło mi się w głowie. Usiadłam i zamknęłam oczy, aby uspokoić wirujący obraz wokół mnie. 
- No raczej chce. Skoro moja kuzynka jest na pierwszych stronach gazet.- Rzucił mi na kolana jakąś gazetę, a ja wzięłam ją do ręki. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie moje i Harry'ego gdy stoimy obok lampy i się całujemy, a potem jest kilka mniejszych gdzie odchodzimy, i jak wchodzimy do hotelu. Niby nie powinnam była tego czytać, ale ciekawość zwyciężyła
Prawda, czy fikcja?
Wczoraj w godzinach nocnych nasi fotografowie dostali wiadomość, że Los Angeles przebywa Harry Styles z One Direction. Cóż chyba nie przebywa tutaj sam. Wczoraj, a raczej dzisiaj został złapany na gorącym pocałunku z nijaką Harriet Lane córką znanej projektantki i stylistki. Podobno nasza ukochana parka pokłóciła się dość ostro przez co Harriet wyjechała, a Harry przyleciał za nią. Spędzili resztę nocy w jednym z hoteli. Harry zapytany co łączy go z blondynką powiedział: To co jest między nami to tylko i wyłącznie nasza sprawa. Jak sądzicie to wszystko jest ukartowane? A może któreś z nich za bardzo wzięło sobie do serca drugiego?
- No po prostu zajebiście.!- Rzuciłam wściekła gazetę na stolik i wstałam żeby niczego nie rozwalić. Musiałam odreagować, więc postanowiłam pochodzić sobie kółeczka po salonie. Wszystko się komplikuję jak zawsze gdy coś mi wychodzi i jestem szczęśliwa. Ale nieeee, nie może być dobrze przecież musi się coś zjebać. 
- Spędziłaś z nim resztę nocy prawda?- Lubisz zadawać pytania retoryczne, idioto?  Skarciłam się za te myśli. On chce mi pomóc, a ja go atakuję. Nawet jeżeli tylko w myślach to jednak jest nie fair wobec niego. Usiadłam obok niego i schowałam twarz w dłonie. Czułam się jeszcze gorzej. 
- Matt wszystko się znów komplikuję. Uciekłam od niego, a teraz on się dowie gdzie mieszkam i co?- Westchnęłam i poczułam ręką Matta na plecach. W tej chwili dowiedział się czegoś o mojej przeszłości. Dowiedział się, że uciekłam przed chłopakiem z którym pieprzyłam się już trzeci raz. Nie fajnie.
- Harriet ja nie chcę cię pouczać ale nie sądzisz, że powinnaś z nim porozmawiać? O wszystkim. Co czujesz do niego, co o nim myślisz, dlaczego nie chcesz go znać.- Nie chcesz? Serio? Właśnie to robisz.
- Nie mogę. Bo ja gdy na niego patrzę to wtedy.... Wszystko mi się przypomina jak taki film wyświetlany tylko w mojej głowie.- Spojrzałam na niego z nadzieją, że zobaczę na jego twarzy, w jego oczach zrozumienie. Ale cóż nadzieja matką głupich jak to powiadają.
- Harriet wiedzę, że on musiał cię bardzo mocno zranić ale co masz zamiar wiecznie uciekać? Na pewno już wie, że twoje kłamstwo które mu wczoraj wcisnęłaś to bujda. On cię znajdzie i co potem? Znów będziesz zmieniać szkołę, miasto? I tak w kółko?- Cóż jego słowa były racjonalne ale zawsze jest jakieś wyjście prawda?
- Jeżeli będę musiała to tak będę robić. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.- Matt zabrał swoją rękę, a ja poczułam jakby ktoś mnie opuścił. Znów.
- Wiesz co Harriet zachowujesz się jak nastolatka z zachwianiami emocjonalnymi.- Matt wstał i zabrawszy swoją bluzę skierował się do wyjścia.
- Ale ja jestem nastolatką z zachwianiami emocjonalnymi!- Udało mi się to wykrzyczeć nim zamknął drzwi. Co tu się właściwie stało? Jezu przecież ja nie mogę znów uciekać. Matt ma rację. Muszę stawić czoła temu wszystkiemu tylko, że to nie jest łatwe. Ale co w życiu jest łatwe? Spanie. Co mi w tej głowie siedzi? Mam już tego dość. Mam dość ciągłej walki. Od szesnastego roku życia nie robię nic tylko walczę. Walczę o każdy w miarę normalny dzień, o jedną szczęśliwą chwilę. Tylko po co? Po cholerę mam poświęcać wszystko co zdobyłam? Żeby poczuć chwilę szczęścia? Jeden moment który i tak nic mi nie da? To wszystko jest bez sensu. Całe moje życie jest bez sensu. Mam tyle pytań, tyle wątpliwości ale nikt mi z tym nie pomoże. Sama muszę się z tym uporać tylko, że... Ja sobie nie dam rady. Nie potrafię rano wstać z uśmiechem na twarzy i powiedzieć samej sobie: Wszystko będzie dobrze tylko walcz. Nie mam już na to siły i ochoty.
- Harriet?- Wstałam i zobaczyłam, że w salonie znalazł się Lou. Uśmiechnęłam się do niego co odwzajemnił. Przytuliłam go do siebie i poczułam się inaczej. Tak dobrze.
- Przepraszam za mój wygląd ale nie mam siły na doprowadzenie się do porządku.

Harry.

Drogi Harry,
  pewnie ciekawi cię, że zwiałam (albo i nie). Sama nie wiem po co to piszę ale nie chciałam abyś poczuł się tak jak ja gdy ktoś odchodzi bez słowa wyjaśnienia. Nie znasz mnie, nie znasz mojej przeszłości. Poznałeś tylko wredną, arogancką, bez uczuć, bez litosną Harriet która starała się aby każdy miał o niej takie same zdanie, żeby każdy się jej bał. Ale prawda jest inna. Ja jestem inna. Mam uczucia, liczę się ze zdaniem innych, jestem miła. Tylko aby mnie taką poznać trzeba na to zasłużyć, trzeba pozwolić mi dojść do założenia, że jednak mogę zaufać. Myślisz, że Jack wytrzymałby tyle lat z tą wredną wersją mnie? Nigdy! Nawet ja nie mogę ze sobą wytrzymać. Ale do rzeczy... Zapewne już NIGDY się nie zobaczymy  (co może być dobrym rozwiązaniem) więc chce ci coś powiedzieć. A więc:
Skrzywdziłeś mnie jak nikt inny. Pozwoliłeś mi myśleć, że jednak komuś na mnie zależy. Pozwoliłeś mi myśleć, że ktoś może mnie pokochać. I co? Zjebałeś. Po prostu zjebałeś wszystko. Nie wiem dlaczego akurat mnie wybrałeś sobie na cel. Czym się różnię od innych? Nie ważne. Chciałbym abyś wiedział, że nikt nie skrzywdził mnie bardziej niż ty. Nikt w moim popapranym życiu nie powiedział do mnie gorszych słów. Ale cóż mówi się peszek i żyję się dalej co nie? Chociaż właściwie myślałam o śmierci. Pomyślałam sobie, że może lepiej to zakończyć i hasać sobie gdzieś z jednorożcami? Ale nie, nie mam tyle odwagi. Muszę czekać aż mnie autobus przejedzie. A no i jeszcze jedno. Kiedyś (po zerwaniu z Nickiem) doszłam do takiego wniosku: ''Miłość nie istnieje tak samo jak kraina żelek i różowych jednorożców'' tylko, że ty to zmieniłeś. Teraz wiem, że miłość istnieje ale każdy ma inny pogląd na ten temat. Każdy z nas inaczej wyobraża sobie tą 'jedną wielką miłość' wiesz jak ja sobie to wyobraziłam? Moją taką jedną wielką miłością jest chłopak u którego kocham wszystko. Loki na głowie, zielone oczy, uśmiech, dołeczki w policzkach, tatuaże. Może ci pomogę tym chłopakiem jest nijaki Harry Styles. Jakie to banalne.... Pamiętaj, że każdy z nas ma na tym świecie swoją drugą połówkę Harry nawet jeżeli jest ona daleko.
Kocham Cię,
Twoja Harriet...
Czytam ten list już z drugi raz i nadal mam wrażenie jakby pisała to inna osoba. Jakby to pisała inna Harriet niż ta którą poznałem osobiście. Ale prawda jest inna. Ja jestem inna. Tak ma rację jest inna. Jest wyjątkowa. Nie znam drugiej osoby o tak bardzo rozbudowanej osobowości. Jeżeli ona ci pozwoli poznasz prawdziwą Harriet która jest wrażliwa, delikatna. Ale jeżeli jej podskoczysz poznasz Harriet bez skrupułów która nie pozwoli ci spokojnie zasnąć. Czy ona mi pozwoliła poznać tą inną wersję siebie? Osobiście nie, ale pisząc ten list, pisząc takie rzeczy o które nigdy bym jej nie podejrzewał pozwoliła mi poznać siebie. Prawdziwą siebie. Choć sobie na to nie zasłużyłem, pozwoliła mi. I co ja mam teraz zrobić? Teraz wiem, że miłość istnieje ale każdy ma inny pogląd na ten temat. Skąd ona zna takie słowa? Takie stwierdzenie? Z własnego doświadczenia idioto. 

Harriet. 


Leżałam na swoim łóżku i wpatrywałam się w pogrążony w całkowitej ciemności sufit. Nawet go nie widziałam, ale powinien tam być więc się liczy. Louis powiedział, wykrzyczał do mnie wiele mądrych słów co mnie przeraziło. Wiem, że ma rację ale... A może teraz nie ma ale? Może ja po prostu szukam jakiegoś wytłumaczenia aby nie zmierzyć się z tą całą przyszłością, teraźniejszością i przyszłością?
Ktoś zadzwonił do drzwi i normalnie to Matt by otworzył ale go nie ma więc sama muszę się ruszyć. Nie zaświeciłam światła w korytarzu ponieważ wiem, że nieźle by mi po oczach pojechało. Zaświeciłam tylko lampę na dworze i od kluczyłam drzwi. Przede mną stał Harry z niepewną miną.
- Do klubu przyjechałaś?- Uśmiechnął się lekko, ale jakoś mi do śmiechu nie było. On nie miał mnie znaleźć co to w ogóle kurwa ma być? Bez słowa odsunęłam się zostawiając otwarte drzwi i skierowałam się do salonu. Jak już tu przyszedł to chyba musimy wyjaśnić sobie kilka rzeczy.
- Po co przyszedłeś?- Usiadł obok mnie i spojrzał na swoje dłonie. Onieśmieliłam go tym co powiedziałam? A może sam nie wie po co przyszedł?
- Chciałem przeprosić, porozmawiać, przeprosić i wszystko wyjaśnić.- Sam motał się we własnych wypowiedziach. Chociaż mógł się przygotować ja mam jutro szkołę.
- Wiesz co? To chyba nawet dobrze, że przyszedłeś. Musimy sobie wyjaśnić kilka spraw i im szybciej to zrobimy tym lepiej.- Zamknęłam oczy i miałam nadzieję, że to on zacznie pierwszy. (piosenka)
- Dobra ja pierwszy.- Harry zaczerpnął tchu i spojrzał na mnie przenikliwie.- Wiem, że cię skrzywdziłem. Nie powinienem był tego robić. Zaufałaś mi i myślałaś, że cię nie skrzywdzę, a ja to po prostu wykorzystałem i uwierz mi czuję się z tym okropnie. A gdy rano obudziłem się z nadzieją, że zaraz cię zobaczę czułem się szczęśliwy. Ale gdy się odwróciłem ciebie nie było. Coś we mnie pękło i poczułem się źle. Poczułem jakby ktoś zabrał cały mój świat i wyrzucił go do kosza. Tylko, że... Gdy przeczytałem ten list w którym pozwoliłaś mi poznać prawdziwą ciebie po prostu musiałem cię znaleźć i to powiedzieć. Musiałem cię zobaczyć. I wiesz co? Mogę się okazać totalnym kretynem, idiotą, dupkiem kimkolwiek ale ten nieperfekcyjny chłopak darzy cię silnym uczuciem. Kocham cię Harriet.- Wsłuchiwałam się w każde jego słowo. Czułam gdzieś tam w sobie czułam, że on mówi prawdę ale jeszcze gdzie indziej czułam, że znów mnie skrzywdzi, że znów będę cierpieć.
- Harry nie. Wiem, że się powtarzam i mam to gdzieś. Ty mnie NIE kochasz rozumiesz? Ty sobie to po prostu wbiłeś do głowy i tyle. Nie chcę cię obrażać ale ty nie wiesz co to jest miłość. Nawet ja tego nie wiem, ale mi się wydaję, że jeżeli się kogoś kocha to nie pozwoli się aby ta osoba cierpiała. A ty pozwoliłeś mi na to, a nawet lepiej sam się do tego przyczyniłeś. Przykro mi Harry ale ja już ci nie wieże.- W jego jak i moich oczach pojawiły się łzy które w tym samym czasie spłynęły po naszych policzkach. Obaj zdaliśmy sobie właśnie sprawę, że teraz w tej chwili wszystko się kończy.
- Masz prawo tak mówić, ale to nie prawda Harriet. Pokochałem cię wredną i pokochałem też dziewczynę z listu która jest wrażliwa i delikatna. Teraz wiem, że miłość istnieje ale każdy ma inny pogląd na ten temat. Masz rację. Czuję to samo co ty. I wiesz moją jedną wielką miłością jest dziewczyna z blond włosami, niebieskimi oczami, pięknym uśmiechem, perlistym śmiechem, malinowymi ustami które gdy mnie całują cały świat się zatrzymuję i liczymy się tylko my.- Unikałam jego spojrzenia, bo nie chciałam jeszcze bardziej się rozryczeć. Harry uchwycił delikatnie moją twarz w dłonie.- Spójrz na mnie Harriet.- Jego głos był wprost błagalny. Wykonałam jego prośbę i zobaczyłam w jego oczach tyle uczuć, że aż mnie to zdziwiło.
- Przepraszam Harry ale nie. Uciekłam od ciebie, od swojej przeszłości, chcą zacząć nowe życie z dala od ciebie. I zrobię to. Nawet jeżeli miałbym co miesiąc się przeprowadzać to się kurwa nauczę żyć bez ciebie.- Płakaliśmy razem, spoglądając sobie głęboko w oczy.
- Czyli mam rozumieć, że nie dasz mi drugiej szansy?- Pogładził palcem mój ciepły policzek tym samym ścierając którąś z kolei łzę.
- U mnie możesz mieć tylko jedną szansę. Ty ją dostałeś i straciłeś Harry.- Zamknął oczy pozwalając ostatnim słonym kropelką wylecieć z jego pięknych zielonych oczu. Otarłam je kciukiem i uśmiechnęłam się do niego smutno. Otworzył oczy i wpatrywał się we mnie przez chwilę z natarczywością i zdecydowaniem.
- Wiem, że nie chcesz mnie znać ale ja nie odpuszczę. Poczekam Harriet. Będę cierpliwie czekał aż wszystko sobie ułożysz i będziesz gotowa ze mną  porozmawiać.- Dlaczego on to jeszcze bardziej utrudnia?
- Harry nie masz na co czekać. Żyj, bądź sobą, znajdź dziewczynę którą na prawdę pokochasz.- Harry kręcił przecząco głową jakby chciał aby moje słowa wcale do niego nie docierały.
- Jest już dziewczyna którą pokochałem i będę kochał nie ważne czy będziemy razem czy nie. Wrócę do Londynu będę żył tak jak wcześniej ale w sercu będziesz ty. Zamieszkałaś tam i nie zanosi się na to abyś miała się wyprowadzić.- Był stanowczy i zdecydowany. Ale czy to coś da? Chyba tylko jeszcze więcej kłopotów jeżeli to możliwe. Harry przybliżył się do mnie i złożył na moich ustach delikatny i subtelny pocałunek który wyrażał wszystko co w tej chwili czuł. To miał być nasz ostatni pocałunek, nasze ostatnie spotkanie. To on się pierwszy odsunął i złożył jeszcze jeden pocałunek tylko, że tym razem na policzku tak jak wtedy w szpitalu.
- Harriet jesteś tu... Oj przepraszam.- Mattowi z wrażenia klucze spadły, a ja po woli odsunęłam się od Harry'ego i otarłam mokre policzki.
- Nic nie szkodzi ja i tak już idę.- Harry spojrzał na mnie i uśmiechnął się.- Pamiętaj Harriet będę czekał.- Spojrzałam na niego miałam ochotę krzyczeć. Krzyczeć z bezradności.
- Pamiętaj Harry masz być taki jak wcześniej. Nim mnie poznałeś.- Obiecałam Lou, że jeżeli spotkam się z Harrym to powiem mu, że ma być dawnym sobą. Podobno się zmienił i to nie na lepsze.
- Będę lepszym sobą.- Dotknął ostatni raz mojego policzka po czym zostawił mnie rozdartą.
Matt usiadł obok mnie, a ja płakałam bez głośnie. Wszystko się skończyło równie szybko jak i zaczęło. Właśnie zakończyłam swoją historię ze sławnym Harrym Stylesem.
- Hej mała wszystko w porządku?- Albercikowi to chyba już przeszła cała złość na mnie, ponieważ przytulił mnie do siebie kołysząc mną, próbując mnie uspokoić.
- Właśnie się ciebie posłuchałam i z nim porozmawiałam. I wiesz co? Jest do dupy. Czuję się jeszcze gorzej niż przed tą całą rozmową. Muszę zapamiętać aby się ciebie nie słuchać.- Matt zaśmiał się cicho, a ja na niego spojrzałam smutnym wzrokiem.
- Ale nie sądzisz, że tak jest lepiej dla was obojga? Teraz chociaż wiecie o co macie do siebie żal i możecie iść do przodu.- W psychiatrę się bawisz?
- Ale on nie chce iść do przodu. I ja chyba też nie. Co jeżeli to właśnie on jest mi pisany do końca życia, a ja właśnie go spławiłam?- Nie miałam komu się wyżalić. Jack jest w Londynie, a tutaj oprócz mojego kochanego Albercika nie mam nikogo.
- To zostaniesz starą panną z kotami i jak chcesz to mogę dać ci Chucka.- Taaa koty i pies. A co ja schronisko otworzę... Ej! Chwila to nie takie głupie jest.
- Nie żeby coś ale nie pomagasz. Idę spać jutro szkoła i coś czuję, że będzie bardzo wesoło i będę miała dużo przyjaciół.- Zaśmialiśmy się razem i każdy z nas rozszedł się do swojego królestwa.

Narrator.

Chłopak pewny swych słów. Wiedzący, że ją odzyska mimo wszystko.
Dziewczyna uśmiechając się przez sen w którym jest z nim szczęśliwa.
On zamykając oczy widzi jej uśmiechniętą i rozpromienioną twarz.
Ona bojąca się przyszłości jaka ją czeka bez niego.
Ich serce bijące dla siebie mówiące: zostać i kochaj mnie.
Ich rozumy krzyczące: uciekaj i tęsknię za tobą.
I miss you, I need you. Pojęcia tak dobrze znane dla tej dwójki.
Jęstę Mistrzę
-------------------------------------
Udało się! Nawet nie wiecie jakie miałam trudności z napisaniem tego rozdziału...
Coś napisałam, przeczytałam i usuwałam bo do kitu, ale jakoś się przemęczyłam i nawet nie jest tak źle (chyba).
Jutro ostatni dzień wolnego, a potem znów: HARÓWA! Eh, jak sobie pomyślę o matematyce to aż mnie trzepie....
W następnym rozdziale pojawi się nowy bohater (znów)

Kevin Helford

Zapomnieć i żyć od nowa. Coś co wydaję się łatwe ale jest wręcz przeciwnie.

piątek, 25 stycznia 2013

Część II: 1


--------------------------------------------------------

Wpatrywałam się w sufit swojego nowego pokoju.  Jestem tutaj od dwóch tygodni, a prawie wszystko jest dla mnie takie nowe, nieodkryte. Zmieniłam się, stałam się inną osobą. Liczę się z uczuciami innych osób, staram się być pogodna chociaż nie zawsze mi to wychodzi. Jasne, mam gorsze dni i wtedy nie chcę z nikim rozmawiać, ale Matt tak jakby mój kuzyn nie pozwala mi siedzieć samej. Zawsze jest przy mnie, pocieszy. Nie wie co się stało, i co skłoniło mnie do wyjazdu ale on nie musi wiedzieć żeby mi pomóc. Właściwie to nikt nie zna mojej przeszłości co jest dla mnie bardzo wygodne. Trafiłam do bardzo zgranej klasy. Na początku bałam się, że mnie nie zaakceptują  ale moje obawy odpłynęły na pierwszej przerwie gdy wszyscy zaczęli ze mną rozmawiać tak jakbyśmy się znali od kilku lat, a nie od kilku minut. Czuję, że tu pasuję, to jest niesamowite uczucie. Wszystko się zmieniło na dobre i nie chce tego zmieniać. Jestem tutaj szczęśliwa.
Co do chłopaków i Harry'ego... Cóż utrzymuję z nimi kontakt. Dzwonimy do siebie, piszemy SMS-y rozmawiamy na skajpaju. Chociaż Harry'ego widziałam raz gdy chłopaki go zmusili do powiedzenia mi cześć gdy rozmawialiśmy przez skype'a, cóż się wysilił, tylko, że ja go traktowałam jak powietrze.
Tak kocham go.
Tak tęsknie za nim.
Tak boli mnie to co zrobił.
Tak chce z nim być
Nie, nie wrócę do Londynu.
Wszystko łatwe prawda? Też tak sądzę. Usłyszałam trzask drzwi co oznaczało, że Matt wrócił ze sklepu. Będzie trochę zły bo to ja w sobotę zawsze chodziłam do sklepu za rogiem po świeże bułki które razem uwielbialiśmy. Wygrzebałam się z kołdry i odsłoniłam okna wpuszczając trochę światła do środka. (pokój)
Wyszłam po cichu kierując się do kuchni. Mieszkaliśmy w parterowym domu tylko we dwoje chociaż właściwie to we troje licząc psa.. Odpowiadało to nam. Mama przesyłała pieniądze Mattowi na moje utrzymanie także nie było problemu. Bardzo go polubiłam i przywiązałam się do niego, może jest starszy ode mnie o rok ale zachowuję się jakby miał co najmniej dziesięć lat.
- Nie licz, że dam ci bułeczki.- Matt odwrócił się do mnie i pogroził palcem, co uwielbiał często robić. Jego włosy były dzisiaj dość ułożone, a koszulka którą ubrał dokładnie ukazywała jakie ma mięśnie. Gdyby nie to, że jego wujek to mąż mojej mamy to bym się za niego brała, a tak to przepadło.
- Oj, Albert przepraszam mogłeś mnie obudzić.- Uśmiechnęłam się do niego słodko. Na drugie imię miał Albert i po prostu uwielbiał gdy tak do niego mówiłam. Robił się wtedy czerwony na twarz i zawsze przeczesywał nerwowo palcami włosy.
- Za jakie grzech? Byłem grzeczny.- Wzniósł ręce do góry i wykrzywił się. Uderzyłam go w ramię i sama wzięłam sobie moją ulubioną słodką bułeczkę.
- Masz jakieś plany na dzisiaj?- Oderwałam kawałek bułki i zaczęłam ją jeść czekając na jego odpowiedź. Nie wiem co sobie dzisiaj wymyślił chyba, że pójdzie do salonu. Matt pracuję w salonie tatuażu.
- Pójdę na spacer, potem pewnie wrócę do domu i będę tył na kanapie. A ty?- Usiadł obok mnie i zaczął sączyć swoją kawę, której nadal nie znoszę i to się we mnie nie zmieniło. (kuchnia) W tym domu wszystko było utrzymane w jasnych kolorach co nieźle dawało popalić gdy miało się kaca.
- Za pewne zaraz wejdę na skype'a i pewnie będę gadać z chłopakami. Ale przypominam ci jeszcze, że miałeś dzisiaj pranie zrobić. Twoja kolej.- Uśmiechnęłam się wrednie i z ulgą, że nie będę musiała dzisiaj nic robić.
- Pamiętam.- Po jego minie wywnioskowałam, że nie pamiętał.- I właśnie idę to zrobić.- Wstał i szybko pobiegł do swojego pokoju zapewne pozbierać swoje rzeczy. Sama również wstałam i udałam się do siebie w celu ogarnięcia się. (łazienka). Zabrałam rzeczy które chciałam ubrać i skierowałam się do łazienki.

Wykonałam poranną toaletę, doprowadziłam swoje włosy do stanu w którym mogę się pokazać ludziom i zadowolona wróciłam do swojego pokoju. Zabrałam swojego szarego laptopa i skierowałam się do salonu. (salon). Usiadłam na kanapie i włączyłam MTV jak zawsze. Poczekałam aż wszystkie programy się załadują i włączyłam skype'a. Dostępny był Louis więc zadzwoniłam do niego, i czekałam cierpliwie aż odbierze. Po chwili ukazały mi się cztery uśmiechnięte mordy które wpatrywały się we mnie.
- No witajcie patałachy.- Nie mówiłam do nich z jakąś szczególną kulturą ale na pewno odniosłam się lepiej niż wcześniej.
- Witaj piękna niewiasto.- Louis mówił poważnym głosem, ale po chwili nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- Oj Lulu weź się lecz.- Chłopak zrobił obrażoną minę, ale po chwili chyba mu przeszło bo znów się do mnie uśmiechał. Jak zwykle chłopcy zaczęli opowiadać jak idą im nagrania do teledysku, jak idą próby przed koncertem i kto co zbił w ciągu dwóch dni od naszej ostatniej rozmowy. Liam wydawał się jakiś przygaszony i wyglądał jakby chciał coś powiedzieć ale się bał mojej reakcji.
- Dobra cicho. Li powiedz co cię trapi.- Chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem, a potem przeniósł wzrok na Lou i na coś za laptopem. Domyśliłam się, że to może być Harry.
- Z racji tego, że jestem najstarszy i to trochę moja wina znów to ja ci powiem.- Louis poprawił sobie laptopa na kolanach.- Pamiętasz ten bal gdy się poznaliśmy? No więc wtedy nam się nudziło i poszliśmy do tego gabinetu. No i tam jak wypiliśmy to nas wzięło i ty poleciałaś w ślinkę z Harrym. Ja to nagrywałem, ale potem....- Urwał w momencie od którego już dalej miałam czarna dziurę.
- Wszystko co powiedziałeś to pamiętam, ale czekaj jeszcze ty mnie zacząłeś obmacywać, a potem to już nic nie pamiętam.- Przypomniałam mu ważny fakt, a on tylko wzruszył ramionami.
- Właściwie to wtedy dawałem telefon Harry'emu i się ulotniłem. No i on tak jakby nagrał wasz zbliżony stosunek i jakimś cudem ktoś go zwinął i wrzucił do sieci.- Z chwili na chwilę Lou mówił coraz ciszej, ale jakoś udało mi się to złożyć do kupy. Każde jego słowo przyswajałam po woli i analizowałam w głowie.
- Ten tępy chuj wrzucił to do sieci.- Raczej powiedziałam to sama do siebie, ale sądzę, że chłopaki to słyszeli, a na pewno Harry bo zabrał laptopa i sam pokazał się w kamerce. Jest jeszcze przystojniejszy niż
przedtem. Wyglądał normalnie, i nic by nie wskazywało na to, że on mógł mnie aż tak skrzywdzić, że mógł się o mnie założyć.
- To nie ja wrzuciłem te nagranie. Może słuchaj jak się do ciebie mówi.- Cały czas słucham. Moje myśli wcale mnie nie słuchały, wredne małe istotki. Postanowiłam go ignorować tak jak wcześniej.
- Louis dzwoniliście do dyrektora tej strony?- Mówiłam głośniej aby było mnie słuchać. Nie odwróciłam wzroku od ekranu na którym wciąż widniał Harry.
- Harriet, ten stanik to nie farbuję?- Za ściany wyłonił się Albert z różowym stanikiem w ręce. Jak zobaczył, że Harry na nas patrzy szybko się schował. Znów przeniosłam wzrok na ekran ale nie widziałam na nim Harry'ego tylko chłopaków. W tle było słychać głośny trzask jakby drzwi i cisza.
- Chyba się zdenerwował.- Zayn zagwizdał pod nosem i wstał, po czym zniknął mi z widoku. Poczułam tak jakby...no jakby Harry znów mnie zawiódł.
- Chłopcy ja będę kończyć. Jak się czegoś nowego dowiecie to dajcie znać.- Uśmiechnęłam się lekko, aby pokazać im, że się nie przejęłam Harrym.
- Harriet on coś do ciebie czuję. Może nam wmawiać ile chce, że to nie prawda ale przecież to widać. On nie wie gdzie jesteś, ale wie, że mieszkasz z jakimś chłopakiem, a teraz jeszcze go zobaczył z twoi stanikiem w rękach. Moim zdaniem powinniście porozmawiać na spokojnie.- Nie wiedziałam co mam myśleć o słowach Liam'a. Nigdy nie kłamał więc teraz chyba też mówi prawdę, co nie?
- Li on nigdy nic do mnie nie czuł, i nie poczuję. Nie mogę z nim porozmawiać. Tak przyznaję się, że go kocham, że za nim tęsknię ale wyjechałam żeby o nim zapomnieć i zdania nie zmienię. Do jutra.- Rozłączyłam się nie czekając na jego słowa. Wiem co by mi powiedział, ale teraz jest za późno. Wypuściłam głośno powietrze i starałam się zatrzymać łzy cisnące się do moich oczu. Jego twarz, wzrok, głos. Wszystko przypomniało mi co do mnie powiedział, jak na mnie krzyczał, jak wyzywał mnie od najgorszych tylko dlatego bo nie wygrał tego jebniętego zakładu. Nie rozumiem go. Na prawdę go nie rozumiem.
- Matt! O 20 wychodzimy! Muszę się schlać.!- Matt wydał z siebie jakiś krzyk radości i byłam pewna, że dzisiaj choć na chwilę zapomnę o tym całym szajsie.

Harry.

Siedziałem w salonie i słuchałem jej wesołego głosu. Jak się śmieje i opowiada o tym co się u niej działo. Uśmiechałem się lekko pod nosem. Cieszyłem się, że jest szczęśliwa. Ale gdy ją zobaczyłem. To jak patrzy na mnie przez chwilę tylko małą chwilę z miłością i troską w oczach.... To było coś niesamowitego, ale gdy mrugnęła nie było już tego śladu. Byłam tylko sucha i bez uczuć Harriet która miała ochotę mnie zabić. Chciałem jej powiedzieć, że przepraszam, że nie chciałem ale wiedziałem, że to nic nie da. Ona skreśliła mnie ze swojego życia więc ja też muszę to zrobić. Nie ważne jak, ważne żeby było skuteczne. Poszedłem do swojego pokoju i trzasnąłem drzwiami z nerwów. Ten chłopak, on miał jej stanik w ręce, oni razem mieszkają. Na pewno ma mnie gdzieś i zajęła się nim. Teraz jest szczęśliwa, bo ma kogoś kto ją kocha i nie skrzywdzi. Ja nie mogłem jej tego dać, więc wzięła to od kogoś innego. Dwa tygodnie bez niej to jakby wieczność. Tylko, że ja cierpię z własnej winy. 
Wyciągnąłem z szafy torbę i zacząłem wrzucać do niej pierwsze lepsze rzeczy. Chciałem wyjechać, na chwilę, po prostu odpocząć. Do pokoju wszedł Zayn i stanął jak wryty gdy zobaczył co robię.
- Stary, a ty co?- Usiadł ostrożnie na łóżku przyglądając się mi z troską. Zapewne przyszedłby tutaj Lou ale jest na mnie zły. Naskoczyłem na niego przez to nagranie. Myślałem, że to on je wpuścił do sieci ale przecież była tam Harriet, a on nie chciał aby ona więcej cierpiała. Muszę go przeprosić tylko, że ja to ostatnio robię za często.
- Muszę wyjechać, odreagować. Tylko na kilka dni.- Usiadłem obok niego i poprawiłem włosy które opadały mi na oczy.
- Kochasz ją, co nie?- Cóż Zayn nigdy nie owijał w bawełnę i wali prosto z mostu co nie raz było dość przydatne, ale w tej chwili jakoś nie zbyt. Nie byłem pewny czy mogę mu powiedzieć prawdę. A co jeżeli on jej powie? Co jeżeli oni się dowiedzą? Przecież wmawiam im, że tak nie jest, że ona jest dla mnie obojętna tylko, że ... Nie jest. 
- Jak cholera.- Spuściłem głowę na dół zawstydzony tym, że ich okłamywałem. Po prostu nie chciałem aby zrobili mi wywiad na temat mojego zachowaniu wobec niej. Chociaż i tak zrobili ale... był krótszy. 
- Nie będę cię pouczał bo wiem, że to nic nie da. I tak będziesz robił co tylko zechcesz, ale musisz wiedzieć, że ten chłopak to jej kuzyn. Wiem, że się zdenerwowałeś bo myślałeś, że to ktoś jej bliższy ale zapewniam cię, że nie ma nikogo takiego. Nie tam.- Spojrzałem na niego smutnym wzrokiem. Sam wiedziałem, że zjebałem sprawę ale on mi to jeszcze bardziej uświadomił. 
- Nie wiem co mam zrobić. Ona mnie nienawidzi. Wszystko zepsułem przez swoją głupotę i nie tylko.- Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Mogłem się posłuchać Toma gdy mówił, że nic się nie stało, że mam ją zostawić w spokoju, ale nie...musiałem.
- Jedź do Los Angeles, odpocznij. Poukładaj sobie wszystko.- Poklepał mnie po ramieniu i wstał zmierzając do wyjścia.
- Zayn? Nie powiesz mi gdzie ona jest prawda?- Malik pokręcił głową z uśmiechem i zostawił mnie samego. Posłuchałem rady przyjaciela i zamówiłem sobie najbliższy lot do LA. Cóż chłopcy będę musieli poradzić sobie na próbach beze mnie.

Harriet.

Głośna muzyka, ludzie tańczący jakieś dzikie tańce, alkohol, papierosy, trawka. Coś czego brakowało mi przez długi czas. Matt gdzieś się zmył ze swoimi kolegami gdy już oczywiście pochwalili mnie za moją pornograficzną grę aktorską. Chyba każdy to już widział mimo iż nie ma już tego w sieci. Wzięłam od jakiegoś chłopaka z który piłam skręta i zapaliłam zaciągając się głęboko po czym wypuściłam dym. Nikt nie przejmował się tym, że są tutaj narkotyki i sprzedają alkohol nieletnim. Każdy był wolny i robił co chciał. 
- Paliłaś na studenta?- Brunet zadał mi pytanie, a ja pokiwałam głową ze zrozumieniem. Nie było sensu odpowiadać bo i tak by pewnie nie usłyszał. Chłopak zaciągnął się po czym zbliżył do mnie. Złączyłam nasze wargi i poczułam jak chłopak wdmuchuję do moich ust dym. Odsunęłam się od niego i przytrzymałam przez chwilę dym w płucach po czym po woli go wypuściłam. Czułam błogie ukojenie, alkohol budzący mnie do życia, smak papierosów. Wszystko przypominało mi imprezy z Jackiem. Wszystkie szczęśliwe chwile. Nie czułam smutku, żalu. Byłam wolna, szczęśliwa i zadowolona z wszystkie co robiłam. Tym razem to ja się zaciągnęłam i powoli bez żadnego pośpiechu wypuściłam dym do ust bruneta. Uśmiechnęłam się do niego i wstałam po czym udałam się do wyjścia z klubu. Musiałam zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, żebym mogła dalej pić. Przeszłam przez ulicę i usiadłam na jednej z pustych ławek. Rozejrzałam się szukając Matta ale nigdzie go nie było. Zapewne siedzi w środku i chleję. Ciekawe ktoś odprowadzi nas do domu. 
- Może ci pomóc?- Jakiś stary dziad stanął nade mną i uśmiechał się wrednie. Wstałam z ławki, a ten dziad zaczął mi patrzeć w dekolt mojej bluzki.
- Oczy mam wyżej cioto.- Chciałam go wyminąć, ale on chwycił mnie za rękę i odwrócił do siebie przodem. Obejrzałam się do tyłu, a tam pusto. Gdzie cholera ci ludzie są?! Wszyscy w środku?! Serio! Teraz?! Wystraszyłam się tego pindzilca. 
- Grzeczniej co? Jestem od ciebie starszy. Kultury trochę.- Nachylił się po czym zaczął całować moją szyję. Nie powiem podobało mi się to, ale zważywszy na fakt, że on jest stary to aż mi się nie dobrze zrobiło. Kopnęłam go w krocze i bez słowa zaczęłam iść w stronę domu. Jakoś straciłam ochotę na całą zabawę. Mijałam jakąś ciemną uliczkę gdy poczułam szarpnięcie od tyłu i zostałam przygnieciona do ściany. Ten stary dziad stał przede mną i mocno ściskał moje ręce. Przed oczyma stanęła mi twarz Harry'ego. Dwa tygodnie temu on też mnie tak ściskał. 
- Jeszcze nie skończyłem.- Zaciągnął mnie głębiej i znów przycisnął do ściany. Patrzył przez chwilę na moje piersi, a potem jednym sprawnym ruchem rozerwał mi moją bluzkę. Teraz to się przeraziłam nie na żarty. 
- Zostaw mnie bo mój chłopak będzie mnie szukał i wtedy to się dla ciebie źle skończy.- Musiałam się jakoś bronić. Wymyśliłam pierwsze co mi do głowy przyszło. 
- Myślisz, że ci uwierzę? Kto by chciał taką puszczalską? Widziałem te nagranie. Uwierz mi będzie fajnie.- Serio?! Ty też?! Znów zaczął całować mnie po szyi schodząc niżej, a ja nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam się ruszyć. Odwróciłam głowę w stronę wyjścia z tej uliczki i zobaczyłam, że ktoś idzie. Jego cień był co raz bardziej widoczny.
- Pomocy! Niech ktoś mi pomoże!- Krzyczałam najgłośniej jak potrafiłam. Facet zakrył mi usta dłonią. Tylko żeby mnie ktoś usłyszał, żeby ten ktoś nie miał słuchawek w uszach. Nie miał. Zatrzymał się i przypatrywał nam. No dalej chodź tu, podejdź... Ugryzłam starego, a on z krzykiem się ode mnie odsunął. Zaczęłam biec w stronę wyjścia. Ten chłopak co się zatrzymał ruszył w moją stronę. Poznałam, że to chłopak po budowie. Zasłonił mnie sobą. 
- Młody idź sobie i zapomnij o tym co tutaj widziałeś. Ona jest moja.- Te włosy kogoś mi przypominały. Nie mogłam się skupić na niczym, oprócz tych ciemnych oczu wpatrujących się we mnie z pożądaniem. Ten chłopak musiał się wkurzyć bo przyjebał tamtemu z całej siły, a potem chwycił mnie za rękę ciągnąc na oświetlony chodnik. Stanęliśmy kawałek od lampy, a mnie aż ścisnęło w środku. Przede mną stał Harry. Co on tu robi?! Powiedzieli mu... 
- Wszystko w porządku?- Harry ściągnął swoją bluzę i narzucił na mnie. Ubrałam ją i schowałam ręce w rękawach. Nie mogłam na niego patrzeć. Po prostu nie mogłam znieść jego przenikliwego wzroku. 
- Dziękuję za to, że....- Mój głos się załamał, a w oczach pojawiły się łzy. Harry wyciągnął rękę chcąc mnie dotknąć ale ja się odsunęłam. 
- Harriet co ty tutaj robisz?- Nie wie? Może mu nie powiedzieli. Myśl, dalej Harriet myśl. No co ja mogę tutaj robić?
- Przyjechałam tutaj z Mattem do klubu. Chciałam już wracać ale ten facet on....- Zamknęłam oczy starając się nie rozryczeć. Nie przy nim. 
- Może cię odprowadzić?- I co teraz? Przecież skapnie się, że teraz tutaj mieszkam gdy zobaczy dom. 
- Właściwie to ja...- Nie pozwolił mi dokończyć ponieważ zatkał mi usta pocałunkiem. Zamknęłam oczy i rozszerzyłam usta pozwalając mu na dalsze działanie. Tylko, że przypomniały mi się jego słowa co sprawiło, że odsunęłam się od niego.
- Przepraszam nie powinienem. Chodź do mnie do pokoju dam ci jakąś cieplejszą koszulkę, a potem cię odprowadzę.- Wziął mnie za rękę i zaczął ciągnąć w kompletnie dla mnie nie znaną drogę. Nie protestowałam. Niby czemu? Przecież za nim tęskniłam i chciałam go zobaczyć. 
Do pokoju Harry'ego dotarliśmy w niecałe 10 minut.  Wszystko fajnie gdyby nie fakt, że gdy tylko zamknął za nami drzwi rzuciłam się na niego. Złączyłam nasze usta w pocałunku, a Harry objął mnie i przyciągnął bliżej do siebie. Zaczął mnie całować z uwielbieniem i miłością jakiej nigdy nie otrzymałam. Ściągnęłam z niego koszulkę i rzuciłam gdzieś za nas. Znów zaczęliśmy się całować tylko, że tym razem Harry zaczął mną kierować w stronę łóżka. Popchnął mnie lekko na nie, a po chwili ściągnął ze mnie bluzę i znów zaczął całować z namiętnością dokładnie badając moje podniebienie. Nie zostałam mu dłużna. Rozpinając jedną ręką jego spodnie drugą wplotłam w jego włosy. Ani on, ani ja nie mieliśmy najmniejszego zamiaru zahamować naszych czynów. Wręcz przeciwnie, wszystko robiliśmy jeszcze szybciej byleby być znów razem.

Harry.

Obudziłem się i szybko odwróciłem w drugą stronę aby zobaczyć, czy to nie był sen. Tylko, że...jej nie było. Na poduszce była biała koperta z moim imieniem. Zostawił mnie. Po prostu odeszła. 

Narrator.

Zapłakana dziewczyna idąca drogą, niezwracająca uwagi na innych ludzi.
Załamany chłopak siedzący z kopertą w rękach bojący się ją otworzyć.
Dwa bijące serca w jedne rytm.
Rozum krzyczący zostaw, odejdź.
Serce mówiące wróć, kochaj.
Jęstę Mistrzę
---------------------------------------

Trutututu kilo drutu i jest 1!
Wiece, że jestem nawet z tego rozdziału zadowolona? Aż mi dziwnie....
Cóż ferie mi się kończą i znów szkoła....
Nie wiem jak będę dodawane rozdziały, to wszystko zależy naszych wspaniałych nauczycieli.
Wiem, że sprawdzianów do mi tyle pozapisywali, że masakra i jeszcze muszę nadrobić bo byłam chora no i katastrofa....
A co ja się żale?

środa, 23 stycznia 2013

17 Koniec ześci I


-----------------------------------------------------------
Wpatrywałam się w odbicie dziewczyny w lustrze. Nie poznaję jej. Jest ona uśmiechnięta, jej oczy świecą, jej twarz cały czas jest rozpromieniona uśmiechem. Z jednej strony ją znam, a z drugiej jest dla mnie całkiem obca. W głowie odtwarzam wszystkie najsmutniejsze sceny z mojego życia, ale uśmiech nadal szpeci moją twarz. Myślę o ojcu, o tym, że już nigdy go nie ujrzę, ale nadal się uśmiecham. Jestem aż tak zła, że nawet myśl o moim zmarłym ojcu mnie nie smuci?! Przecież to głupie, dlaczego ja się uśmiecham?! Uderzyłam się w twarz i oprócz czerwonego śladu na lewym policzku nie uzyskałam nic. Nadal się szczerzyłam. Westchnęłam i postanowiłam się już ubrać, ponieważ chłodne powietrze owijało się wokół mojego prawie nagiego ciała. 
Zabrałam jeszcze z pokoju telefon który wcisnęłam do kieszeni spodni i z UŚMIECHEM zeszłam na dół. Jak zwykle pokierowałam się do jadalni w celu spożycia śniadania no i myślałam, że zastanę tam mamę z Joshem ale nie. Dziś był tylko Josh który uśmiechnął się do mnie. Albo mi się wydaję albo gdy nie ma mamy w pobliżu on ma do mnie inne nastawienie.  Albo jest jeszcze jedno wytłumaczenie: Padło mi już całkiem na mózg.
Usiadłam grzecznie do stołu i zajęłam się swoimi płatkami. 
- Co ty taka uśmiechnięta?- Josh spojrzał na mnie znad okularów które sprawiały, że wyglądał na starszego niż w rzeczywistości jest.
- Naćpałam się.- Chyba nie wiedział co mi odpowiedzieć, a ja nie wiedziałam dlaczego tak powiedziałam. Ale cóż bywa. Teraz będę miała chociaż spokój, a to już jakieś osiągnięcie, prawda?
Skończyłam swoje śniadanie w ciszy i bez słowa wyszłam z domu. Dziś znowu musiałam iść sama do szkoły, ale dlatego, że Jack musiał iść wcześniej aby poprawić jakiś sprawdzian. Tępak. Nie lubiłam chodzić sama. Wtedy za dużo myślałam, a jak za dużo myślałam to wtedy za dużo rzeczy rypało mi się w życiu więc to było złe. Mój telefon zaczął wibrować w kieszeni więc wyjęłam go aby zaraz się nie roześmiać na drodze, bo pomyślą sobie psychiczna jakaś.
Od: Harry.
 O której kończysz? Przyjadę po cb mam plany co do twojego popołudnia. :D
Do: Harry.
 O 14:30. Zaczynam się ciebie bać panie ''mam plany''.
Od: Harry.
 Spokojnie nie zgwałcę cię mam od tego Lou. A właśnie nadal jesteś na niego zła?? -.-
Do: Harry.
 Okeeeej. Nie ja nie jestem zła. Ja jestem na niego wkurwiona, że pakuję się z butami w nie swoje życie. Muszę kończyć jestem w szkole. Do zobaczenia później. :P
Od: Harry.
 Powiem mu to! Będzie cię unikał wiesz mamy koncert nie długo jego twarz musi zostać nie naruszona. Już nie mogę się doczekać ;**
Przynajmniej nie miałam czasu na myślenie. Cóż zdziwiła mnie propozycja Harry'ego ale też ucieszyła. Chciałabym się z nim zobaczyć ponieważ mam nadzieję, że ta cała sytuacja między nami wreszcie się wyjaśni i będę mogła spokojnie mu powiedzieć: Tak, Harry ja też cię kocham.  Fajnie by było zobaczyć te migoczące iskierki w jego oczach, ten zniewalający uśmiech który jest przeznaczony tylko i wyłącznie dla mnie.
*
Siedzę sobie na angielskim który był moją ostatnią lekcją i gdyby nie Jack to pewnie bym się nawet nie zorientowała, że rysuję serduszka w moim zeszycie. Na prawdę nie jest ze mną dobrze. Od kiedy ja rysuję serduszka? Nie no serio, coś jest nie tak. Przecież ja nie jestem jak te rozchwiane emocjonalnie nastolatki które zakochują się w chłopakach, potem tną się z powodu nieodwzajemnionej miłości.
Jack szturchnął mnie, a gdy na niego spojrzałam on kiwnął głową w stronę okna. Spojrzałam na dziedziniec szkolny i aż się uśmiechnęłam. Mianowicie stał tam Harry opierając się o czarny samochód i zerkający na telefon. Lekki wiatr rozwiewał jego niesforne loki, co dodawało mu jeszcze więcej tego pieprzonego uroku. Podniósł głowę i rozejrzał się zaciekawiony napotykając moje spojrzenie. Uśmiechnął się szeroko i cały czas na mnie patrzył. Zmieszałam się trochę więc odwróciłam wzrok i starałam się skupić na tym co mówi nauczycielka. Taaa jakby to było możliwe. Korciło mnie aby na niego zerknąć. W końcu nie wytrzymałam i spojrzałam w jego stronę. Pisał coś na telefonie, a gdy podniósł wzrok mój telefon zabrzęczał na ławce więc szybko go ściągnęłam i rozejrzałam po klasie czy aby na pewno nikt nie słyszał. Zastanawiałam się czy odebrać tego SMS-a czy nie. Cóż ciekawość zwyciężyła i otwarłam wiadomość. Wyglądasz słodko gdy unikasz mojego wzroku. Co za ciota! On jest taki pewny siebie, zawsze gdy powie coś co może wydać się nieodpowiednie on szybko zamieni to w żart albo nawiąże do innego tematu.
Po klasie rozniósł się dzwonek informujący nas, o końcu lekcji. Szybko zerwałam się z miejsca i nawet nie żegnając się z Jackiem wybiegłam ze szkoły, ale na schodach się opanowałam. Przecież nie mogę mu pokazać, że mi zależy. Szłam po woli w jego kierunku i co chwilę wyłapywałam zazdrosne i wściekłe spojrzenia ze strony żeńskiej. Cóż mają co zazdrościć.
- No witaj nikczemniku.- Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam na przywitanie. Chyba był zdziwiony moim czynem ale po chwili się ogarną i również mnie przytulił.
- Ja nikczemnik? Nigdy. - Otwarł mi drzwi od strony pasażera po czym szybko okrążył samochód aby usiąść obok mnie, po czym odjechaliśmy ze szkolnego parkingu.
- Tak, tak wmawiaj sobie. Gdzie ty mnie właściwie ciągniesz?- Właśnie popełniłam wielki błąd. Wsiadłam do samochodu tego przygłupa nie mając pojęcia gdzie on chce mnie wywieźć.
- Wiesz, że Lou się ciebie boi? Powiedziałem mu, że ma ciebie unikać to się biedaczek w pokoju zamknął i powiedział nam, że mamy mu marchewki przez okno wrzucać bo on już nigdy z pokoju nie wyjdzie.- Zaśmiałam się i nawet nie drążyłam tematu naszego wyjazdu. Jeżeli nie chce mi powiedzieć to nie ja tam nie będę go o nic prosić.
- Czy on nie wie, że jeżeli ja sobie zażyczę to i tak go dorwę? Co wy o mnie sobie myślicie?- Spojrzałam na niego, a na jego twarzy pojawił się wielki szczery uśmiech.
- Wiesz ja myślę, że jesteś słodką dziewczyną, która ma w dupie opinię innych ludzi, żyję swoim własnym światem, nie pozwoli aby ktoś ją zranił.- Wzruszył mnie trochę ale nie mogłam tego po sobie pokazać.
- Jej czyżby nowa piosenka się szykowała?- Postanowiłam być arogancka ale on tylko pokiwał głową i uśmiechnął się do mnie.
Harry zawiózł mnie do wesołego miasteczka. Cóż mogłam się tego po nim spodziewać. Zostawiłam torbę w samochodzie i szłam razem z Harrym kłócąc się gdzie pójdziemy najpierw. W końcu razem zgodziliśmy się na diabelski młyn. Wiedziałam, że tego pożałuję ale nie odzywałam się ani słowem. Wszystko było okej dopóki nie znaleźliśmy się na samej górze. Ogólnie te wielkie kółko przystawało co chwilę, aby dodać lepszego efektu. No tutaj na górze to był efekt ale raczej wymiotny. Zrobiło mi się nie dobrze i nie mogłam patrzeć w dół bo zaraz mi się w głowie kręciło.
- Harriet wszystko dobrze?- Spojrzałam na niego i zobaczyłam dwóch Harrych wpatrujących się we mnie. Nie on był jeden. Zamrugałam kilka razy i znów zobaczyłam jednego Harry'ego. Wpatrywał się we mnie z troską i lekkim przerażeniem co pozwoliło mi na uświadomienie kilka ważnych rzeczy.
- Harry wczoraj kazałeś mi zadecydować, prawda?- Kolejka zjechała na dół, a my szybko z niej wyszliśmy. Pociągnęłam go za rękę i zaprowadziłam nas do samochodu.
- No tak, ale Harriet ja nie wiem dlaczego tak powie....- Przyłożyłam mu rękę do ust, aby się wreszcie zamknął.
- A więc zdecydowałam.- Wciągnęłam głęboko powietrze i spojrzałam w jego zielone oczy.- Kocham cię, Harry.- Czekałam na jego reakcję, której właściwie nie było.. Po prostu stał przede mną i wpatrywał się we mnie z otwartymi ustami.
- Ale.... Przecież mówiłaś...- Zamknął się i nadal mi się przyglądał. Nie wiem co on sobie teraz pomyślał. Może już mnie nie chce? Może go zraziłam swoim wczorajszym zachowaniem? A co tam jebać to.
- Pocałujesz mnie wreszcie, czy nie?- Na jego twarzy pojawił się uśmiech, i po chwili nasze usta stały się jednością. Zarzuciłam mu ręce na szyję i uśmiechnęłam lekko. Harry przestał mnie całować, co mnie lekko zdenerwowało bo podobało mi się to.
- Jesteś pewna?- Odgarnął mi z twarzy kosmyk włosów i dotknął mojego policzka wywołując u mnie dreszcze. Wiedział co i jak ma robić, żebym go pożądała.
- A stoję tu przed tobą?- Nawet w takiej chwili nie potrafiłam zachowywać się normalnie. Ale cóż już taka moja natura i raczej tego nie zmienię.
*
Siedziałam u chłopaków w salonie. Harry porwał Lou na górę i nie schodzą na dół jakieś trzydzieści minut. Zaczynało mnie to denerwować ponieważ mieliśmy iść na spacer. Chłopaki oczywiście starali się zająć mi czas abym się nie denerwowała, ale raczej im to nie wychodziło. No chyba, że ze skutkiem odwrotnym od zamierzanego. W końcu wstałam wkurzona i nie odpowiadając na żadne pytania skierowałam się na górę. Drzwi od pokoju Hazzy były lekko uchylone więc domyśliłam, że właśnie tam siedzą nasze gołąbeczki. Podeszłam cicho do drzwi i postanowiłam ich wystraszyć gdyby nie słowa Lou.
- Serio!? Nabrała się?!- Harry zaśmiał się perliście, a Louis chyba zaczął po czymś skakać. Cóż zaciekawiło mnie to więc nadal się nie ujawniałam.
- Ciszej bo cię usłyszą. Jeszcze raz ci to powiedzieć? Ona tylko zgrywa taką twardą, ale wystarczy kilka  miłych słówek i po prostu je ci z ręki. Teraz wystarczy pokazać się z nią Davidowi przelecieć ją i po sprawie.- Nie wiedziałam o kim mówią ale coś ścisnęło mi się w środku. Przecież to Harry, mój Harry który zawsze był miły.
- Myślisz, że ci tak łatwo da? Harriet nie wygląda na taką.- Teraz po prostu zapomniałam jak się oddycha. Czyli mówili o mnie. Mówili o mnie jak o zabawce.
- Żartujesz sobie? Wystarczy, że powiem jej jak bardzo ją kocham i już będzie moja. Zresztą nie pierwszy raz. Przecież dwa razy dała to i trzeci też da, co nie?- Obaj się zaśmiali, a ja już nie wytrzymałam i pchnęłam drzwi. Ich miny były bezcenne. Louis po ogólnym szoku ulotnił się i szybko zniknął na schodach. Zrobiłam krok do przodu, ale po chwili się zatrzymałam. Jaki to ma sens?
- O Harriet. Mam talent co? Chcę iść na przesłuchanie do teatru, Lou mi pomagał. Jak sądzisz mam szansę?- Jej szybko myśli, jak ma kłopoty. Zaśmiałam się i pokręciłam głową z niedowierzaniem. To był szczyt głupoty nawet jak na niego.
- Jesteś żałosny wiesz? Jak ja mogłam być aż tak głupia. Przez moment, tylko przez jeden jebany moment pomyślałam sobie, że jednak mnie kochasz.- Miałam zamiar wyżyć się na nim chociażby słownie. Jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie.
- Ja? Proszę cię. Myślałaś, że ktoś może cię pokochać? Jesteś wredną zapatrzoną w siebie laską która użala się nad sobą dzień w dzień.- Zaskoczyły mnie jego słowa i ton jakim do mnie mówił. W moich oczach wezbrały się łzy.
- Wiesz wolę być wredną i zapatrzoną w siebie laską niż chujem który zakłada się o dziewczyny. Ile już tak jedziesz? Ile razy przeleciałeś kogoś bo się założyłeś?!- Z każdym słowem mój głos stawał się co raz bardziej wściekły, a na końcu to po prostu na niego krzyczałam. Harry wściekły moimi słowami przygwoździł mnie do ściany i chwycił moje nadgarstki miażdżąc je. Nie pokazałam mu, że mnie to boli. Nie pozwolę mu czerpać z tego jeszcze większej satysfakcji.
- Nie masz prawa tak o mnie mówić!- Jego wrzask odbijał się echem po mojej głowie, powodując, że mój żołądek ścisnął się. Bałam się go. W tej chwili po prostu się go bałam.
- A co?! Boli nie?!- Nie zostałam mu dłużna i również krzyczałam. Chociaż nie. To nie był krzyk. To był wrzask.
- Jesteś tylko i wyłącznie pustą blondynką która myślała, że ktoś ją pokocha.! Ale nie Harriet to tylko twoja wyobraźnia.!- W drzwiach pojawili się chłopcy. No tak nie zamknęłam ich. Patrzyli na nas przerażenie nie wiedząc co mają zrobić.
- Tak Harry masz rację! To tylko moja zjebana wyobraźnia! Na prawdę jesteś wrednym i tępym chujem który wykorzystuję pierwszą lepszą okazję żeby sobie poruchać!- Poczułam jak uścisk na jednym z nadgarstków robi się lżejszy, a potem jego ręka unosi się do góry. Chyba chciał mnie uderzyć, ale Zayn i Louis odciągnęli go ode mnie. Zaczął się z nimi szarpać, ale oni go nie puszczali. A ja? Ja po prostu stałam tam próbując przypomnieć sobie jak się oddycha. Byłam przerażona.
- Wypierdalaj stąd! Na co czekasz! Spierdalaj suko!- Harry wrzeszczał do mnie, a jego słowa i potok przekleństw w moją stronę wywołał u mnie płacz. Nie mogłam powstrzymać łez cisnących się do oczu. Odkleiłam się od ściany i lekko chwiejnym korkiem zeszłam na dół, kierując się do wyjścia. Na górze było słychać trzask i jakiś huk. Nie przejmowałam się tym. Po prostu szłam i chciałam stąd zniknąć jak najszybciej.
- Harriet.- Ktoś chwycił mnie za rękę przed samymi drzwiami. Syknęłam z bólu i szybko wyrwałam rękę. Na obu nadgarstkach pojawiły się sine ślady palców. Spojrzałam na osobę która mnie zatrzymała. A właściwie osoby. Przede mną stał Liam i Louis. Ten drugi stał ze spuszczoną i trochę dalej niż jego przyjaciel.
- Harriet ja...- Odezwał się ale nie podniósł głowy. Nie spojrzał na mnie. Teraz nie miał w sobie tej odwagi. Teraz był po prostu... kimś innym.
- Chociaż na mnie spójrz.- Wykonał moje polecenie, a w jego oczy były załzawione.- Ile by dostał?- Mimo mojego kiczowatego położenia byłam ciekawa na ile mnie wycenili.
- 2 tysiące$.- Zaśmiałam się i po prostu wyszłam stamtąd trzaskając drzwiami. Teraz już nic mnie nie powstrzymywało przed tym co miałam zrobić już wcześniej.
włącz
Stałam na lotnisku i żegnałam się z mamą. Załatwiła mi mieszkanie w Los Angeles. Mam zamieszkać z synem brata Josha. Nie znam go, ale podobno jest spoko i jest tylko o rok ode mnie starszy. Szkołą się nie przejmowałam ponieważ mama obiecała, że wszystko załatwi. Mimo, że nie wie dlaczego podjęłam taką decyzję i co się wydarzyło postanowiła mi pomóc. Byłam jej za to bardzo wdzięczna. Oderwałam się od mamy i spojrzałam na Jacka. Z nim było mi najtrudniej się rozstać. On nie był jeszcze pełnoletni i nie mógł wyjechać. Podeszłam do niego i mocno się w niego wtuliłam.

Jego ręce oplotły mnie i jeszcze bardziej do siebie przycisnęły. Płakałam, tak samo jak on. My nie byliśmy po prostu przyjaciółmi. My byliśmy rodzeństwem. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w jego oczy. Wziął mnie za ręce, ale ja szybko je wyrwałam i naciągnęłam mocniej rękawy bluzy. Nadgarstki były całe granatowe i nie chciałam aby on to zobaczył. Ale niestety zauważył, że coś jest nie tak, i podniósł lekko rękaw bluzy. Wpatrywał się w dzieło które zostawił po sobie Harry i przeniósł wzrok na mnie.
- Zabiję gnoja.- Jego oczy zapłonęły nienawiścią, a ja bez słowa znów go przytuliłam. Chciałam czuć jego bliskość jak najdłużej mogłam.
- Nic nie rób. Nie warto uwierz mi. Narobisz sobie tylko kłopotów, a ona będzie miał satysfakcję.- Sama zastanawiałam się czy czasem czegoś mu nie zrobić, ale wiecie takiego tyci-tyci ale w końcu doszłam do tego, że nie warto sobie rąk brudzić.
- Harriet co on ci zrobił?- Spojrzał w moje oczy, a ja w jego. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok. Cóż jego oczy miały specyficzną barwę. Jeżeli był w jasnym miejscu to gdzieniegdzie miał złote plamki, ale gdy było ciemno jego oczy wydawały się być czarne.
- Obiecaj, że nic mu nie zrobisz. I obiecaj, że nie pozwolisz zająć mojego miejsca w ławce tej pustej blondi.- Jakc zaśmiał się, a ja dołączyłam do niego.
- Obiecuję.- Spoważniał gdy zobaczył coś za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam PRAWIE całe 1D. Brakowało tylko Harry'ego i jakoś mnie to ucieszyło. Ruszyłam w stronę chłopaków, a oni w moją. Przytuliłam ich do siebie na końcu zostawiając sobie Lou. Spoglądał na mnie niepewnie.
- Harriet ja cię bardzo przepraszam. Nie wiem dlaczego dałem mu się w to wciągnąć. Na początku chciałem mu tylko pokazać, że to jest złe, ale potem...- Chyba w końcu zrozumiał, że jego tłumaczenia i tak dużo nie zmienią. Było mi go żal. Tak, on też nie jest bez winy, ale Harry on... Nie ważne. Przytuliłam do siebie chłopaka.
- Nie zostaniesz prawda?- Zaśmiałam się cicho i pokręciłam głową.
- Pasażerowie lotu 216 do Los Angeles są proszeni o skierowanie się do samolotu przy kanale 8.- Kobieta powtórzyła to dwa razy, a ja wiedziałam, że to już mój czas. Przytuliłam ostatni raz Josha, mamę i Jacka po czym stanęłam przed chłopakami z torbą.
- Jeżeli chciałby wiedzieć gdzie jestem nie mówicie mu. Dam wam znać jak tylko wyląduję i zmienię numer.- Uśmiechnęłam się do nich i ruszyłam w wyznaczoną dla mnie drogę. Przed zamknięciem drzwi ograniczającymi widoczność na wielki hol odwróciłam się do nich i pomachał im ze sztucznym uśmiechem. Ruszyłam dalej nie odwracając się więcej.
Jakiś miły i starszy pan pomógł mi w samolocie z włożeniem torby na górę. Siedziałam przy oknie, a on obok mnie. Wystartowaliśmy, a ja ze łzami patrzyłam na opuszczane przeze mnie miasto. To tutaj wszystko się zaczęło i wszystko skończyło. Czas zacząć nowe życie, bez przeszłości, bez błędów, bez miłości. Czas wziąć się w garść. Przepłakać kilka nocy przez nieodwzajemnioną miłość, a potem żyć i cieszyć się tym, że nikt nie będzie mnie znał, i nie będzie znał mojej niezbyt kolorowej przeszłości.

Narrator.

Ona patrząca z góry na miasto które pokochała mimo pogody. Patrzy na miasto  które budzi się do życia mimo wczesnej pory.
On wstający z uśmiech na twarzy dumny z tego co zrobił.
Dziewczyna zaczynająca nowe życie. 
Chłopak dumny z tego, że się zemścił. Dumny, że pomścił śmierć przyjaciela tak jak mu obiecał. 
Ona nie mająca pojęci dlaczego chłopak którego obdarzyła wielkim uczuciem zachował się jak dupek.
On chcący wykrzyczeć jej w twarz powód jego zachowania.
Obaj zaczynający nowy rozdział, ale czy aby na pewno lepszy od tego który zakończyli? 

Jęstę Mistrzę.
------------------------------
A więc jest! Tak szczerze to dzisiaj wpadłam na pomysł podzielenia tego wszystkie na części.
Harry i Harriet byli chwilę parą starczy wam :D
Mam dużoooo pomysłów na dalsze rozdziały i mam nadzieję, że będziecie dalej czytać i nie znienawidzicie mnie za to, że zrobiłam z Harry'ego wrednego chuja :P 
A oto nowy bohater który pojawi się w drugiej części:

Matt Albert Snow


Żeby tak zasnąć i obudzić się za jakiś czas.
Żeby już było po wszystkim.
Żebym nie musiał pamiętać.
Żebym mógł normalnie żyć.
Żeby już tak nie bolało.
Żeby się obudzić bez tego.